Po awanturze w Brukseli i kolejnych wpadkach ministrów rządu Szydło, PiS wciąż cieszy się całkiem wysokim poparciem społecznym. Tym co dzieli partię Jarosława Kaczyńskiego i polityczny aut, są owoce tzw. “dobrej zmiany”, skoncentrowane wokół odmienianego przez wszystkie przypadki programu 500+, niższego wieku emerytalnego i całego szeregu innych prezentów dla obywateli. Nie można jednak powiedzieć, że obecny skorumpowany system stał się możliwy do zbudowania tylko z powodu roszczeniowego postrzegania roli państwa przez poszczególne grupy społeczne. Prawdziwą podwaliną sukcesu narracji PiS, która sprawia, że partia tego typu jest w stanie w ogóle istnieć w polityce, jest ignorancja Polaków w dziedzinie wydatków państwa. Trzeba powiedzieć otwarcie, że jest to ignorancja, która była celowo hodowana przez ostatnie 25 lat, ponieważ żaden rząd po 1989 roku nie chciał, aby obywatele zrozumieli tak naprawdę, jak działa machina budżetu. Dawało to swobodę rozdawania stanowisk i zamiatania niewygodnych spraw pod dywan. W powyższy sposób dobra zmiana jest w pewnym sensie karą za lata politycznych kłamstw i zaniechań, za które odpowiadają wszystkie główne siły zarówno rządu jak i obozu anty-Pis.
Forum Obywatelskiego Rozwoju przeprowadziło właśnie badania, które pokazują szokującą prawdę, jak Polacy dali się zmanipulować w kwestiach funkcjonowania państwa. Dwie trzecie naszych rodaków nie potrafiło określić rzędu wielkości wydatków państwa na głowę mieszkańca, czyli podać w przybliżeniu czy są to kwoty liczone w setkach, tysiącach czy dziesiątkach tysięcy złotych. Spośród tych, którzy zdecydowali się na udzielenie odpowiedzi, aż trzy czwarte określiło je na 10 tysięcy lub mniej. W rzeczywistości państwo wydaje w ciągu roku średnio ponad 20 tysięcy zł w przeliczeniu na jednego Polaka. Oznacza to, że w pobliżu prawidłowej odpowiedzi znajdowało się mniej niż 9% Polaków.
Powyższe badanie, które może wydawać się ciekawostką, tak naprawdę pokazuje gdzie leży sekret sukcesy propagandy skupionej wokół programu 500+. Polacy wciąż wierzą, że istnieją rzeczy za darmo. Wydatki państwa są odległe i całkowicie niewiązane z własnym portfelem, z którego przecież pochodzą środki na ich pokrycie. Jeśli Polacy mieliby świadomość, że to samo państwo, które nie potrafi dostarczyć im żadnej usługi na dobrym poziomie, wydaje na każdego z nich aż 20 000 zł rocznie, to może zmieniliby swoją optykę na system podatkowy. Wówczas zrozumieliby, że w rzeczywistości najbardziej kosztowne są te rzeczy, które są dano za darmo. Tej ignorancji nie można bynajmniej zrzucić, jak wspomniałem, tylko na PiS. Cały system podatkowy został w naszym kraju skonstruowany w taki sposób, aby obywatel nie był świadomy, jak dużą część jego pensji zabiera państwo. Z tego powodu podzielono daninę dla budżetu na cały szereg podatków i składek, w których przeciętny Polak się po prostu gubi. Drugim zabiegiem jest sprytne podzielnie składek na te po stronie pracownika i te po stronie pracodawcy, z których te ostatnie nie liczą się do pensji brutto. Jeśli weźmiemy je wszystkie pod uwagę, to okaże się, że na każde 100 zł na rękę pracownika, pracodawca musi zapłacić kolejne ponad 60 zł podatków (przy pensji netto 3000 pracodawca musi wydać na wynagrodzenie w sumie aż 5000 zł). A nie uwzględniamy tutaj podatków pośrednich, czyli VATu i akcyzy, a tylko ten pierwszy to najczęściej aż prawie jedna piąta ceny produktu w sklepie. Jeśli podatki byłyby przejrzyste, a co za tym idzie obywatele świadomi ich wielkości, to ckliwe opowieści o prezentach od rządzących nie byłyby takie kuszące, a głosy na rzecz obniżki podatków i wspierania rozwoju – wzmocnione.
W badaniu FOR polacy zapytani o wysokość podatków i składek od ich pensji w 73% udzielili odpowiedzi – nie wiem, co najdobitniej świadczy o systemie podatkowym w naszym kraju.
W badaniu FOR zadano jeszcze jedno kluczowe pytanie. Mianowicie zapytano Polaków o wskazanie dziedzin, na jakie państwo wydaje najwięcej środków. Najwięcej osób (26%) wskazało administrację, która w rzeczywistości wynosi zaledwie 5% wydatków państwa (rozumiane jako organy urzędowe, do tego trzeba doliczyć oczywiście koszty administracyjne szpitali, szkół i innych jednostek, ale takie koszta występują też w podmiotach prywatnych). Co ciekawe, z perspektywy dobrej zmiany zaledwie 14% Polaków była świadoma, że to emerytury i renty są największym obciążeniem budżetu, pochłaniając już teraz jedną trzecią środków publicznych. W świetle powyższych danych nie dziwi tak wielki poklask dla obniżenia wieku emerytalnego czy 13stych emerytur, które w rzeczywistości szybko doprowadzą finanse publiczne na skraj bankructwa.
Cena, jaką przychodzi nam płacić za niewiedzę obywateli, jest obecnie ogromna. Takiej sytuacji by nie było, gdyby rząd i media uczciwie relacjonowały kwestie finansów publicznych. W roku 2015 oficjalny budżet przewidywał wydatki na poziomie 343 mld 252 mln zł. Ta rokrocznie pokazywana Polakom kwota jako całość wydatków państwa jest bowiem zwykłą fikcją. W oficjalnym budżecie nie zobaczymy wydatków na renty i emerytury oraz szereg innych obciążeń. Jeśli weźmiemy wszystko pod uwagę, to wydatki państwa w 2015 roku z 343 mld zł wzrosną do 745 mld, tym samym pokazując, że połowa wydatków publicznych jest skrzętnie ukrywana przed oczyma obywateli. Polecam zapoznanie się opracowaniem Fundacji Republikańskiej, która przygotowała mapę wydatków państwa:
Jedynym rozwiązaniem, aby tak radykalny populizm jaki reprezentuje obecny rząd został wyeliminowany z przestrzeni publicznej, jest przejrzystość finansów publicznych. Jeśli ludzie będą świadomi skąd się biorą publiczne pieniądze i przyswoją słynne słowa Miltona Friedmana, że nie ma darmowych obiadów, to jest szansa na przerwanie pętli nieustającego zadłużania Polski. Tylko czy elity polityczne, zarówno te po prawicy jak i lewicy, są na taką rzeczywistość gotowe?
fot. flickr/KPRM/P.Tracz
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU