– To nie jest zabawa w kotka i myszkę. Chcemy żyć, pracować i normalnie zarabiać pieniądze. Odbierając nam pracę, zostawili nas bez niczego – przekazał Onetowi przedsiębiorca z Zamościa. Jako właściciel lokalnego centrum rozrywki zdecydował się na ponowne otwarcie swojego biznesu i to pomimo rządowych obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa. To kolejny taki przykład w Polsce.
Kryzys niszczy polskie firmy
Rząd zamroził w tym roku wiele rynków Problem polega na tym, że przedsiębiorcom kończą się oszczędności i muszą już ponownie próbować zarabiać, by nie zbankrutować. Teraz Onet piszę o firmie z Zamościa.
Na opublikowanym w mediach społecznościach filmie właściciel centrum rozrywki wyjaśnia przyczyny swojej decyzji dot. ponownego otwarcia biznesu.
– My przedsiębiorcy staliśmy w kolejce i niektórzy dalej w niej stoją. To kolejka do bankructwa – mówi szef centrum rozrywki “Laser Factory”. Od środy 6 stycznia jego firma ponownie działa. – Był pierwszy lockdown, teraz kolejny. Obiecanki cacanki, a wszyscy znajdujemy się w coraz gorszej sytuacji. W sytuacji, która doprowadzi wszystkie biznesy do wyniszczenia. Ludzie pójdą na bruk, nie będą mieć co jeść. Wiadomo, że to jest nasze jedyne źródło utrzymania. Nie po to otwieraliśmy ten biznes, żeby go za chwilę zamknąć i mieć do tego jeszcze wiele długów, bo tak by się to skończyło. Droga do tego jest bardzo krótka” – słyszymy w jego nagraniu.
Dalej opowiada, jak wygląda ostatni okres działania firmy.
– Pierwszy najazd policji? Przyjechał radiowóz. Zapytaliśmy się, jaka jest podstawa prawna tej interwencji? Pan policjant powiedział, że po prostu ktoś zadzwonił, że odbywa się tu impreza i jest głośno, co było oczywiście wielką bzdurą (…) Policja oczywiście sporządziła notatkę i odjechała. Po godzinie przyjechał kolejny patrol. Tym razem był to patrol nieoznakowany. Spisywali wszystkich naszych gości – wspomina.
To jednak nie koniec.
– Kolejnego dnia również przyjechała policja. Do lokalu oczywiście nie została wpuszczona, ze względu na to, że nie było właściciela. Dzwonili kilkanaście razy na telefon komórkowy i prosili, żeby właściciel przyjechał na miejsce. Niestety, żona nie przyjechała, była za miastem i nie miała jak się tu dostać. Zostali odprawieni z kwitkiem – relacjonował przedsiębiorca z Zamościa. – Wczoraj przyjechał patrol policji razem z sanepidem zamojskim. Otworzyłem drzwi i poinformowałem, że są “na żywo”. Wszystko nagrywałem (…). Policjant nie potrafił przedstawić podstawy prawnej, dla której tu przyjechał. Postanowiliśmy nie wpuszczać funkcjonariuszy policji do środka (…). Nie wiemy, czym ta kontrola się zakończy. Żyjemy w wielkiej niepewności – dodał.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU