Japonia przygotowuje się na ewentualny wybuch kolejnej wojny. To pokłosie rosnących napięć wokół Tajwanu.
Hal Brands, komentator agencji Bloomberga, ocenia, że rząd w Tokio zaczyna przygotowania na wypadek wojny, którą mogą wywołać Chiny. To pokłosie zaostrzenia przez Pekin retoryki w sprawie Tajwanu. Xi Jinping oświadczył podczas zjazdu Komunistycznej Partii Chin, że jego kraj nigdy nie wyrzeknie się możliwości użycia siły w sprawie wyspy. Chińska armia przeprowadziła też ćwiczenia wokół Tajwanu. Zaniepokojenie wywołały też zmiany w kierownictwie armii.
Japonia nie zasypia gruszek w popiele i przygotowuje się na wypadek wybuchu wojny. Dla tego kraju atak Chin na Tajwan stanowiłby bezpośrednie zagrożenie. Chiny mogłyby też zablokować kluczowe trasy handlowe Japonii i zwiększyć presję na sporne wyspy Senkaku, które obecnie są pod kontrolą Tokio. Rząd Japonii planuje podwoić wydatki na obronność do 2027 roku, zbroi część wysp na południowym zachodzie i zabiega o amerykańskie pociski Tomahawk. Tokio zacieśnia też współpracę z Waszyngtonem. Ekspert ocenia przy tym, że japońskim dyplomatom niespecjalnie przypadła do gustu wizyta Nancy Pelosi w Tajpej.
– Dla Tokio priorytetem jest odstraszanie bez prowokacji, podczas gdy USA stosują czasem prowokacje bez odstraszania – ocenia Brands.
Zdaniem eksperta Japonia przygotowuje też „plan B” na wypadek, gdyby do Białego Domu powrócił Donald Trump. Brands uważa, że inwestycje wojskowe i dyplomatyczne, które dziś czynią z Japonii lepszego sojusznika Stanów Zjednoczonych, będą również zabezpieczeniem na wypadek, gdyby USA wycofały się na pozycje izolacjonizmu lub gniewnego unilateralizmu.
Źródło: PAP
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU