Mateusz Morawiecki udzielił wczoraj wywiadu w RMF FM, który wywołał spore kontrowersje. Premier próbował bowiem przeciwstawić się rosnącej presji medialnej na rząd i zaprezentował alternatywną wersję bieżących wydarzeń w kraju. Wybiórczość i koloryzowanie są w polityce niestety zjawiskiem nagminnym, stąd już one nie dziwią, jednak w tym przepadku premier przekroczył granicę, ponieważ wygłosił tezy, które nie licują z jego ekonomicznym życiorysem, co wskazywało na rażący brak świadomości, albo co bardziej prawdopodobne, cyniczną próbę manipulacji.
Premier bowiem poruszył m. in. sprawę cen paliw. Zdaniem premiera “Cena benzyny właściwie w stu procentach zależy dzisiaj od dwóch czynników – od sytuacji geopolitycznej i od dolara, od siły dolara względem złotówki”. Była to próba odparcia fali krytyki wobec rządu z powodu wzrostu cen paliw po zapowiedziach wprowadzenia opłaty emisyjnej, mającej promować rozwój rynku samochodów elektrycznych. Słowa te wywołały reakcję Rafała Trzeciakowskiego z Forum Obywatelskiego Rozwoju, który ocenił: “A, no pewnie, to nie tak jakby podatki stanowiły 55 proc. ceny i planowano dorzucenie do nich “opłaty emisyjnej””.
Morawiecki o benzynie po 5 zł: "właściwie w stu procentach zależy dzisiaj od dwóch czynników – od sytuacji geopolitycznej i od dolara, od siły dolara względem złotówki". A, no pewnie, to nie tak jakby podatki stanowiły 55% ceny i planowano dorzucenie do nich "opłaty emisyjnej"… pic.twitter.com/97QEDCpkAL
— Rafał Trzeciakowski (@ratrzeci) May 26, 2018
Premier zastosował bowiem sztuczkę statystyczną. Wahania ceny paliw zależą głównie faktycznie od czynników opisanych przez premiera. Jednak sama ich generalnie wysoka cena jest właśnie pochodną olbrzymiego ciężaru opodatkowania, na który składa się już akcyza, VAT i opłata paliwowa, do której właśnie rząd zamierza dołożyć opłatę emisyjną czyniąc strukturę cen paliw absurdalną. Rząd nie ma prawa zatem powiedzieć, że ceny paliw osiągną niedługo cenę 6 zł za litr, ponieważ Trump zerwał porozumienie nuklearne z Iranem, ponieważ zależny od tego elementu fragment ceny to zaledwie 42% tego, co płacimy na stacji benzynowej.
Nie był to jednak koniec ciekawostek. Premier forsował także swoja teorie o “turboliberalnej” i znieczulonej na potrzeby społeczne opozycji. Szef rządu pokazywał minister Rafalską niczym nowa Matkę Teresę, na przeciw której stoją elity odpowiedzialne za bezduszną likwidację PGR-ów, zamykanie zakładów pracy czy 25% bezrobocie przy równoczesnej bierności wobec potrzebujących. Problem w tym, że premierowi łatwo manipulować przekazem historycznym, ponieważ pamięć ludzka jest krótka. Tymczasem prezes Jarosław Kaczyński na początku lat 90-tych był… zwolennikiem “szokowej” prywatyzacji. Prezes uważał wówczas, że należy masowo prywatyzować nawet za cenę niepokojów społecznych, ponieważ to była drogą do walki z nomenklaturą PRL. Tym samym szef PiS stał w jednym szeregu z “bezdusznymi” likwidatorami zakładów pracy i PGR. Tezy premiera wywołały zdumienie nawet u jednego z prawicowych publicystów, Łukasza Warzechy, który wytyka obłudę podpierania się PGRami przez PiS, ponieważ nie było systemowej możliwości ich dalszego utrzymania. Dziennikarz także nie potrafi się dopatrzeć “turboliberalizmu” opozycji, co nie dziwi, ponieważ Polska od czasów ustawy Wilczka nie przejawia skłonności do stricte liberalnej gospodarki wolnorynkowej. Bliżej Polsce było zawsze do gospodarczo ubogiej, stąd rozdającej niskie świadczenia, ale mimo to socjaldemokracji.
Może PMM naprawdę wierzy w to, co mówi, ale brzmi to absolutnie fałszywie w ustach osoby z jego CV. Poza tym co to za androny – niszczenie PGR w latach 90.? A co – miały działać do dziś? I gdzie ten turboliberalizm opozycji?https://t.co/W0LFDHdxuP pic.twitter.com/yIrQmnuuLP
— Łukasz Warzecha (@lkwarzecha) May 27, 2018
Słowa premiera są oburzające zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, ze Polska gospodarczo osiągnęła najlepsze wyniki transformacji ze wszystkich krajów postkomunistycznych w Europie. Kiedy upadł PRL byliśmy biedniejsi znacząco od większości sąsiadów, z PKB na poziomie Ukrainy i za Węgrami. Dziś zminimalizowaliśmy zaś dystans do Czech, wyprzedziliśmy Węgry, Grecję. Zaraz przegonimy Portugalię, a Ukraina została za nami całą epokę w tyle.
Pokazuje to, że władza w Polsce w dążeniu do utrzymania swojej dominacji ucieka się do dezinformacji i zwyczajnego kłamstwa. Doprowadzony jednak do skrajności populizm niszczy jakość debaty publicznej, co sprawia, że zamiast rozmawiać o sprawach najistotniejszych prowadzimy debatę o zbiorze mitów i półprawd, które nie mają odzwierciedlać rzeczywistości, ale łechtać ego konkretnych grup wyborców.
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU