Za niższy wiek emerytalny w Polsce, wbrew zdrowemu rozsądkowi, najwięcej zapłacą obecni trzydziesto- i czterdziestolatkowie, tak bardzo oczekujący tej zmiany, po tym jak Tusk kazał pracować im do śmierci. Rząd Beaty Szydło jest zachwycony swoimi działaniami – w końcu ruch przyniesie same korzyści. Koszty natomiast poniosą ci sami, którzy dziś obniżenie wieku emerytalnego fetują.
Przy powszechnej euforii w rządowych ławach i zgodnie z zapowiedziami z kampanii wyborczej, zarówno prezydenckiej jak i parlamentarnej, Sejm przyjął wczoraj ustawę przywracającą niższy wiek emerytalny. Wbrew światowym trendom, wbrew opiniom ekspertów od zabezpieczenia społecznego czy sytuacji demograficznej i wbrew podstawowej matematyce. Od 2018 roku kobiety ponownie nabędą prawa do emerytury w wieku 60. lat, a mężczyźni w wieku 65. Beata Szydło mówi, że budżet na to stać i wszystko mają policzone. I tu leży klucz do zrozumienia motywów decyzji rządu.
Zabezpieczenie emerytalne obywateli to element niepisanej umowy społecznej, zawartej między obywatelami a państwem. Czy wysokość emerytury będzie pozwalała na godne życie, umowa już nie precyzuje. Wszystkie prognozy w oczywisty sposób wskazują, że emerytury będą niskie, zwłaszcza dla kobiet. Większość przyszłych emerytów będzie musiała przeżyć za państwowe świadczenie stanowiące ok. 30% ostatniej pensji. Czy władza o tym nie wie? Otóż wie doskonale i mimo to ustawę uchwala. Dzisiejszy wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, tak oceniał pomysły Prawa i Sprawiedliwości zaledwie dwa lata temu.
Niższy wiek emerytalny w Polsce i krótkowzroczność społeczeństwa.
Dlaczego zatem tak wielu obywateli dało się nabrać na tę obietnicę Prawa i Sprawiedliwości, a teraz będzie wychwalać partię pod niebiosa za zrealizowanie obietnicy? Z prostej przyczyny. Wielu nie przyjmuje do wiadomości twardej rzeczywistości o zwiększającej się średniej długości życia, o potrzebie dłuższej pracy i wspólnym interesie w wyższym wieku emerytalnym. Skoro rząd mówi, że państwo stać na wiek niższy, to znaczy że stać. Poprzedni rząd, który odważył się wprowadzić tę konieczną reformę, zrobił to, by bez podnoszenia podatków, względnie utrzymać wysokość przyszłych emerytur. Ten postanowił skonsumować niewiedzę oraz naiwność Polaków i zebrać polityczne profity wprowadzenia populistycznej zmiany, pozostawiając jej skutki dzisiejszym 30 i 40 latkom. Środki na bieżące koszty obniżenia wieku emerytalnego w Polsce oraz szereg innych socjalnych wydatków budżetowych wyciągnie z ich kieszeni, wprowadzając nowe podatki lub opłaty. Oczywiście tu afiszowania się zmianami zabraknie. Będzie po cichu, z fałszywą ideologią, z troską o najbiedniejszych na ustach.
Zaskakujące jest to, jak łatwo jest wcisnąć “ciemnemu ludowi”, że wprowadzenie nowych podatków, takich jak podatek bankowy czy podatek od hipermarketów, to coś zupełnie innego niż przykładowo podniesienie podatku dochodowego do 20%. Rok po wprowadzeniu podatku od banków, widać już w sposób oczywisty, że koszty przeniesiono na klientów, banki zwiększyły zyski, a wpływy do budżetu nie stanowią nawet 50% tych zaplanowanych. Podatek handlowy, co prawda na razie zablokowany przez Komisję Europejską, przyniesie skutek podobny. Tym bardziej, że planowany przejściowy podatek obrotowy, skonsumuje cały zysk polskich sieci handlowych, pozostawiając na rynku głównie te globalne. One nie omieszkają skorzystać z quasi monopolistycznej pozycji na rynku i będą mogły dyktować cenę krajowym dostawcom. W konsekwencji zarobią oni mniej, a klient zapłaci więcej, bo nie będzie konkurencji.
Cichą podwyżką podatku jest utrzymanie podatku VAT na dotychczasowym poziomie 23%, choć z mocy prawa wrócić miał do stawki podstawowej 22% od 2017 roku. Cichą podwyżką podatku jest rezygnacja z likwidacji podatku miedziowego, które dało PiS zwycięstwo na Dolnym Śląsku. W końcu przychody powyżej 1,5 mld rocznie nie śmierdzą. Ukrytym nowym podatkiem jest “podatek węglowy”, czyli podwyżka rachunków za prąd, czy niedoszły podatek od kapitału zapasowego, który miał wyciągnąć miliardy ze spółek energetycznych (póki co wstrzymany). Wzrośnie też podatek akcyzowy i to znacznie, co odbije się na cenach samochodów, zwłaszcza tych tańszych. Najprawdopodobniej rząd wprowadzi także nowy podatek od telewizora, który ma zapewnić finansowanie propagandowej telewizji. Kto wie, co jeszcze wymyślą rządzący. Widać kreatywności im nie brakuje.
W temacie telewizji rządowej. Wczoraj w wywiadzie w TVP, Jarosław Kaczyński ogłosił, że za spowolniony wzrost gospodarczy i spadek wydatków na inwestycje odpowiadają przedsiębiorcy związani z opozycją, którzy unikają zaangażowania w ewidentnie dochodowe przedsięwzięcia. Jest to oczywiście spowodowane chęcią obalenia rządu i przywrócenia do władzy swoich kolesi. Tym samym objawiona została nowa zasada polityki gospodarczej tego rządu. Jak nie finansujesz dobrej zmiany, to jesteś przedsiębiorcą gorszego sortu. A niższy wiek emerytalny w Polsce swoje kosztuje. Konfiskata rozszerzona, domiar podatkowy i mundurowa skarbówka już czekają.
fot. Shutterstock
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU