Popularne jest powiedzenie, że pierwszą ofiarą wojny jest prawda. W przypadku konfliktu syryjskiego umarła ona już dawno temu, a informacja stała się po prostu kolejnym polem bitwy między walczącymi stronami. W ostatnich dniach światowe media ogarnęła fala newsów na temat masakry po wkroczeniu armii Asada do wschodniego Aleppo. Słyszy się o tym, że żołnierze reżimu mordują wszystkich napotkanych na swojej drodze, cywile giną w swych domach, niektórzy mówią nawet o ludobójstwie. Polityka publikuje wpis, w którym Aleppo nazywane jest Srebrenicą drugiej dekady naszego wieku.
Pojawia się pytanie: czy relacje mediów nie posuwają się za daleko w interpretowaniu ostatnich wydarzeń?
Po wyborach w USA wybuchła afera fałszywych newsów w mediach społecznościowych, które uderzały w Hillary Clinton i zwiększyły tym samym szanse Trumpa. Okazuje się jednak, że propagowanie fałszywych informacji nie jest tylko domeną trolli internetowych, ale także największych światowych mediów.
Kiedy pojawiły się doniesienia o mordach w Aleppo, nie mogły zostać one zlekceważone. Nie pochodziły one tylko z ust rebeliantów, którzy już nie raz udowodnili, że są w stanie powiedzieć wszystko, ale informację ogłosiło samo ONZ.
Rolą dziennikarzy jest weryfikacja informacji i podawanie faktów, z czego światowe media całkowicie się jednak nie wywiązały.
Minęło kilka dni powtarzania szokujących doniesień i nie mamy jakichkolwiek dowodów, które potwierdzałyby dokonanie w Aleppo zorganizowanej maskary na wielką skalę, która mogłaby być nazywana czystką lub ludobójstwem. Nie mamy żadnych zdjęć ani nagrań, a w przypadku wielu innych mniejszych zbrodni, zarówno reżimu i opozycji, takie materiały docierały do mediów. Okazało się także, że ONZ nie ma swoich własnych informatorów na miejscu, przez co korzysta z informacji, których wiarygodności samo nie może poświadczyć.
Warto zwrócić uwagę na liczby podawane w komunikatach, “masakra w Aleppo”, “100 000 uwięzionych cywilów”, “82 ofiary”. Szanowny czytelniku, czy w przypadku zorganizowanej akcji militarnej mordowania 100 000 cywilów, uwięzionych we wschodniej części miasta mogły zginąć tylko 82 osoby? Jeśli w natarciu syryjskim bierze udział tysiące żołnierzy to skala zbrodni, którą zarzuca się reżimowi, powinna być nieporównywalnie większa. Dla przykładu 80 żołnierzy zginęło w tylko jednym nalocie sił USA na armię syryjską.
Coraz liczniejsi publicyści porównują sytuację Aleppo do Powstania Warszawskiego. Może faktycznie warto porównać skalę zniszczeń wojennych w obu przypadkach. Podczas 63 dni powstania, gdzie Niemcy dysponowali mniej zaawansowaną bronią, zginęło 200 tysięcy cywilów, a całe miasto zostało zrównane ziemią. Tymczasem w Syrii, podczas całej 4 letniej bitwy o Aleppo straty cywilne nie zbliżyły się do tego poziomu. Violations Documentation Center in Syria prowadzi ewidencję ofiar wojny, na dzień 12 grudnia w bazie znajdowało się ponad 31 tysięcy cywilów zabitych w Aleppo podczas całej wojny, z czego wielu z rąk opozycji.
Przez media od tygodni, a zwłaszcza teraz przewija się masowa krytyka rosyjskich bombardowań, które celowo miały prowadzić do masowych strat cywilnych i powinny zostać uznane za zbrodnię wojenną. Sytuacja nie jest niestety taka czarno – biała. Rosyjskie działania przynoszą oczywiście wysokie straty cywilne, ale ciężko ich uniknąć podczas jakichkolwiek walk w rejonach silnie zamieszkanych. Jest to wielka tragedia, ale winę za nią ponoszą wszystkie strony, które nie są gotowe do prowadzenia pokojowych rozmów i kompromisu.
Sami tak głośno mówiący o tragedii rebelianci, mimo beznadziejnej sytuacji militarnej, z pełną świadomością nigdy nie rozważali kapitulacji miasta, nie mieli problemów z wykorzystaniem dzieci w słynnej akcji palenia opon w celu obniżenia widoczności dla atakującego lotnictwa. Pojawiały się nawet doniesienia, że jeszcze niedawno opozycja utrudniała cywilom opuszczenie Wschodniego Aleppo.
Jest w tym wszystkim nasza hipokryzja. Oczekiwanie od Asada rezygnacji z użycia lotnictwa byłoby równoznaczne z oczekiwaniem, że podda wojnę opozycji i wyśle swoje oddziały na pewną śmierć. Nie mieliśmy takich oczekiwań kiedy NATO rozpoczęło masowe naloty na Libię, które doprowadziły także do szeregu ofiar cywilnych, szczególnie w ostatniej fazie wojny, kiedy sojusz postanowił zniszczyć infrastrukturę zapewniającą podstawowe potrzeby stolicy Libii – Trypolisu. Przerwanie dostaw wody, prądu i żywności doprowadziło do katastrofy humanitarnej i spadku morale zwolenników dyktatora i ostatecznie jego klęski. Zachęcam do poszukania w Google jak wyglądały po wojnie (która nie do końca się skończyła) miasta Libijskie, bo niejedno prezentowało się dokładnie tak jak Aleppo dzisiaj.
Jednak tym co powinniśmy sobie szczególnie przypomnieć to los irackiego miasta Faludży.
Faludża jako jedno z religijnych centrów Iraku była bastionem sunnickich bojowników. Armia Stanów Zjednoczonych zdobywała w 2004 r. miasto dwukrotnie, za pierwszym razem bez sukcesów, a za drugim z użyciem wszystkich dostępnych środków. Masowe bombardowania z lądu i powietrza kompletnie zrujnowały miasto i zniszczyły ponad 60 z 200 historycznych meczetów. Podczas walk użyto zakazanego konwencjami międzynarodowymi białego fosforu, który wywołał oparzenia chemiczne u wielu rebeliantów i jeszcze większej liczby cywilów. Co więcej MBC News wyemitowało materiał pokazujący egzekucję rannego bojownika przez żołnierzy. Podczas oblężenia zginęło ponad 6000 cywilów. Nikt nie nawoływał wówczas Stanów Zjednoczonych do zaniechania użycia lotnictwa.
Powyższe przykłady nie zostały podane, aby usprawiedliwiać Rosję i Asada, którzy bez wątpienia nie prowadzą humanitarnej wojny. Powinniśmy się jednak zastanowić, skąd taka odmienna reakcja na takie same taktyki wojenne w wykonaniu różnych krajów? Czy na pewno w całym medialnym zamieszaniu chodzi o dobro cywilów? Czy może ich tragedia stała się kartą przetargowa używaną w dogodnych momentach?
Opozycja bazuje na wsparciu zachodu, dlatego prowadzi wiele działań medialnych, aby utrzymać uwagę i wsparcie zachodnich mediów. Jednak informacje podawane przez rebeliantów są równie wiarygodne jak reżimowa propaganda. Z tych powodów musimy być ostrożni w interpretacji doniesień z Aleppo.
Współczucie opinii publicznej może przełożyć się na decyzje polityczne, które są ostatnią nadzieją na uratowanie konającej rebelii. W związku z tym mamy do czynienia z wielką dezinformacją z obu stron barykady, w której ludzie mediów powinni umieć oddzielić informacje prawdziwe od kłamstw.
Jednak w erze, kiedy dziennikarstwo polega na bezmyślnym kopiowaniu cudzych treści a nie pracy twórczej, poszukiwanie prawdy stało się chyba dla wielu rzeczą zbyt czasochłonną i nieopłacalną.
Trwa pewnego rodzaju moda na przemienną obojętność na ludzkie cierpienia, a następnie wielki zryw pisania nastawionego na szokowanie. Formułowanie mocnych wyznań i wstawianie brutalnych, ale niekoniecznie autentycznych zdjęć (najczęściej ofiar innych wojen) stało się rutyną ostatnich dni. Na jednym z portali czytamy: “Mam gdzieś takie święta!”- w kontekście nieprzyjmowania przez Polskę uchodźców, ale podczas ostatnich 3 wigilii kiedy Aleppo płonęło, nikt o Syryjczykach nie pamiętał.
W 2003 roku w oparciu o nieprawdziwe informacje doszło do inwazji na Irak, która doprowadziła do fali terroru i śmierci w regionie, co trwa do dziś. Gdyby media przywiązywały większą wagę do rzetelnego wykonywania swojej pracy już wtedy, to może nigdy nie musielibyśmy oglądać dramatu mieszkańców Aleppo.
fot. FLICKR/FREEDOM HOUSE
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU