Jestem jak najdalszy od lekceważenia jakichkolwiek ulicznych protestów. Fiasko protestów Komitetu Obrony Demokracji z poprzedniej kadencji parlamentu nauczyło mnie jednak, że władzy nie zmienia się na ulicach, a wiara w to, że jest to w ten sposób możliwe, może skutkować dramatycznym rozminięciem się formacji politycznych z nastrojami społecznymi. Wtedy zaś katastrofa przy urnach wyborczych jest więcej niż pewna.
Julia Przyłębska zrobiła, co jej Jarosław Kaczyński kazał – wyrzuciła do kosza trwający niemal trzy dekady kompromis aborcyjny, który, choć był obarczony licznymi mankamentami, nie był pozbawiony sensu. Kaja Godek, która na wszystkich Polkach mści się za chorobę swojego syna, już zapowiedziała, że teraz będzie domagała się zdelegalizowania terminacji ciąży, która powstała na skutek gwałtu. Sukces uskrzydla.
Jestem jednak daleki od tezy, iż dokręcenie prawicowej śruby w prawie aborcyjnym, przechyli szalę w lewą stronę, a lewica chce aborcji dla każdego i bez żadnych ograniczeń. Badania nastrojów społecznych pokazują, że większość Polaków odrzuca zarówno ograniczenie aborcji, jak i szerokie pozwolenie na nią, czyli chce, aby prawo z 1993 roku nadal obowiązywało.
Co zaś robią przedstawiciele lewicowych środowisk? Nazywają tchórzami tych, którzy opowiadają się za utrzymaniem dotychczasowych przepisów. Parlamentarna Lewica przespała zbliżającą się decyzję kucharki Kaczyńskiego, a jej przedstawiciele oskarżają dziś dziennikarzy o niewystarczające zainteresowanie tematem. To bzdura – liberalno-lewicowe media od dawna mają obsesję na punkcie seksu i aborcji w ujęciu, jak zdradzać, by nie zostać przyłapanym, zaś aborcję redukują do zamówienia pizzy.
Kto wygra na tej sytuacji? Jarosław Kaczyński. Dysponuje on dziś całym aparatem państwa i będzie w stanie jeszcze wiele razy wykorzystać go na korzyść swojej partii. Platforma Obywatelska, choć w tej sprawie doskonale wyczuwa społeczne nastroje i opowiada się za dotychczasowym prawem, prawdopodobnie zostanie zakrzyczana przez skrają lewicę, która jak zwykle w ostatniej chwili zrozumie, że popełniła błąd, ale też kolejny raz winnymi jego popełnienia będą wszyscy, tylko nie ci, którzy dziś – jak choćby Marta Lempart – wykrzykują na ulicznych manifestacjach, że to jest wojna.
Ostatnią przedstawicielką lewicy, która zrozumiała, że z aborcją na sztandarach nie zrobi politycznej kariery, była Barbara Nowacka.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU