Zjawisko trollowania w internecie nie jest zjawiskiem nowym. Można wręcz powiedzieć, że jest ono niemal tak stare jak sam internet. Nie jest żadną tajemnicą, że dla wielu dziwnych i pokręconych ludzi trollowanie było wyszukanym hobby, wręcz graniczącym ze sztuką. Umiejętność wykorzystania słowa pisanego na internetowych forach, tak by w wyszukany sposób pokazać wyższość nad innymi użytkownikami, pojawiła się już w latach 90-tych. Niestety, z czasem internet zaczął kanalizować także ludzi, którzy w bezkarnym obrażaniu innych znaleźli sposób na poprawienie sobie humoru. Doprowadzenie innej osoby do łez lub do tego, by po prostu poczuła się źle, jest dla niektórych świetną zabawą i sposobem na zabicie nudy. Ofiar trollowania w świecie show-biznesu jest naprawdę wiele – wspomnijmy chociaż rodziców zaginionej Madelaine McCann czy córkę Robina Williamsa, którą obrzydliwe drwiny ze śmierci ojca zmusiły do rezygnacji z mediów społecznościowych. Stosunkowo młode jest jednak zjawisko, które pojawiło się w sieci w ostatnich latach, polegające na celowym wykorzystywaniu zorganizowanych grup e-hejterów także do walki politycznej czy wręcz kupowanie ich usług.
Hejt w walce o władzę?
W internetowej dżungli aż roi się od wygłodniałych watah, gotowych by wyśmiać, wykrzywić lub zironizować, dlaczego zatem nie wykorzystać ich do zdobycia władzy? W stabloidyzowanym społeczeństwie, które na co dzień kompletnie nie interesuje się polityką, język internetowego hejtu – krótki, negatywny przekaz, jest doskonałym instrumentem. Po co silić się na argumenty merytoryczne, których i tak szeroki odbiorca nie zrozumie. Dużo łatwiej użyć argumentacji niemerytorycznej, klikalnej i sensacyjnej. Ukształtowana internetowym hejtem opinia o przywarach polityków opozycji jest jak znalazł.
Do tego dochodzi specyfika naszego lokalnego medialnego podwórka. Uważna obserwacja przestrzeni publicznej doprowadza do wniosków, że media prawicowe już od dawna nie opisują wydarzeń, a je kreują. Nie komentują działań a słowa, przekręcając wypowiedzi lub wyciągając je z kontekstu. Widać to zwłaszcza od 2010 roku, gdy bazując na emocjach związanych z katastrofą smoleńską, zbudowano spore grono stałych odbiorców, którzy uwierzyli w “My informujemy, ONI kłamią”. A skoro przynosi to spodziewane efekty, to sojusz z internowym trollem czy wręcz stworzenie własnej armii hejterów jest oczywistą koniecznością. Przykładowo, gdy pojawia się internetowa sonda, w interesie sztabu wyborczego jest wyklikanie odpowiedniego wyniku. Gdy na serwisach typu wykop lub reddit pojawia się komentarz dla władzy krytyczny, tak samo niezbędne jest go zakopanie lub przejęcie. Identycznie dzieje się na Facebook’u czy Twitterze. Chyba każdy użytkownik tych serwisów zauważył nadzwyczajną mobilizację anonimowych kont, które uaktywniają się, by wesprzeć atakowanego polityka prawicy. Lajki czy retwitty idą w dziesiątki jeśli nie setki, właśnie po to, by pokazać dyskutantowi, że w swoim stanowisku jest w mniejszości.
Odpowiedź na krytykę to jedna strona medalu. Do walki politycznej potrzebny jest też spin lub coś, czym można przykryć własne wpadki. Z bardzo podobnym zjawiskiem niezwykłej mobilizacji internetowych trolli mamy do czynienia wtedy, gdy potrzebne jest wykreowanie medialnego faktu, czy rozpowszechnienie wpadki polityka opozycji. Gdy oczywistą nieprawdę lub manipulację stworzy jedno anonimowe konto, jest to łatwe do obalenia. Gdy tę samą nieprawdę powtórzy w sieci kilkuset lub kilka tysięcy użytkowników, news zaczyna żyć własnym życiem, zyskując na wiarygodności. W końcu może to i plotka, ale przecież w każdej plotce jest ziarno prawdy. Takie mechanizmy obecne są w polskiej polityce niemal na co dzień, a przykładów można podać wiele. Nie bez znaczenia jest też fakt, że ugrupowania prawicowe mają tak szerokie poparcie właśnie u młodych ludzi. Młodzież, wychowywana bezstresowo, od najmłodszych lat żyje w przekonaniu, że państwo jest od tego, by dbać o ich dobrobyt, tak jak jeszcze do niedawna to rodzice dbali o to, by dziecko Broń Boże nie poczuło jakiegoś dyskomfortu w codziennym życiu. Wielu hejtuje w sieci dobrowolnie, popierając populistów, a robią to tym bardziej chętnie, gdy ktoś pozwoli im na hejcie zarabiać.
Gdy trolling staje się kwestią wagi państwowej, wypowiedzi niektórych polityków młodego pokolenia niewiele różnią się od internetowego trollowania. Trudno wówczas jednoznacznie zdefiniować, kto kogo naśladuje. Teraz, gdy rządzi Prawo i Sprawiedliwość, hejt nie jest już taki prosty. Staje się agitacją i wychwalaniem, dlatego wielu trolli robiących to dla zabawy rezygnuje. Wielu jednak zostaje, bo zasmakowali w obrażaniu, sianiu półprawd i insynuacji. Zwłaszcza, że to wciąż może być przystanek na ścieżce do kariery. Widać to na przykładzie obecnego ministra w kancelarii premier Beaty Szydło, Pawła Szefernakera. To właśnie wykorzystanie sieci internetowej do kampanii wyborczej Andrzeja Dudy i zbudowanie drużyny “armii pokoju”, jak o swojej armii hejterów mówi Szefernaker, stało się wydarzeniem przełomowym.
W dzisiejszej Polsce, gdy cierpimy na coraz większy deficyt niekwestionowanych autorytetów, zdezorientowany i bierny obserwator życia politycznego poszukuje właściwej postawy po stronie tych, których jest więcej. Przyjmuje zdanie większości, z natury bowiem jest konformistą. Ten owczy pęd dominuje niestety w społeczeństwie gorzej wyedukowanym, zwłaszcza gdy otrzymuje ono ograniczone i odpowiednio przetworzone w medialną papkę informacje. Wówczas mechanizm zbiorowego, masowego kształtowania oczekiwanej przez władzę opinii jest na wagę złota.
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU