Sytuacja służby zdrowia jest coraz trudniejsza. Chorych jest coraz więcej, brakuje jednak i miejsc w szpitalach, i personelu. – Chciałbym żyć w Polsce, malowanej przez rządowe media – stwierdził gorzko jeden z ratowników medycznych i opisał dramatyczną sytuację, w której brał udział.
Ratownik medyczny ze Śląska postanowił podzielić się swoimi doświadczeniami. Z jego opowieści wyłania się ponury obraz chaosu, jaki w tych trudnych okolicznościach zafundowali służbie zdrowia rządzący. Przez około ośmiu godzin jeździł karetką z pacjentem mającym podejrzenie koronawirusa. Nigdzie nie było dla chorego miejsca.
Sytuacja miała miejsce w czwartek 22 października. Karetka zabrała pacjenta około godziny 23. Jak wyjaśnia ratownik, już na początku było jasne, że brakuje izolatek. Dyspozytor sam nie wiedział, gdzie wysłać karetkę. Ostatecznie mieli sprobować w szpitalu Rybniku. Tam miejsc nie było, więc wysłano ich do Wodzisława. Sytuacja się powtórzyła i załoga pojechała z pacjentem do Jastrzębia-Zdroju. A tam – co za niespodzianka – wszystkie izolatki były zamknięte. Karetka wróciła do Rybnika.
Ratownik relacjonuje, że w karetce pacjent miał zapewnioną podstawową opiekę – podawano mu tlen, leki – ale nie mógł liczyć na normalne leczenie. Ostatecznie chory spędził w karetce około 8 godzin. Przed 7 rano trafił do izby przyjęć szpitala w Wodzisławiu.
Portal rybnik.naszemiasto.pl zapytał o sprawę rzecznik wojewody śląskiego, Alinę Kucharzewską.
– Systematycznie jest powiększana baza łóżkowa we wszystkich niemal szpitalach w województwie. Dodatkowo tworzymy szpital tymczasowy – wyjaśniła pani rzecznik.
Źródło: Rybnik.naszemiasto.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU