Wygląda na to, że Warszawa będzie jednym z głównych, jeżeli nie najważniejszym bastionem walki z PiS. O tym, że partia Kaczyńskiego ostrzy sobie zęby na odbicie stolicy z rąk Platformy wiadomo nie od dziś.
Sukces lub porażka wyborcza rodzą się znacznie wcześniej, aniżeli mogłoby się to wydawać, w zaciszach gabinetów, w salach konferencyjnych firm PR-owych. Wyniki przy urnach wyborczych są często pochodną mniej lub bardziej trafnych decyzji politycznych o wymiarze strategicznym, personalnym czy wizerunkowym.
Jeżeli intencje opozycji w kwestii chęci odsunięcia PiS od władzy są szczere, to do walki na warszawskim froncie samorządowym powinna ona wystawić wspólną armię. W przeciwnym wypadku ryzykuje, że zostanie rozniesiona w puch przez karne oddziały PiSu. Zaś bez sukcesu w Warszawie szanse na wygraną w wyborach parlamentarnych 2019 znacznie maleją.
Warto mieć na uwadze, że w obozie rządzącym ambicje poszczególnych polityków nie są brane pod uwagę. Liczy się tylko cel, jakim jest ostateczne zwycięstwo, zaś o układzie list, jak i o kandydacie na prezydenta decyduje jednoosobowo Jarosław Kaczyński. Taki układ rzeczy już na starcie daje PiSowi przewagę. Jeżeli więc opozycja pokłóci się o stołki/ miejsca na listach, z góry skazuje się na porażkę.
Jedynym sposobem na zatrzymanie wyborczego walca PiS jest wystawienie przez opozycję w stolicy wspólnych list i jednego kandydata na prezydenta. Jest to szczególnie istotne w przypadku, w którym partia rządząca zdecyduje się na zmianę ordynacji wyborczej.
Zresztą nawet bez jej zmiany warto nadmienić, że obowiązująca obecnie metoda D’Hondta premiuje duże partie. 15 % PO i 15 % .N nie dadzą partiom tyle samo mandatów, co 30 % głosów uzyskanych przez wspólny komitet. Biorąc pod uwagę obecne sondaże, zjednoczenie może być jedyną drogą…
Badanie przeprowadził IBRiS na zlecenie onet.pl
Podobne ma się sprawa z kandydatem na prezydenta, gdzie dwóch polityków opozycji będzie sobie wzajemnie zabierać głosy. PiS takich problemów nie ma, zaś Kaczyński zapewne po cichutku liczy, że partie opozycyjne się pokłócą, a jego machina wojenna przejedzie się po konkurentach niczym walec. Warto zatem pochylić się nad potencjałem personalnym dwóch największych partii opozycyjnych, pod kątem wyborów na prezydenta Warszawy.
Kadry Nowoczesnej
Nowoczesna to teatr jednego lidera, więc o ile Ryszard Petru nie zdecyduje się startować na urząd prezydenta stolicy, to .N nie bardzo ma kogo innego wystawić. Wystawić może, ale pozostałym politykom partii Petru brakuje rozpoznawalności, by walczyć jak równy z równym z czołowymi politykami PiS.
Paweł Rabiej, który w kuluarach wymieniany jest jako potencjalny kandydat Nowoczesnej na prezydenta stolicy, jest politykiem relatywnie nieznanym, a w Warszawie będzie trzeba wytoczyć najcięższe możliwe działa.
Ryszard Petru mógłby teoretycznie posłać w bój Kamilę Gasiuk – Pihowicz, lecz wielu analityków wątpi, czy i ona jest wystarczająco rozpoznawalna dla przeciętnego wyborcy. Posłanka Nowoczesnej miałaby z pewnością większe szanse niż Paweł Rabiej, ale mniejsze niż Petru, który na start z pewnością się nie zdecyduje…
Kadry Platformy
Tego samego nie można powiedzieć o Platformie Obywatelskiej, która może posłać do boju Ewę Kopacz, Andrzeja Halickiego, Małgorzatę Kidawę – Błońską czy Rafała Trzaskowskiego.
Abstrahując od potencjału każdego z wyżej wymienionych polityków, to jednak inna, cięższa liga niż Paweł Rabiej, były już rzecznik Nowoczesnej. Ewa Kopacz to była premier, Małgorzata Kidawa – Błońska była marszałkiem Sejmu, jest politykiem znanym i lubianym. Z kolei Rafał Trzaskowski to wschodząca gwiazda PO, która zdążyła już być wiceministrem spraw zagranicznych.
Należy pamiętać, że na PO ciąży odium afery reprywatyzacyjnej, dlatego też wspólna lista może być dla Platformy ciekawym sposobem na ucieczkę od problemu.
Podsumowując, Nowoczesna ma nad PO jedną potencjalną przewagę, jej szyld jest świeższy i dla części wyborców mniej skompromitowany. Choć biorąc pod uwagę fatalny dla Ryszarda Petru początek roku można by rzec, że Nowoczesna tę przewagę w dużej części roztrwoniła. Ma to zresztą odzwierciedlenie w najnowszych sondażach, w których partia Grzegorza Schetyny, po wielu miesiącach tułaczki, przegoniła wreszcie formację Petru.
Przed Petru niezła zagwozdka – jeżeli nadrzędnym celem jest walka z PiS, opozycja powinna stworzyć wspólne listy, zaś kandydat na prezydenta powinien pochodzić z obozu PO, gdyż daje to wspólnemu obozowi największe szanse na zwycięstwo. Mówimy tu oczywiście o wariancie, w którym sam Petru nie decyduje się na start. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, gdyż Nowoczesna ryzykuje wtedy marginalizację w oczach wyborców.
Jednocześnie elektorat PO i N jest tożsamy, zaś osoby popierające te partie chcą przede wszystkim odsunięcia Kaczyńskiego od władzy. Brak chęci zawiązania przez którąś z partii kolacji wyborczej może zostać przez wyborców odebrany jako zdrada ideałów i zakończyć się dla tej formacji tragicznie.
Póki co inicjatywa jest po stronie Platformy, zaś przed Petru trudne zadanie. Im bardziej będzie topniało poparcie dla Nowoczesnej, tym bardziej partia ta będzie zmuszona do współpracy z PO, jednakże na warunkach, które zaproponuje Grzegorz Schetyna. A te nie konieczne będą dla partii Petru korzystne…
fot.Michael Wende
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU