Donald Trump został wybrany 45. prezydentem USA w dużej mierze dlatego, że prowadził agresywną kampanię wyborczą, prezentując siebie jako kandydata antysystemowego, wywodzącego się spoza skorumpowanego waszyngtońskiego establishmentu. Trump w kampanii zapewniał, że osuszy bagno, które na dobre zadomowiło się na amerykańskich salonach politycznych.
W trakcie kampanii prezydent elekt wielokrotnie atakował Wall Street i związane z nią korporacje finansowe, oskarżając je o nadmierną chciwość i obwiniając za spadek poziomu życia amerykańskiej klasy średniej. Jednocześnie Hillary Clinton obrywało się za to, że siedzi w kieszeni światowej finansjery. Zaś prezydentowi Obamie dostało się za to, że za jego rządów nie doszło do wyciągnięcia konsekwencji wobec sprawców kryzysu finansowego z lat 2007-2010. Trump grzmiał, że prezesi największych banków inwestycyjnych otrzymali gigantyczne pensje, pochodzące de facto z pieniędzy publicznych, wypłacanych w ramach ratowania sektora finansowego przed krachem.
Spora część Amerykanów okazała się być podatna na takie “argumenty”, co w dużej mierze przyczyniło się do wyniesienia Trumpa na fotel prezydenta. Jednym słowem Trump udanie sprzedawał wizerunek kandydata antysystemowego, który po wybraniu na urząd prezydenta położy kres korupcji, dziwnym układom lobbingowym i generalnie przywróci USA do dawnej świetności. Powyższy wizerunek był dodatkowo wzmacniany sprytnymi zabiegami PR-owymi, polegającymi na podkreślaniu niezależności Trumpa, przedstawienia go jako osoby, która osiągnęła gigantyczny sukces, jako miliardera, który do wszystkiego doszedł pracą własnych rąk. W tym ujęciu Trump jako osoba bardzo bogata, jest niezależna od wielkich korporacji i jest w stanie rzucić im wyzwanie.To w połączeniu z ogromną dozą niechęci i nieufności wobec Hillary Clinton w dużej mierze zadecydowało o tym, że to kandydat republikanów wygrał wybory prezydenckie.
Po wygranych wyborach Donald Trump stanął przed wiekową szansą spełnienia swoich kampanijnych wizji i obietnic. Barack Obama mógł się zasłaniać tym, że nie jest w stanie realizować części swoich polityk z uwagi na nieprzychylny mu, zdominowany przez Republikanów Kongres. Trump, niczym Prawo i Sprawiedliwość w Polsce, nie będzie miał takiej wymówki, gdyż z jego prezydenturą zbiega się okres dominacji partii republikańskiej, zarówno w Izbie Reprezentantów, jak i Senacie. Jednym słowem partia republikańska obsadziła w Waszyngtonie wszystkie najważniejsze stołki.
Trump budując swój gabinet, przez pierwsze nominacje pokazał, że z prezydentem antysystemowym raczej nie będzie. Prezydent Elekt na najważniejsze stanowiska w swoim rządzie proponuje wieloletnich prezesów wielkich amerykańskich korporacji lub osoby bezpośrednio związane z Wall Street. Proponowane przez Trumpa kandydatury będzie musiał jeszcze zatwierdzić Senat, ale ten zwyczajowo nie czyni zbędnych problemów.
Jak się okazuje hasła głoszone w kampanii szybko się dezaktualizują, a sam Trump działa jak typowy polityk, zgodnie ze starą zasadą: „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”.
Komu Donald Trump powierzył najważniejsze teki w swoim gabinecie?
- Sekretarz Skarbu – Steven Mnuchin : Mnuchim przez trzy dekady pracował dla banku inwestycyjnego Goldman Sachs, uznanego za jednego z winowajców światowego kryzysu finansowego, który wybuchł w 2007 roku. W 2004 roku Mnuchim założył fundusz hedgingowy, który działał dynamiczne na rynku kredytów hipotecznych Sub Prime, bezpośrednio przed krachem. Nominacja ta jest o tyle zabawna, że stoi w całkowitej sprzeczności z hasłami głoszonymi przez Trumpa w trakcie kampanii.
- Sekretarz Pracy – Andy Puzder: Puzder to znany menadżer z branży fastfoodowej. Obecnie jest prezesem CKE Restaurants Holdings Inc., do którego należą znane w USA sieci restauracji Carl’s Jr. i Hardee’s. Puzder znany jest z tego, że jest przeciwnikiem nadmiernych regulacji, związanych z rynkiem pracy. Przez związki zawodowe jest postrzegany, jako osoba osoba, która chce przesunąć jak najwięcej pieniędzy do kieszeni właścicieli korporacji, kosztem jej pracowników.
- Sekretarz Handlu – Wilbur Ross: Ross jest aktywnym inwestorem i byłym bankowcem, specjalizującym się w restrukturyzacji upadających biznesów. Przez 24 lata pracował na Wall Street, następnie otwierając własny fundusz inwestycyjny i skupując udziały w spółkach zagrożonych upadłością, które następnie wyprowadzał na prostą.
Sam fakt powoływania na najważniejsze stanowiska osób związanych z rynkami finansowymi, czy wielkimi korporacjami nie przekreśla Trumpa ani nie oznacza, że osoby te nie posiadają wystarczających kompetencji, by sprostać wyzwaniom związanym z danym urzędem. Stanowi to jednak jawne zaprzeczenie fundamentów, na których Trump zbudował swoją kampanię, które w ostatecznym rozrachunku walnie przyczyniły się do jego zwycięstwa.
Na skutki gospodarcze powyższych nominacji przyjdzie nam trochę poczekać. Jednak już na pierwszy rzut oka widać, że skład gabinetu będzie różnił się od podejścia, które kandydat przedstawiał przed wyborami. Jak się okazuje, Donald Trump samą kampanię prowadził jak rasowy polityk. Powiedział ludziom to, co chcieli usłyszeć, po czym zrobił swoje…
fot. nationaljournal.com
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU