PiS rzutem na taśmę od 1 stycznia 2018 roku wprowadziło zniesienie ograniczenia składek na ZUS. Co to w ogóle jest i jakie niesie ze sobą konsekwencje? Wbrew pozorom bardzo poważne, bo skoro przeciwko tej zmianie protestują nie tylko pracownicy, ale też pracodawcy i sam ZUS, to wiedz, że coś się dzieje. Ale od początku.
Dobrze zarabiający Polacy (powyżej 10.000 zł brutto miesięcznie) płacili składki na ZUS, jak każdy obywatel, do momentu, kiedy nie zarobili w danym roku kalendarzowym 120.000 zł. W momencie, kiedy przekroczyli tę kwotę, nie płacili już ZUS-u do końca danego roku (a od nowego roku powtórka z rozrywki). Dlaczego? Otóż kiedyś ktoś mądry obliczył, że jeśli nie będzie takiego limitu, to i emerytury tych osób też będą nielimitowane. Krótko mówiąc istniało zagrożenie, że ludzie płacący pełne składki na ZUS (niezależnie od wysokości pensji) po przejściu na emeryturę przez wiele lat miesiąc w miesiąc będą dostawać po 50.000-70.000 zł bankructwo ZUS byłoby nieuniknione.
Skąd nagle takie parcie PiS na tak drastyczną zmianę, która grozi totalna katastrofą i bankructwem ZUS? Na pierwszy rzut oka powody są finansowe. ZUS dzięki tej zmianie zyska dodatkowe 5,2 mld zł! Kto zrzuci się na tę zmianę? 1 mld wyparuje z pensji pracowników, a 4 mld z kont pracodawców. Ta zmiana uderzy w przedsiębiorców, którzy nie mieli w budżetach na przyszły rok zaplanowanych takich dodatkowych wydatków, ale nie tylko. Uderzy też w pracowników tych samych firm na niższych stanowiskach, bo jeśli były w nich zaplanowane podwyżki na przyszły rok, to już dziś wszyscy pracownicy tych firm mogą kupić młotek i wybić je sobie głowy.
Okazuje się jednak, że jest grupa społeczna, która zyska najwięcej na przedmiotowej zmianie i są to… zarządy i kadra kierownicza Spółek Skarbu Państwa obsadzone przez dumnych PiS-owskich aparatczyków. Prezes państwowej spółki zarabiający 100.000 zł miesięcznie w ciągu 4 lat kadencji wygeneruje na swoim koncie w ZUS składkę większą, niż gdyby pracował 30 lat za średnią krajową pensję. Jak to wygląda w praktyce? Proszę uprzejmie:
– prezes JSW; zarobki 132.000 zł miesięcznie – po 4 latach pracy emerytura w wysokości 5.000 zł,
– Jan Kowalski; zarobki 4.500 zł miesięcznie – po 4 latach pracy emerytura w wysokości 155 zł.
Krótko mówiąc – wystarczą 4 lata pracy dla rządu „dobrej zmiany” i nie trzeba już się martwić czymś tak błahym i nieistotnym jak emerytura. Poseł Cymański kilka dni temu z mównicy sejmowej mówił, że rząd PiS zadłuża państwo polskie („zaciąga weksel”), żeby teraz Polakom żyło się lepiej. Faktycznie, rząd PiS nie myśli o tym co będzie za 5, 10, 50 lat, bo Prezes tak długo nie pożyje, więc nie ma sensu myśleć o wykupie tego weksla, bo spłacać go będą przyszłe rządy. Ten cały skandal skończy się prozaicznie: kolejny rząd anuluje tę zmianę, ale prezesi spółek z nadania PiS (w przeciwieństwie do znakomitej większości Polaków, którzy będą musieli pracować do śmierci) zarobią sobie na godną emeryturę.
Źródło: SE.pl
fot. flickr/Sejm RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU