Polityka i Społeczeństwo

Kaczyński ma wreszcie wszystko, czego pragnął, czyli putinowska rekonstrukcja rządu

Ci, którzy nie zostaną zniszczeni przez Brudzińskiego, Kamińskiego lub Ziobrę, będą mogli robić świetne interesy pod Morawieckim

Żeby nie było wątpliwości, tym razem określenie „Putinowska” nie jest nadużywanym w antypisowskiej publicystyce bluzgiem (sam go nadużywam), ale nieomalże komplementem dla mądrości Wodza. Putinizm jest rodzajem modernizacji, przynajmniej dla większości Rosjan. Autorytaryzm peryferiów zawsze udaje nowoczesność i siłę, nawet kiedy – tak jak w Rosji Putina – jego faktycznymi zasobami nie jest innowacyjność, wolność gospodarcza, stabilność prawa, aktywność wolnych obywateli, ale arsenał nuklearny odziedziczony po ZSRR i surówce (głównie energetyczne) odziedziczone po okresie jurajskim.

Zapytajcie jednak „nowych Rosjan” – tych naprawdę dużych, np. w Londynie (oni zwykle mówią do plebsu przez media, albo własne, albo zaprzyjaźnione, np. Murdocha). Albo zapytajcie tych mniejszych, z którymi może spędzaliście kiedyś wakacje w Turcji albo na Słowacji czy w Szczyrku. Jeśli w ogóle coś wam coś powiedzą, to odwołując się do najbardziej osobistych doświadczeń stwierdzą nieomal szczerze, że Rosja jest krajem wolnym dla tych, którzy wolności nie nadużywają. Jest krajem demokratycznym dla tych, co nie nadużywają demokracji – żeby krytykować władzę, żeby robić coś w polityce, poza oczywiście współpracą z Jedyną Rosją Putina, do której zresztą nie trzeba się nawet zapisywać, żeby jej służyć („w końcu nie jesteśmy już w ZSRR”). Jeśli spełni się te niezbyt uciążliwe warunki, można robić zawodową karierę, można się dorobić, można mieć nawet własny biznes, jeśli tylko nie popełni się błędu „konkurowania” z kimś, kto jest bliżej władzy (bo wtedy się przegra – zarówno na Putinowskim „wolnym rynku”, jak też w Putinowskich sądach).

Kaczyński wziął wszystko, co lubi

Po ostatniej rekonstrukcji rządu Jarosław Kaczyński zbliżył się w Polsce do tego ideału. Zacznijmy od tego, że ma wreszcie wszystko, co kiedykolwiek w polityce naprawdę go interesowało. To znaczy ma partię i w dalszym ciągu może poświęcić się jej budowaniu, zarządzaniu frakcjami, oddawaniu swoim partyjnym żołnierzom kolejnych kawałków państwa i gospodarki (to naprawdę nie jest żadna „nacjonalizacja” czy „upaństwowienie”, ale skok partii na państwo). Kaczyński zawsze wolał się zajmować partią, zamiast rządzeniem państwem, spinaniem budżetu, inwestycjami (jeśli nie liczyć gierkowskiego „wbijania pierwszej łopaty” przed kamerami TV). Tym wszystkim, co nieciekawe i trudne, zamiast Kaczyńskiego zajmie się Mateusz Morawiecki. Skuteczniej niż Beata Szydło, przede wszystkim skuteczniej wizerunkowo.

Jednak także w rządzie Kaczyński zyskał po rekonstrukcji poczucie pełnej kontroli nad tymi resortami, które naprawdę go interesują i które wydają mu się samym jądrem władzy – czyli nad resortami siłowymi.

MSWiA, czyli głównie policję i kontrolowanie wyborów, dostał Joachim Brudziński, który jest podobnie jak Mariusz Błaszczak Kaczyńskiemu oddany, ale od Błaszczaka twardszy, brutalniejszy, jeszcze bardziej pozbawiony hamulców. Błaszczak dostał MON i choć miał za mało charakteru, żeby mu się personalnie policja nie rozłaziła, więc zapewne nie zdoła wprowadzić dyscypliny w wojsku, to po Macierewiczu i tak gorzej nie będzie. Wojsko trochę odetchnie, odetchnie też trochę Andrzej Duda ze swoimi resztkowymi kompetencjami nadzoru nad armią.

Z tego najważniejszego dla siebie obszaru resortów siłowych Kaczyński usunął jedyne naprawdę obce ciało – Antoniego Macierewicza i jego dziwaczną gwardię. Ten przez lata konieczny trybut dla Rydzka, a także dla twardego elektoratu PiS okłamywanego religią smoleńską, żeby nie odszedł w czasie ośmiu lat porażek. Kaczyński czuje się dzisiaj tak silny, że wierzy, iż samemu utrzyma prawe skrzydło i będzie korumpować Rydzyka. Macierewicz i jego ludzie mają do wyboru – albo zadowolić się ochłapami (w spółkach skarbu państwa i mediach są to ochłapy, którymi spokojnie można się najeść), albo paść ofiarą „nocy długich noży” i wrócić do jaskiń, z których po wielu latach niedawno wypełzli.

Ministerstwo Sprawiedliwości także będące dla Kaczyńskiego priorytetem w państwie, nadal ma Ziobro, który co prawda kiedyś go zdradził. Jednak znając styl jego zdrad (wszyscy pamiętamy przyszłego Robespierre’a, jak w latach niełaski i buntu, na jednej z manifestacji prawicy drżącym głosem próbował przemawiać przeciw Kaczyńskiemu i omal nie zemdlał), Kaczyński ufa mu bardziej, niż wielu tym, którzy jeszcze go nie zdradzili.

Sprawy dla Kaczyńskiego mniej ważne

Pozostała dziura MSZ-u. Jacek Czaputowicz jest jednym z klasycznych dzielnych weteranów antykomunistycznej opozycji lat 80., który po transformacji nie miał żadnego pomysłu nawet na siebie, więc tym bardziej na polską politykę zagraniczną nie będzie go miał. Do PiS-u przylepił się późno, nie ma tam żadnej pozycji, jest zapchaj dziurą, bo pomiędzy prezydentem i Kaczyńskim nie było jednak aż tak dobrze, żeby na MSZ-u puścić Krzysztofa Szczerskiego. A do Konrada Szymańskiego Kaczyński nie ma zaufania, bo wie, że Szymański zawsze bardziej jednak kochał i szanował Marka Jurka, czego Wódz nie wybacza nigdy.

MSZ nie jest jednak dla Kaczyńskiego ważne, bo on – jak mawiają klasycy badania jego myśli – nie ma polityki zagranicznej, a wyłącznie wewnętrzną. Nawet prowokowane przez siebie starcia z Brukselą czy Berlinem Kaczyński uważa wyłącznie za doraźne instrumenty walki o władzę w Polsce. I tak ich używa, nie zwracając uwagi na koszty. Dla Mateusza Morawieckiego polityczna dziura w MSZ-ie też jest opłacalna, bo po pierwsze lepsza dziura niż Waszczykowski, a po drugie Morawiecki myśli o sprawach zagranicznych wyłącznie w kategoriach polityki gospodarczej i wizerunkowej. A to – jak jest przekonany – potrafi robić on sam i jego ludzie, więc niepotrzebny mu MSZ, tym bardziej usiany personalnymi minami i niewybuchami zainstalowanymi tam przez Waszczykowskiego.

Baty i marchewki

Tak zbudowany rząd ma w zamierzeniu Kaczyńskiego po pierwsze spełnić warunek „bycia nowoczesnym wizerunkowo”. Morawiecki i jego ludzie, wsparci nieco przez ludzi Gowina, do tego nadają się świetnie, szczególnie na tle Beaty Szydło. Nauczyli się już – biorąc przykład z premiera – łączyć zarabianie europejskich pieniędzy i noszenie europejskich garniturów z wygłaszaniem w Radiu Maryja wezwań do „rechrystianizacji Europy”.

Ale nowy rząd PiS-u ma też nauczyć Polaków – od najprostszych i najbiedniejszych, po biznesowych oligarchów – prostej mądrości Putinowskiej Rosji: im mniej podpadniesz władzy, tym dalej zajedziesz. Ci, którzy nie podpadną Kaczyńskiemu i nie zostaną zniszczeni przez Brudzińskiego, Kamińskiego czy Ziobrę, będą mogli robić biznesy pod Morawieckim. Na kontrolowanym rynku, bez przetargów, dzięki powiązaniom z ludźmi władzy, pod opiekuńczymi skrzydłami upartyjnionego państwa.

Jest tylko jedno ale. Udawana nowoczesność Putinowskiej Rosji nie żyje z inwestycji prywatnych (bo je Putin zdusił), nie opiera się na fundamencie stabilności prawa (także podatkowego czy prawa własności). Rosja żyje – jak już sobie powiedzieliśmy – z surowców i z lęku całego świata przed jej atomowym arsenałem. Modernizacja Kaczyńskiego i Morawieckiego też jest udawana. Nie żyje z inwestycji prywatnych, bo je zadusiła. Nie gwarantuje stabilności prawa, ani na poziomie jego uchwalania, ani egzekucji. Polska jednak nie ma ropy i gazu, a Wojska Obrony Terytorialnej nie spełnią funkcji arsenału atomowego Putinowskiej Rosji. Nikt nam nie da pieniędzy i inwestycji wyłącznie po to, by nas uspokoić, bo nikt się nas w Europie ani na świecie nie boi. Naszą siłą po roku 1989 była odzyskana wolność (także gospodarcza) oraz umiejętność współpracy z innymi – w Europie i w najbliższym sąsiedztwie. Zdolność budowania wraz z innymi tego dziwnego tworu, jakim była (i wciąż jeszcze miejscami jest) Unia Europejska.

Zatem nawet jeśli Brudziński, Kamiński i Ziobro Polaków zastraszą, a Morawiecki ze skutecznością bankowego PR-owca będzie udawał nowoczesność, to z czego Kaczyński sfinansuje to udawanie?

 fot. Shutterstock/Fotokon

POLUB NAS NA FACEBOOKU

[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Cezary Michalski

Eseista, prozaik i publicysta. W swojej twórczości związany m.in. z Newsweekiem i Krytyką Polityczną.

Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu.

Był redaktorem pism "brulion" i "Debata", jego teksty ukazywały się w "Arcanach", "Frondzie" i "Tygodniku Literackim" (również pod pseudonimem "Marek Tabor").

Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, "Życiem" i "Tygodnikiem Solidarność". W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury.

Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. W latach 2006–2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety Dziennik Polska-Europa-Świat, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma.

Media Tygodnia
Ładowanie