Prawo i Sprawiedliwość zrobiło wiele, aby ugrać polityczny kapitał wokół sprawy cen prądu. Rząd oskarżany o sprowadzenie drożyzny wierzył, że znalazł drogę do populizmu doskonałego, aby raz na zawsze przypieczętować przekaz “dotrzymujemy słowa”. Tu na drodze Nowogrodzkiej stanowcze “nie” lada moment może powiedzieć Komisja Europejska. PiS swoją hucpą wokół prądu złamał bowiem panujące we wspólnocie reguły gry. Rząd zignorował unijne zasady udzielania pomocy publicznej i o swoim planie Brukseli nawet nie poinformował, co zostało zauważone. Rzeczniczka KE powiedziała:
“Państwa członkowskie są zobowiązane do notyfikowania Komisji Europejskiej o wszelkich działaniach o pomocy publicznej przed ich wdrożeniem. Do tej pory nie otrzymaliśmy notyfikacji od polskich władz, ale tego byśmy oczekiwali”.
Powyższe słowa nie są może mocne, ale kryje się za nimi realna groźba. Władze unijne mają bowiem narzędzia, aby blokować łamiące nasze zobowiązania formy publicznej interwencji. Dlatego choćby rząd PO-PSL z niesamowitą ostrożnością musiał negocjować wsparcie dla polskich stoczni.
Uległości Komisji nie ma co się spodziewać, ponieważ PiS dotknął kluczowej sprawy dla przetrwania Unii. Wspólny rynek jest siłą wspólnoty, a ten będzie miał rację bytu tylko tak długo, jak nikt nie będzie oszukiwał. Pomoc publiczna jako forma nieuczciwej konkurencji zaburza naturalne stosunki między gospodarkami Europy. W przypadku regulacji cen prądu sytuacja jest zaś zupełnie kuriozalna. Zamieszanie z pomocą publiczną byłoby może do uniknięcia, gdyby rząd zrekompensował wyższe koszty tylko i wyłącznie niższą akcyzą na prąd. Energia z węgla byłaby tańsza, ale proporcje jej ceny wobec prądu z odnawialnych źródeł energii byłyby zachowane. PiS nie szedłby tym samym także na kolizję z walką o ochronę klimatu. Jednak efekt propagandy byłby połowiczny, więc postawiono na stare, dobre regulacje cen. Szczególnie groteskowa jest już sama nazwa funduszu, który będzie miał stać na straży nowych cen – Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny.
Interwencja Unii byłaby tu zaś dla polskiej gospodarki pożądana. Zaniżanie cen oznacza bowiem zatrzymanie presji na oszczędzanie energii i tworzenie nowych mocy produkcyjnych. Tani prąd z dopłaty nie zmotywuje do zakupu urządzeń energooszczędnych, a niska cena to mała pokusa do inwestowania w energetykę.
W efekcie możemy skończyć jak w PRL, jednak zamiast z pustymi półkami, to z przerwami dostaw energii. Ale to nie jedyne kuriozum, przed którym Unia może nas ustrzec. Znaczenie cen prądu jest wszakże daleko przeceniane w swojej roli w gospodarce, ponieważ mimo symbolicznie ważnej roli rachunek za energię stanowi marginalny fragment tak PKB jak i budżetów domowych. Inaczej być nie może, ponieważ liche kilka miliardów nie starczyłoby na pokrycie podwyżek tak kluczowego zasobu, jak to kreują dziś politycy.
PiS wciąż ustami Michała Dworczyka utrzymuje, że ma eskspertyzy stanowiące, że dopłaty są zgodne z prawem unijnym. Pytanie jednak, czy rząd ma je na podobnej zasadzie, jak minister Waszczykowski posiadał ekspertyzy na nielegalność wyboru Donalda Tuska? PiS przegrał już parę takich bitew przed sądami, stąd nasza redakcja mówi sprawdzam i zawnioskowała o udostępnienie tych dokumentów.
Może się zatem jeszcze okazać, że władza odtrąbiła sukces przedwcześnie, a jej destrukcyjny populizm zostanie powstrzymany. Otwarte pozostaje pytanie, jak taki obrót spraw wpłynie na nadchodzące wyborcze zmagania.
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU