Ogłoszenie przez premiera Mateusza Morawieckiego inicjatywy ustawowej, która ma uderzyć w tzw. marki własne sklepów wielkopowierzchniowych wywołała spore poruszenie w środowisku handlowców. Uzasadnianie jej troską o los polskich producentów żywności trudno nie odbierać jako klasyczną kiełbasę wyborcza, bo takie przedstawianie tej sprawy jest mocno oderwane od rzeczywistości, co opisywaliśmy w ostatnich dniach. Przypomnijmy, argumenty premiera rozbił w pył prezes fundacji Centrum Analiz dla Rozwoju i analityk prawny Forum Obywatelskiego Rozwoju Patryk Wachowiec, który uważa pomysł Morawieckiego za fatalny.
Jako przykład podaje zakaz handlu w niedzielę, który miał pomóc małym przedsiębiorstwom, tymczasem właśnie w nich uderza. Według Wachowca, zakaz sprzedaży produktów pod własną marką doprowadzi do tego, że krajowym producentom wcale nie będzie lepiej, zaś gorzej będzie polskim konsumentom – “(…) Niestety rząd zmierza w tym kierunku, że chce decydować już nie tylko o tym, kiedy możemy iść na zakupy, lecz także co i za ile możemy kupić” – podkreśla.
Pytany, dlaczego ma się pogorszyć konsumentom mówi, że produkty sprzedawane pod własną marką są z reguły najtańsze i są produkowane przez lokalnych, krajowych producentów. Tacy drobni przedsiębiorcy nie muszą się martwić o reklamę produktów, nie zajmują się logistyką i nie muszą walczyć o dobre miejsce na półce tylko zajmują się tym, na czym się najlepiej znają. Sieć handlowa także nie musi niczego reklamować, bo reklamą jest jej marka, do której klient ma zaufanie. “Wydaje mi się, że premier Mateusz Morawiecki uważa, iż produkty sprzedawane pod marką własną są produkowane głównie w państwach, z których pochodzą sieci handlowe. (…) Ale to przecież założenie nieprawdziwe. Wystarczy iść do dużego sklepu, by zobaczyć, że to właśnie produkty sprzedawane pod markami własnymi sieci są najczęściej produkowane w Polsce. To zresztą logiczne, bo aby produkt był tani, łańcuch dostaw musi możliwie najkrótszy” – mówi analityk, odzierając z resztek logiki Matusza Morawieckiego.
Dziś okazuje się, że z zapowiedzianą przez szefa rządu ustawą mają problem także podlegli mu ministrowie. Jak donosi radio RMF FM, do prowadzenia prac nad ustawą w takim kształcie nie kwapi się żadne ministerstwo, zwłaszcza to najczęściej wskazywane w gabinecie premiera. Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości miała wręcz powiedzieć wprost na posiedzeniu Rady Ministrów, że jej resort nie czuje się na siłach, by prowadzić ten projekt legislacyjny.
Obawom minister Emilewicz trudno się dziwić. Ustawa nie tylko uderza w unijne swobody handlu, ale może także skutkować wzrostem cen wielu podstawowych produktów, za co finalnie zapłacą przecież najbiedniejsi. Złość konsumentów przełoży się na tych, którzy na dokumentach będą widnieć jako pomysłodawcy projektu, a tego ciężaru nikt na siebie brać nie chce. Niewykluczone zatem, że ostatecznie z zapowiedzi premiera pozostanie niewiele, a skończy się jedynie na kolejnym podatku, który zostanie nałożony na wielkie sieci handlowe.
Źródło: RMF FM
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU