Polityka i Społeczeństwo

Janusz Lewandowski dla CrowdMedia: Polacy słono płacą w Europie za politykę Kaczyńskiego

Fot. Flickr

W Polsce na temat Unii Europejskiej i pozycji naszego kraju w UE mamy dziś dwie kompletnie sprzeczne diagnozy. Pierwsza, powtarzana przez PO, proeuropejskich ekspertów, krytyków polityki PiS-u: „Unia nam ucieka, integracja w strefie euro wypchnie nas ponownie na peryferie Zachodu, w chaos i w ramiona Putina”. Na co antyunijna prawica, nie tylko PiS-owska, odpowiada: „nic nam nie ucieknie, bo Unia się rozpada, Zachód się rozpada, w tym chaosie możemy budować albo przynajmniej udawać suwerenną potęgę, jak Rosja Putina”. Która z tych diagnoz jest prawdziwa?

Mamy za sobą fatalne lata 2015-2016, kiedy dominowały tendencje odśrodkowe, a populizm, głównie prawicowy, dyktował zbiorowe emocje w Unii. Jeszcze nie zagoiły się rany po kryzysie gospodarczym, gdy Europę zalała fala uchodźców, a islamski terroryzm zaatakował Paryż, Brukselę, Niceę i Berlin. Skojarzenie terroryzmu z migracją, a migracji z Europą bez granic było śmiertelnie groźne nie tylko dla UE, ale dla całego liberalnego Zachodu. To był czas Brexitu i zwycięstwa Trumpa. Natomiast już rok 2017 przyniósł otrzeźwienie. Szok Brexitu stał się dla kontynentalnej Europy terapią szokową. Wzrosło zaufanie do wspólnotowych instytucji, czego potwierdzeniem był cykl wyborczy w Holandii, Francji, nawet Austrii. Także w Niemczech mamy ostatecznie proeuropejski rząd. Chorują Włochy, ale Unia jako całość ma się lepiej.

W Austrii do koalicji rządzącej weszła skrajna prawica.

Ale dominujący w tej koalicji konserwatyści są proeuropejscy, a odpowiedzialność za kraj stępiła antyunijny język ich prawicowego koalicjanta. W następstwie Brexitu zaczęło do ludzi docierać coś, co nie jest wcale łatwe do wytłumaczenia, gdy wspólną Europę widzi się jako rzecz oczywistą, zastaną, daną raz na zawsze. Zrozumienie wartości zachodnich instytucji jako zapewniających nam wszystkim na co dzień pokój, wolności obywatelskie, swobodę podróżowania i pozyskiwania pracy, dobrobyt – trochę na zasadzie Mickiewiczowskiego „zdrowia”, które zaczynamy doceniać dopiero wtedy, gdy się je traci. W dzień po referendum Anglicy obudzili się z kacem, a młodzież brytyjska uniemożliwiała prowadzenie lekcji skandując: „my chcemy być w Unii Europejskiej”.

Anglii to już nie pomogło, a na kontynencie ta energia uratowała Holandię i Francję, ale już nie Włochy.

Kryzys we Włoszech jest kryzysem domowym, chociaż doprawionym przez migrantów z Afryki, którym najbliżej do Lampeduzy czy Sycylii. Nie wynika z błędów popełnionych przez Unię, ale z niskiej jakości włoskiej polityki wewnętrznej. Bruksela, lokując nadzieję w premierze Renzim, robiła dla Włochów ustępstwa, rozmiękczając rygory finansowe, ale to nie pomogło. Tamtejsza klasa polityczna całkowicie zawiodła zaufanie obywateli – oddając pole populistom.

Na ile może to zablokować integracyjne projekty Macrona? Czy kryzys polityczny we Włoszech, w połączeniu z koniecznością negocjowania warunków Brexitu, nie wyczerpie politycznej energii Paryża, Berlina, Brukseli?

Macronowi jesteśmy wdzięczni, bo zatrzymał anty-europejski Front Narodowy i wiemy jak trudna jest misja reformowania Francji. Dlatego ze zrozumieniem przyjmujemy jego górnolotne projekty wielkiej reformy strefy euro, tożsamej z wizją „Europą dwóch prędkości”. Europejska „ucieczka do przodu” Macrona, która mu się opłaciła w wyborach francuskich, była ożywczym dla całego kontynentu przypomnieniem wartości europejskiej integracji. Zarazem, szczególnie Polacy nie mogą przymykać oczu na protekcyjny wymiar jego wizji, osłaniany hasłem „dumpingu socjalnego”. Kiedyś pod tym hasłem wylansowano sztucznie problem „polskiego hydraulika”, teraz służy w kampanii przeciw pracownikom delegowanym i generalnie konkurencji z Europy Wschodniej. A ponieważ rząd PiS-u dostarcza dzisiaj alibi dla każdego uderzenia w polskie interesy w UE, oberwaliśmy na wielu frontach, istotnych dla polskiej ofensywy na wspólnym rynku.

Jeśli Włochy przekreśliły nadmierny optymizm w integrowaniu strefy euro, to jaki Unii pozostał scenariusz, poza obroną status quo i łagodzeniem bieżących kryzysów?

W strefie euro nie będzie rewolucji, ale to nie znaczy, że pozostanie bez zmian. Ostrożne reformy wymusi konieczność ubezpieczenia wspólnej waluty na wypadek złej pogody w światowej gospodarce. Lepiej to robić dziś, w czasach koniunktury, niż czekać na kolejny kryzys. Zatem będzie pogłębiana unia bankowa, być może z wspólnymi gwarancjami depozytów. Europejski Mechanizm Stabilizacji (ESM) przekształci się zapewne w pełnokrwisty Europejski Fundusz Walutowy. Przez co ta właściwa UE, wokół strefy euro, będzie nam odjeżdżała.

Czy Polska – tak jak zapewniają Kaczyński i Morawiecki – może zablokować proces tworzenia się „Unii dwóch prędkości”, na przykład znajdując jakichś sojuszników przeciwko Paryżowi, Berlinowi i ostatecznie Brukseli?

Nasza strategia „trzymania nogi w drzwiach”, by mieć wpływ na strefę euro, to już przeszłość. Na ostatnim szczycie Unii Polska po raz pierwszy straciła miejsce przy euro-stole, gdyż premier Morawiecki zechciał opuścić Brukselę, gdy sprawa się rozstrzygała. Nasza zdolność koalicyjna to też przeszłość. W czasie, kiedy byłem komisarzem odpowiedzialnym za tworzenie obecnej perspektywy budżetowej, Polska spinała koalicję Wschodu i Południa, nazywaną „friends of cohesion”, a także różne inne sojusze. Ale to nie były koalicje „przeciwko Brukseli”. Strategiczne interesy Polski – budżetowe, energetyczne, w polityce wschodniej – realizowaliśmy pod sztandarem Unii. Czyli była to sztuka budowania koalicji dośrodkowych, wykorzystujących siłę całej Wspólnoty. Dziś wszyscy wiedzą, że z Polską PiS łatwiej coś stracić, niż wygrać.

Dlaczego, przecież Włosi czy Grecy mogliby w Kaczyńskim szukać sojusznika do wyciskania dodatkowych pieniędzy od Niemiec?

Polskę od krajów Południa Europy całkowicie odcięło nieprzejednane stanowisko rządu PiS w sprawie uchodźców. Włochów, Greków, Hiszpanów szlag trafia, gdy słyszą polskie roszczenia budżetowe. Oczekują solidarności, a słyszą rządowe kłamstwa o setkach tysięcy uchodźców z Ukrainy. Orban zdołał się z tego wywikłać robiąc symboliczne humanitarne gesty, podobnie Czesi. Polski rząd nawet do takiego symbolicznego minimum nie jest zdolny.

Kiedy Grzegorz Schetyna wraz z panem zaproponował w Brukseli podobne humanitarne minimum, jakie później wprowadził Orban – przyjęcie 80 matek z dziećmi z Aleppo, z obozów we Włoszech i Grecji, sprawdzonych już przez europejskie służby – PiS zaatakowało was za „próbę islamizacji Polski”.

Zatem z krajami Południa rząd PiS ma dziś „na pieńku”. Grupa wyszehradzka od święta pozoruje jedność, ale w istocie jest wewnętrznie skłócona i osłabiona. Każdy gra osobno. Rząd PiS tak bardzo skonfliktował się z Brukselą, że inne kraje nie chcą być z tym kojarzone. W dodatku Węgry ostentacyjnie łamią europejską solidarność układając się z Rosją Putina.

Jest pan jednym z czterech sprawozdawców Parlamentu Europejskiego uczestniczących bezpośrednio w pracach nad nowym budżetem Unii. Jak ta polityka rządu PiS wpływa na waszą zdolność obrony finansowych interesów Polski?

To, że wśród czterech sprawozdawców PE w sprawie przyszłego budżetu UE jest dwóch Polaków – Jan Olbrycht i ja – to jest świadectwo naszej skuteczności. Z drugiej strony mamy Czarneckiego i Korwin-Mikkego na krótkiej liście euro-parlamentarnego obciachu. Z jednej strony twarze „dobrej zmiany”, z drugiej, jak to nazywam, reduty dawnego wpływu.

Pozostałości po czasach, kiedy Polska stabilizowała politycznie cały wschodni region UE i budowała dzięki temu pozycję w instytucjach unijnych?

Delegacja PO-PSL w europarlamencie nadal stanowi drugą siłę, po Niemcach, w największej frakcji, chadecko-konserwatywnej. Z naszej frakcji wywodzi się z szef parlamentu – Tajani, szef Komisji Europejskiej – Juncker i szef Rady – Tusk. Najpierw zadbaliśmy z Olbrychtem, by stanowisko budżetowe naszej rodziny politycznej było korzystne dla Polski. Żeby uwzględniało nowe potrzeby, zrozumiałe dla Europejczyków, kontrolę migracji, szczelność zewnętrznych granic, walka z terroryzmem, ale nie kosztem polityki spójności i dopłat rolnych. Potem nadaliśmy idącą w tym kierunku treść rezolucjom całego Parlamentu Europejskiego, przegłosowanym w marcu 2018. Robimy więc wszystko, żeby Polska nie płaciła ceny za politykę Kaczyńskiego, albo żeby ta cena była jak najniższa. Koniunktura w Europie jest dzisiaj dobra, przez co klimat wokół tworzenia budżetu UE jest lepszy, niż w okresie głębokiego kryzysu i zaciskania pasa, kiedy projektowałem budżet 2014-20. Dziś są sygnały z Berlina i Paryża – a to są główni płatnicy netto – że składka do budżetu UE może wzrosnąć. Nie ma premiera Camerona, którego PiS uważał za swojego najlepszego sojusznika, a który cały czas domagał się drastycznych cięć europejskich wydatków.

Miało mu to pomóc wygrać referendum w sprawie Brexitu.

Chciał przekonać Brytyjczyków do pozostania w Unii pokazując Wspólnotę jako instytucję rozrzutną i niewydolną, którą tylko on zdoła zdyscyplinować. Samobójcza strategia! Wiemy jak to się skończyło dla samego Camerona i dla Wielkiej Brytanii. Dziś, bez Camerona, jest zdecydowanie łatwiej bronić dużego budżetu UE.

Tylko że polityka imigracyjna, bezpieczeństwo, w tym także wspólna polityka obronna, na co będą dodatkowe pieniądze w nowym budżecie UE – to akurat obszary, z których rząd PiS Polskę skutecznie wycofał. Macierewicz zniszczył naszą współpracę z europejskimi partnerami w obszarze polityki obronnej. Naszą polityką imigracyjną rządzi Chruszczowowskie „niet!” powtarzane przez Kaczyńskiego i Morawieckiego.

Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by Polska nie płaciła za grzechy Kaczyńskiego, Szydło i Morawieckiego. Mniej groźna, niż się to wydawało, okazała się perspektywa oddzielnego budżetu dla strefy euro, czyli dwóch unijnych budżetów, a nawet dwóch parlamentów. Tego nie będzie. Wspólny budżet ma zawierać specjalną linię adresowaną do krajów strefy euro, ale szacowaną dziś na 25 miliardów euro. To nie jest rozmiar, który uszkodzi całą konstrukcję budżetu dla 27 państw.

Zatem Polska zyskała trochę czasu, żeby nie musieć później po raz drugi „wchodzić do Unii” – tym razem zdefiniowanej jako strefa euro. Czy jednak Kaczyński i Morawiecki nie dojdą do wniosku, że w kraju mogą już sobie pozwolić na wszystko, bo „Unia i tak da nam kasę”?

Trwają prace, bardzo zaawansowane, jeśli chodzi o powiązanie funduszy europejskich ze stanem praworządności w krajach członkowskich. Południe chciałoby wiązać wypłaty z solidarnością w kwestii uchodźców. W obu wypadkach dzieje się tak za sprawą Polski. Klimat wokół Polski jest fatalny i jest odwrotnością szacunku i zaufania, jakim cieszyliśmy się do roku 2015. Efekty ujawnią się 2 maja, kiedy Komisja Europejska przedstawi propozycję budżetu po roku 2020. Ludzie pracujący w instytucjach unijnych wiedzą jednak, że za grzechy na górze zapłacą ludzie na dole. Zakładnikami polityki Kaczyńskiego są Polacy, którzy w większości na PiS nie głosowali. Stąd zresztą bierze się także nasz dylemat – jak mają głosować europosłowie Platformy w kwestiach zawinionych przez Kaczyńskiego, ale gdzie ofiarą sankcji może paść Polska, czyli wszyscy Polacy.

Można by zrozumieć każdą waszą decyzję – głosowanie za, wstrzymanie się od głosu, nieuczestniczenie w głosowaniu. Kłopot pojawia się wówczas, kiedy jedni wasi europosłowie głosują tak, drudzy inaczej. To osłabia wizerunek przywództwa Platformy, jako największej partii opozycyjnej, która musi się przeciwstawić Kaczyńskiemu w kraju.

Żadna delegacja narodowa nie stanęła wcześniej wobec tak dramatycznego wyboru. Jesteśmy pierwsi, bo Polska PiS to jest poligon doświadczalny, na którym UE wypróbuje art, 7. Stąd próba przeniesienia reguły obowiązującej w Radzie Europejskiej, gdzie delegacja narodowa nie głosuje w kwestii, która dotyczy jej własnego państwa.

Zatem jak ktoś kopie w europejską konstrukcję – jak dzisiaj Kaczyński czy Orban – to kłopot mają jej obrońcy, a nie ci, którzy niszczą.

To jest problem, który prześladuje UE od czasu, gdy w Austrii objawił się nacjonalista Haider. Skoro jednak wspólnota demokratycznych narodów znalazła receptę na kryzys gospodarczy, znajdzie prędzej, czy później metodę radzenia sobie z eurosceptycznymi rządami w krajach, które wypełniły kryteria wstępu do europejskiego klubu, a potem łamią fundamentalne zasady, na których wspiera się Unia. Sankcje idące przez budżet nie dotkną rządu, który „sam się wyżywi”. Restrykcje, które precyzyjnie uderzają w sprawców zła, a nie w ich ofiary, znajdują się w repertuarze UE, ale dotyczą krajów trzecich – Rosji czy Białorusi. Wszystkie warunkowości budżetowe, o których rozmawiamy, nie szkodzą rządowi PiS, stąd dylematy opozycji. Można oczywiście utrudniać wykorzystanie funduszy w zatwierdzonej kopercie narodowej, ale w tej części, która zależy od marszałków województw (ponad 30 mld euro), wystarczającym utrudnieniem jest już atak CBA na urzędy marszałkowskie.

Ale to znowu uderza bezpośrednio w Polskę, a w Kaczyńskiego pośrednio, tylko jeśli Polacy zaczną go politycznie rozliczać.

Niestety, wyborcy PiS nie kojarzą głównego sprawcy zła z porażkami na arenie międzynarodowej. Pranie mózgów przez TVP robi swoje. Kaczyński, Szydło i Morawiecki przegrywają wszystko, co kiedyś wygrywała Polska – ważne funkcje w UE, pracownicy delegowani, ETS, potencjalnie budżet. Jeśli zdarza się sukces, choćby w postaci dyrektywy gazowej, przegłosowanej w komisji ITRE pod przewodnictwem Buzka, która utrudnia budowę Nord Stream II, to żadna w tym zasługa rządu. Nigdy od czasu wstąpienia do UE w roku 2004 nasz kraj nie miał tak słabej pozycji w rozgrywaniu naszych realnych interesów. My w PO odrzucamy zasadę „im gorzej, tym lepiej”. Walczymy o jak najwięcej pieniędzy dla Polski z kolejnego budżetu UE i stoimy na polskie bramce, gdy rząd strzela samobóje. Ale coraz więcej jest do zrobienia. Świadom problemu polskich i węgierskich NGO-sów, zgłosiłem projekt specjalnej linii budżetowej dla organizacji, które stoją na straży unijnych wartości – zarządzanej przez Komisję Europejską, bez pośrednictwa rządów. Teraz jest to oficjalne stanowisko Parlamentu Europejskiego. Mam nadzieję, że komisarz Oettinger uwzględni mój postulat w projekcie Wieloletnich Ram Finansowych 2021-27.

Żeby jedynym NGO-sem w Polsce nie było Radio Maryja – finansowane przez Narodowy Instytut Wolności obsadzony przez ludzi PiS?

Ksiądz Rydzyk zniechęcał Polaków do NATO i UE, ale chętnie sięga po fundusze unijne, a zasilanie rządowe traktuje jako naturalne zadośćuczynienie za polityczne wsparcie PiS. Instrument budżetowy UE jest o tyle istotny, że ubezpiecza społeczeństwo cywilne lepiej, niż wszelkie fundusze spoza UE, w tym fundusze Sorosa. Ani Orban, ani Kaczyński nie są w stanie zakazać finansowania polskich organizacji pozarządowych z budżetu Unii.

Ocalenie NGO-sów jest ważne, jednak państwo postrzega się głównie poprzez politykę jego rządu.

Dlatego ryzyko geopolityczne spowodowane przez politykę Kaczyńskiego będzie rosło. Ten poziom zaufania do Polski i do całej Europy Wschodniej, jaki był jeszcze w roku 2015, nie wróci. Kaczyński, Orban, a ostatnio kryzys na Słowacji – to wszystko sprawia, że w całej Europie Wschodniej trudno dziś znaleźć modelowo działającą demokrację. Może jedynym wyjątkiem jest tu Estonia. Wracamy przez to do sytuacji jeszcze z początku lat 90., kiedy Zachód miał olbrzymie wątpliwości, co do tego, czy w naszym regionie potrafimy zbudować stabilną demokrację.

Od tego zależała decyzja, czy zostawić nas w rosyjskiej strefie wpływów, czy pomóc nam się z niej wydostać – ryzykując konflikt z Rosją, angażując znaczne środki pomocowe, ale w zamian mając perspektywę politycznego ustabilizowania całej Europy.

Walczyliśmy z tymi uprzedzeniami Zachodu długo i skutecznie. Teraz ten dorobek III RP jest w ruinie. Morawiecki nosi lepsze garnitury i mówi po angielsku – co zresztą nieraz, tak jak w Monachium, rodzi kłopoty. Jednocześnie on i Kaczyński codziennie dostarczają argumentów tym wszystkim, którzy chcieliby Polskę i całą Europę Wschodnią wypchnąć ze zjednoczonej Europy. Słyszę od moich kolegów z Europy Zachodniej pytanie: „a może Polska prawdziwa to jest Polska Kaczyńskiego?”. Dlatego Platforma pokazuje inną Polskę – w Brukseli i w kraju. Dlatego proponujemy rozpoczęcie debaty o przyjęciu euro, dlatego szukamy humanitarnego rozwiązania problemu uchodźców, dlatego Platforma złożyła projekt nowelizacji ustawy o IPN, by wybrnąć z katastrofy wizerunkowej, którą spowodował PiS. Musimy uprawiać własną politykę zagraniczną, trochę tak, jak opozycja w latach 80. Żeby pokazać inną twarz Polski, jako kraju i społeczeństwa, które dobrze czuje się kręgu cywilizacji zachodniej.

Rozmawiał Cezary Michalski

Janusz Lewandowski – ekonomista, polityk. W latach 80. doradca podziemnej „Solidarności”. W 1988 współzałożyciel, a potem jeden z liderów Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Były minister przekształceń własnościowych odpowiedzialny za przygotowanie Programu Powszechnej Prywatyzacji. Działacz Unii Wolności, a od 2001 roku Platformy Obywatelskiej. Od 2004 roku poseł Parlamentu Europejskiego z PO. W latach 2010-2014 członek Komisji Europejskiej odpowiedzialny za tworzenie i realizację budżetu UE.

Fot. Flickr/PO

POLUB NAS NA FACEBOOKU

[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Cezary Michalski

Eseista, prozaik i publicysta. W swojej twórczości związany m.in. z Newsweekiem i Krytyką Polityczną.

Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu.

Był redaktorem pism "brulion" i "Debata", jego teksty ukazywały się w "Arcanach", "Frondzie" i "Tygodniku Literackim" (również pod pseudonimem "Marek Tabor").

Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, "Życiem" i "Tygodnikiem Solidarność". W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury.

Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. W latach 2006–2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety Dziennik Polska-Europa-Świat, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma.

Media Tygodnia
Ładowanie