Gdy Ministerstwo Zdrowia planowało na próbę kupić w Korei Południowej testy antygenowe na koronawirusa, eksperci już wtedy alarmowali, że to jest wyrzucanie publicznych pieniędzy w błoto. Dyrektorzy szpitali nie mieli zaufania do ich skuteczności, co potem okazało się prawdą. Kupiono na próbę 27 tys. testów, a kilka chwil później dokonano transakcji za 125 mln zł.
Próbną partię koreańskich testów poddano testom w trzech szpitalach. Jak nieoficjalnie informowała Gazeta Wyborcza ich wyniki wypadły fatalnie – czułość określono na poziomie 15-20 proc. Ministerstwo zapewniało, że kolejną partię zakupi po testowaniu testów i poznaniu ich wyników. Nic takiego nie miało miejsca i zdecydowano się na zakup miliona testów i 500 analizatorów za 125 mln zł. Do Polski dotarło 150 tysięcy.
Po tym jak wyszło na jaw, że czułość testów jest poniżej oczekiwań, ministerstwo zapowiedziało, że złoży reklamację. Problem polega na tym, że testowanie kolejnych testów odbywało się bez odpowiednich procedur i wyniki zaczęły się rozjeżdżać. To skutkowało tym, że Polska nie miała wiarygodnych danych, którymi można się podeprzeć przy składaniu reklamacji. 150 tys testów wylądowało na magazynie.
Teraz ministerstwo zmieniło front. W piątek napisało nam, że “testy zostaną wykorzystane do badań przesiewowych w szpitalnych oddziałach ratunkowych w celu szybkiej identyfikacji pacjentów, którzy zgłoszą się z objawami wskazującymi na zakażenie SARS-CoV-2″. Skąd ta wolta? – pyta Gazeta Wyborcza.
Okazuje się, że producentem testów nie jest koreańska firma PCL, tylko chińska firma Bioeasy, która ma zakaz eksportu wydany przez Pekin. Z chińskimi testami wybuchł skandal w Hiszpanii, co było przyczyną nałożonego zakazu. Rząd w Madrycie zakupił 640 tys. testów antygenowych, które były skuteczne tylko w 30 proc. Hiszpania zażądała zwrotu pieniędzy, a Chińczycy zobowiązali się do dostarczenia nowych testów, ale dostawy będą z Korei Południowej. Rząd w Warszawie musiał o tym słyszeć ponieważ ta sprawa obiegła światowe media. Jak ustaliła Wyborcza, koreańska firma PCL zajmowała się przed pandemią sprzedażą testów dla zwierząt. – Do dziś na jej stronie w wersji angielskiej nie ma żadnej wzmianki o tym, że oferuje testy antygenowe na koronawirusa – pisze gazeta.
Wątpliwości budzi jeszcze jedna kwestia. Resort zdrowia nie odpowiedział wprost na pytanie, czy dopełniono formalności związanych z rejestracją testów i dopuszczeniem ich do użytku w Polsce. – Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Anna Goławska, dyrektor generalna Ministerstwa Zdrowia, żądała od pracowników Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych uzupełnienia dokumentacji potrzebnej do rejestracji i jej antydatowania. Odmówili – pisze Wyborcza.
Źródło Gazeta Wyborcza
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU