Polityka i Społeczeństwo

Lewicy nie zależy na porażce Andrzeja Dudy. Groźna postawa trzech tenorów

Marszałek Sejmu Elżbieta Witek ogłosiła datę wyborów prezydenckich 2020. I tura głosowania odbędzie się 10 maja, a ewentualna II tura – 24 maja. Ogłoszenie daty wyborów jest równoznaczne z rozpoczęciem oficjalnej kampanii wyborczej, która przed I turą zakończy się 8 maja o północy, ponieważ ciągle obowiązuje w polskim prawie archaiczna, absurdalna i fikcyjna cisza wyborcza.

Początek kampanii wyborczej to dobry moment, aby napisać, że nie wszystkim kontrkandydatom urzędującego prezydenta zależy na tym, aby 10. lub 24. maja Andrzej Duda był podpisywany przez media jako ustępujący prezydent i aby 6 sierpnia stał się byłym prezydentem.

Mój poprzedni tekst był o Władysławie Kosiniaku-Kamyszu, a pisałem o nim jeszcze przed jego haniebną wypowiedzią zrównującą Platformę Obywatelską z Prawem i Sprawiedliwością. Dostał tyle negatywnych komentarzy, że jeśli ma choć tyle oleju w głowie, co brudu za paznokciami, zapamięta to i przestanie się ośmieszać. Ja zostawiam to dziś na boku i skupię się na innym środowisku politycznym – tym na lewo od centrum.

Dlaczego uważam, że lewicy nie zależy na zmianie lokatorów Pałacu Prezydenckiego? Po pierwsze – lewica postawiła w tych wyborach na kandydata najmniej wiarygodnego ze wszystkich potencjalnych kandydatów tego środowiska. Pierwsza rocznica politycznego bankructwa Roberta Biedronia – kandydata lewicy na prezydenta przypada 26 maja – dwa dni po II turze wyborów prezydenckich (jeśli będzie potrzebna). Wtedy to bowiem partia „Wiosna” zdobyła w wyborach do Parlamentu Europejskiego nędzne 6% głosów, choć 3 lutego Robert Biedroń zapowiadał wyborczy wynik na poziomie dwudziestu procent. Zdobył mandat eurodeputowanego i złamał obietnicę, że odda go i jesienią poprowadzi swoich ludzi do Sejmu. Z czysto ludzkiego punktu widzenia nawet się nie dziwię, bo Biedroń w PE zarabia 50-60 tysięcy zł miesięcznie, a polski poseł żenujące 8 tysięcy, ale Biedroń obiecywał inne zachowanie, wyższe standardy i politykę nowej jakości. Nowe – jak widać – wcale nie oznacza lepsze.

To jednak nie jest sedno problemu. Gorzej, że tzw. lewicowe środowiska mówią, iż mają w tylnej części ciała pojedynek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej z Andrzejem Dudą i w dniu drugiej tury wyborów zostaną w domach, co de facto oznacza poparcie kandydata PiS. To, że nikt, a Biedroń szczególnie nie ma szans na wejście do II tury zamiast kandydatki PO, jest oczywiste jak to, że 2+2=4. Dziwi mnie jednak mimo wszystko to, że zaplecze kandydata lewicy tak jasno przyznaje, że dla ich kandydata liczy się udział, bo nie ma szans na dobry wynik, ponieważ polityczna racjonalność nakazywałaby przynajmniej robić dobrą minę do złej gry. Sondaże pokazują, że poparcie dla Roberta Biedronia oscyluje w przedziale 7-9% a zatem zaledwie na poziomie połowy poparcia deklarowanego dla lewicy.

Taka postawa jest nie tylko wyjątkowo niedojrzała, ale przede wszystkim potwornie niebezpieczna. A żale do Kidawy o to, że już dziś ma poparcie cztery razy wyższe niż Biedroń są żałosne. Przestańcie również – droga lewico – wytykać Kidawie jako powód do wstydu to, że wśród swoich przodków ma byłych prezydentów.

Niegłosowanie na kandydatkę PO w II jest równoznaczne z pomocą w zwycięstwie kandydatowi PiS. Nie ma sensu dorabiać do tego ideologii.

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Media Tygodnia
Ładowanie