Mateusz Morawiecki uczynił jednym z filarów swojego “planu” rozwój elektromobilności. Na polskich ulicach miał zagościć milion aut elektrycznych, a Polska miała wejść na rynek z produkcją własnych pojazdów. Okazuje się jednak, że rząd ma problem, ponieważ stracił jednego z kluczowych dla swojego projektu inwestorów. Z inwestycji nad Wisłą wycofało się niedawno BMW. Koncern dzięki grantowi UE zamierzał ruszyć ze śmiałym projektem budowy sieci szybkich i ultraszybkich stacji ładowania wzdłuż najważniejszych dróg. Problem w tym, że Polska została wykreślona z listy krajów objętych infrastrukturą. Co ciekawe, stało się tak mimo osobistych zabiegi czołowych polityków partii rządzącej. Ich zainteresowanie wynikało z prostego faktu – obecnie omawianie stacje w polskim krajobrazie są niemal nieobecne, co uniemożliwia w pełni komfortowe korzystanie z aut elektrycznych, hamując tym samym rozwój rynku.
Bardzo istotne okazują się jednak przyczyny decyzji potentata.
Dziennika Gazeta Prawna dotarł swego czasu do osób z otoczenia rodziny Quandt – twórców koncernu, którzy naświetlili gorzki obraz postrzegania Polski za granicą. Rozmówcy podkreślali początkowe duże zainteresowanie, jednak dodają:
“Czy chcemy inwestować w kraju, który nagle zachowuje się tak, jak nie widzimy tego już nawet w państwach Trzeciego Świata? To niemożliwe. Polska nie jest już naszym priorytetem”.
Tym co rozgniewało koncern jest niestabilność warunków inwestycji w Polsce, zarówno w zakresie prawa jak i decyzji politycznych. Chodzi dokładniej o chaos jaki powstał w sektorze odnawialnych źródeł energii. Właściciele BMW mają bowiem w portfelu całą grupę spółek z sektora OZE, w tym działające w Polsce C&C . Ta ostatnia znalazła się na liście 20 firm, z którymi umowy jednostronnie unieważnił państwowy gigant energetyczny – Energa. Sprawy trafiły do sądu.
Przyczyną konfliktu były zmiany ceny zielonych certyfikatów. System wsparcia energetyki odnawialnej polegał bowiem, poza dopłatami, na obowiązku, aby minimum 14% energii dostarczanej przez sprzedawców energii pochodziło ze źródeł odnawialnych, co sprawiało, że ta ostatnia była kupowana przez dystrybutorów w formie właśnie zielonych certyfikatów. Jednak w ciągu pięciu lat cena certyfikatów spadła o 90%, co wprowadziło branżę w kryzys. Rząd umył od sprawy ręce, a Energa ruszyła do sądu, ponieważ ceny na rynku spadły, a w umowach miała zawarte stawki na starych warunkach.
Powyższe decyzje państwowych spółek wywołały ostry spór, który już zaczął przenosić się na poziom międzynarodowych sądów arbitrażowych, które mogą obciążyć Skarb Państwa wysokimi odszkodowaniami. Na taką drogę prawną zdecydowała się amerykańska grupa Invenergy z powodu analogicznych działań Tauronu.
W budowaniu relacji nie pomogła także ustawa odległościowa o farmach wiatrowych, ponieważ Niemcy byli zainteresowani dalszymi inwestycjami w tym sektorze. Nowe prawo pozwala jednak na budowę nowych elektrowni w odległości minimum 10-krotności wysokości masztu od zabudowań mieszkalnych. W praktyce oznacza ona wyłączenie miażdżącej większości kraju z możliwości budowy wiatraków.
Choć oficjalnie BMW skomentowało, że żadnych decyzji nie podjęto, to nieoficjalnie rozmówcy DGP tak podsumowali sytuację:
“To kwestia zaufania. Jeśli wiążące przepisy prawa w jakiejś branży są nagle drastycznie zmieniane, zastanawiasz się, czy za chwilę tak się nie stanie w twojej branży”.
Nieoficjalne sygnały ze strony potentata powinny dać do myślenia, że stabilność otoczenia prowadzenia biznesu dla ściągania zagranicznych inwestycji jest kluczowa. Rząd jednak zdaje się tego nie dostrzegać, co może pogrążyć jego ambitne plany.
Sprawa jednak wbrew deklaracjom BMW nie jest zamknięta. Warto pamiętać bowiem, że przecieki medialne są w dzisiejszych czasach formą negocjacji, co oznacza, że BMW próbuje wykonać nacisk na Warszawę w sprawie zmiany polityki kusząc inwestycjami. Stawia to pytania o racjonalność przyjętej strategii, która musi być napisana pod całą gospodarkę, a nie na potrzeby pojedynczych branży, czy nawet koncernów, które zbyt często domagają się przywilejów, jakimi nie dysponują krajowe firmy. Obecne problemy są bowiem pochodną tego, że rząd nie chce stawiać na odnawialne źródła energii, jednak równoczesnej promuje przemysł właśnie na nich oparty, co samo w sobie jest pełne sprzeczności i utrudnia znalezienie wspólnego języka z kluczowymi partnerami. Na jaw wychodzą efekty uboczne centralnego planowania rozwoju gospodarki, które zawsze kończą się kosztami dla podatnika.
Źródło: gazetaprawna.pl
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU