Miała być nowa siła, miała być nowa jakość, miała być nowa energia. Dwa miesiące po wyborach parlamentarnych Lewica popadła w marazm i odrętwienie.
Przed wyborami Włodzimierz Czarzasty zapowiadał merytoryczną opozycję, bo ta, która była w ostatnich 4 latach w parlamencie, według niego była słaba. Biedronia, Zandberga i Czarzastego połączył pragmatyzm polityczny, który najpierw objawił się rozmowami o wspólnym starcie, a później obniżeniem ryzyka w postaci progu wyborczego, który dla koalicji wynosi 8 proc. Wystartowano na 5 proc. i można powiedzieć, że odniesiono sukces.
Pod koniec roku Lewica wygląda jak zaginiona w akcji, jest bez wyrazistości, sprawia wrażenia jakby osiadła na lurach. Jedna jaskółka, jaką był Adrian Zandberg w swoim wystąpieniu sejmowym po expose Mateusza Morawieckiego, odleciała gdzieś daleko pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie i łezkę w oku u sympatyków Lewicy, bo zaczęto z wysokiego C. W zeszłym tygodniu pojawił się sondaż, w którym Lewica spadła po raz pierwszy poniżej 10 proc.
Gdy praktycznie cała opozycja ma już wyłonionych kandydatów na wybory prezydenckie, formacje lewicowe wysyłają w tej sprawie sprzeczne sygnały. Najpierw miał być grudzień, teraz kandydat lub kandydatka ma zostać zaprezentowana w styczniu. Biedroń i Zandberg, którzy mieli być naturalnymi kandydatami w wyborach i to z nich miał być wyłoniony pretendent dają do zrozumienia, że nie są zainteresowani stanięciem do wyścigu. Można na ten temat przeczytać różne dywagacje, ale moim zdaniem strach obleciał obu liderów przed wzięciem odpowiedzialności za wynik, bo poparcie dla całej formacji z wyborów parlamentarnych trzeba potwierdzić w wyborach prezydenckich.
Przez dwa miesiąca Lewica zaliczyła dwie bardzo poważne wpadki. Pierwsza związana jest z posłem Kulaskiem, który narzekał, że za 9 tys. może się nie utrzymać w Warszawie. To przede wszystkim cios w ascetyczny wizerunek Lewicy, po tym jak Adrian Zanberg zapowiedział złożenie projektu ustawy obniżającej uposażenia poselskie. Druga to zbieranie podpisów pod wnioskiem o postawienie przez Tybunałem Stanu Mariana Banasia. Koalicja Obywatelska i PSL nie mają zamiaru podpisywać się pod wnioskiem, a więc Lewica może go wyrzucić do kosza. Brak konsulatcji z pozostałymi ugrupowaniami opozycyjnymi kończy żywot lewicowej inicjatywy. Nie wiadomo jaki będzie efekt uwikłania się cześci Lewicy w obronę Jana Śpiewaka.
Przez ostatnie lata lewa strona sceny politycznej powtarzała, że Platforma Obywatelska zawaliła głosowanie w sprawie postawienia przez Trybunałem Stanu Zbigniewa Ziobro. Zapominając przy tym, że podczas głosowania na sali plenarnej nie był wtedy obecny także cały klub SLD, ale mniejsza z tym. O tym głosowaniu rozprawiano od rana do wieczora zapewniając, że w przypadku Lewicy takie rzeczy nie będa miały miejsca. Wystarczyły dwa miesiące i podczas ważnego głosowania nad “ustawą kagańcową” absencja posłów Lewicy stała się faktem i cały mit założycielski legł w gruzach.
Problemem Lewicy jest także to, że nie pojawiła się żadna nowa przebojowa twarz, której media mogłyby poświęcić dłuższą chwilę. Nie ma nikogo nowego, kto dodałby energii, kto przykułby uwagę, a przecież zawsze, gdy nowa drużyna wchodziła do Sejmu wyłaniał się ktoś, na kim można – mówiąc obrazowo – zawiesić oko. Liderzy Lewicy zgodnie powtarzają, że mają ustalony kalendarz działań np. w sprawie nowych projektów ustaw i dobrze by było, gdyby zaczęli go w miarę szybko realizować, bo na razie tworzą obraz przeciętności. Wprawdzie nie jest to jeszcze równia pochyła, ale odważnik z napisem “brak polotu” jest coraz cięższy.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU
Facebook Comments
blok 1
Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.