Miał być „polskim Macronem”, „nowym Tuskiem” i kandydatem Tuska na premiera, a jest kandydatem PSL na prezydenta z poparciem na poziomie czterech procent. Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi ewidentnie nie idzie kampania prezydencka, a 4% poparcia w sondażach ewidentnie nie dodaje skrzydeł ani jemu, ani jego sztabowi.
Widać, że niekorzystne sondaże poparcia dla kandydata na prezydenta bardzo bolą Kosiniaka-Kamysza i wywołują u niego dużą nerwowość. Szef PSL (tytularny, bo Stronnictwem rządzą panowie Struzik, Kalinowski i Sawicki) zaproponował Małgorzacie Kidawie-Błońskiej debatę jeden na jeden i to jeszcze przed I turą majowego głosowania.
Nie zrobił tego jednak w normalny dla cywilizowanych demokracji sposób, czyli nie zwrócił się z tą propozycją ani do samej kandydatki, ani do jej kampanijnego zaplecza. Co zrobił? Napisał o tym na Twitterze i jeszcze usiłował wrobić w to szefa Europejskiej Partii Ludowej Donalda Tuska, który miałby – po pierwsze – zmusić kandydatkę PO do debaty z nim, a po drugie – miałby tę debatę zorganizować.
Obserwuję polską politykę od wielu lat, zaczynam i kończę dzień na zbieraniu informacji politycznych, analizowanie jej to moja największa pasja, ale czegoś tak bezdennie głupiego nie byłem w stanie przewidzieć. Po pierwsze – Kamysz pomylił wybory prezydenta RP z prawyborami kandydata na kandydata. Wiem, że Michał Kamiński rozsiewał w mediach fake newsy, że Kamysz może być kandydatem na prezydenta z poparciem Donalda Tuska, który miałby zmusić Platformę Obywatelską do poparcia kandydata PSL i niewystawiania własnego kandydata. Wiem, że Kamiński wysłał Kamysza do Brukseli na spotkanie z Tuskiem, aby na wewnątrzkrajowe potrzeby uwiarygodnić tę szopkę. Wiem też, że Donald Tusk odesłał Kamysza z niczym, czyli nie wprost, ale jednak wyśmiał urojenia Kamińskiego, w które Kamysz uwierzył. Trzeba mieć Donalda Tuska za kompletnego idiotę, żeby choć przez ułamek sekundy pomyśleć, że zaryzykuje dla Kamysza cały swój polityczny dorobek i autorytet.
Małgorzata Kidawa-Błońska debaty odmówiła i zrobiła to bardzo zręcznie, ponieważ stwierdziła, że dla niej konkurentem jest urzędujący prezydent, a nie którykolwiek kandydat opozycji. Musiała odmówić – to absolutny elementarz polityczny. Władysław Kosiniak-Kamysz ma poparcie siedem razy mniejsze niż ona, a zatem – mówiąc brutalnie – nie ma czego tracić. Gdyby zaś kandydatka PO na debatę z Kamyszem zgodziła się, napompowałaby go bardzo, ale – co gorsze – spowodowałaby, że nawet jej zwolennicy zaczęliby wątpić w jej wysokie poparcie i spekulować, że poziom 24% może być znacząco na wyrost. Kamysz z kolei puszyłby się w mediach całymi tygodniami, jaki to jest ważny, skoro Kidawa zgodziła z nim debatować. Jemu zdjęcia z nią bardzo by się przydały – byłyby uzupełnieniem jego taktyki podszywania się pod Koalicję Obywatelską – napis „Kamysz2020” na granatowym tle, to te same barwy, które KO stosowała w niedawnej kampanii do parlamentu. Prezes PSL cynicznie oszukuje wyborców.
Dlaczego Kamysz próbował posłużyć się Donaldem Tuskiem? Z trzech powodów. Po pierwsze – bardzo przecenia znaczenie byłego premiera wśród członków jego byłej partii. Po drugie – sam jest politykiem niezwykle słabym, a jego niedawne ataki na Platformę Obywatelską zrównujące ją z Prawem i Sprawiedliwością oraz na samą Małgorzatę Kidawę-Błońską, gdy insynuował jej polityczną niesamodzielność, bardzo popsuły jego kontakty z ważnymi politykami największej partii opozycyjnej. Po trzecie wreszcie – lider ludowców naprawdę uwierzył w brednie wciskane mu przez wyrzuconego z PO Jacka Protasiewicza, że może być wielkim rozgrywającym po stronie opozycji i trzymać w szachu polityków PO oraz jej kandydatkę na prezydenta.
Chcąc być uczciwym muszę przyznać, że miałem potężne wątpliwości co do Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i dużo brakowało mi do entuzjazmu wobec jej kandydatury na głowę państwa. Pierwszy raz zmieniło się to, gdy Ryszard Terlecki z PiS zaczął rozsiewać plotki, że Platforma może zrezygnować z Kidawy i przedstawić opinii publicznej innego kandydata na prezydenta. Wtedy pomyślałem, że Kidawa może te wybory wygrać, skoro prezydentem Warszawy został Rafał Trzaskowski, a politycy PiS również na jego temat produkowali bzdury, że zostanie wycofany i zastąpiony kimś innym. Drugi raz był teraz, po tej krzywej zagrywce Władysława Kosiniaka-Kamysza z debatą i jeszcze żałosnej próbie wciągnięcia w swoją intrygę Donalda Tuska.
Warto zrobić wiele, aby Małgorzata Kidawa-Błońska została głową państwa. Choćby po to, aby z kilku samozwańczych mężów stanu zeszło powietrze.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU