Ustawa o ochronie zwierząt wywołała rolniczy gniew i zbuntowała posłów oraz senatorów PiS. Teraz nikt nie chce się do niej przyznać.
Wybory prezydenckie pokazały, że Prawo i Sprawiedliwość wyraźnie przegrywa wśród młodych wyborców. W grupie wiekowej 18-29 lat Andrzej Duda otrzymał tylko tylko 35,6 proc. ich głosów. Już wtedy zapowiedziano, że tak słaby wynik będzie przedmiotem partyjnych analiz. Jarosław Kaczyński lubi zwierzęta, ale procedowana aktualnie ustawa miała być pierwszym ruchem z gatunku otwarcia się na młodych wyborców. Ustawa wywołała jednak kryzys na łonie Zjednoczonej Prawicy.
Reporterka Gazety Wyborczej rozpytywała w parlamencie, kto faktycznie napisał ustawę o ochronie zwierząt. Ryszard Terlecki stwierdził, że nie ma pojęcia, chociaż jest jednym z wnioskodawców. Marek Suski zdezerterował sprzed mikrofonu i powiedział, że nie wie o co chodzi.
Do autorstwa ustawy firmowanej przez Jarosława Kaczyńskiego nikt się oficjalnie nie przyznaje. Waldemar Buda, wiceminister funduszy i polityki regionalnej wyraźnie kluczy – Wszyscy ci parlamentarzyści, którzy się pod nią podpisali, uczestniczyli w napisaniu tej ustawy – mówi Wyborczej. Senator PiS Józef Łyczak mówi bez ogródek, że autorzy zapadli się pod ziemię – Do końca nie wiemy kto był redaktorem. Może dlatego, że ta ustawa była tak źle napisana, tak szkodliwa, że ci, którzy ją pisali, zapadli się ze wstydu pod ziemię – tłumaczy reporterce.
W kuluarach plotkuje się, że autorem ustawy jest Krzysztof Czabański, ale przewija się także Adam Bielan, który miał podpowiadać Kaczyńskiemu, aby tą ustawą rozpoczął nowy sezon polityczny. Naturalnie Bielan też umywa ręce, zapewniając, że o inicjatywie dowiedział się pół godziny przed konferencją prezesa.
Źródło Gazeta Wyborcza
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU