Polityka i Społeczeństwo

Dr Mirosław Oczkoś: Żyjemy w „boreliozie” politycznej [WYWIAD]

Ostatnio okazało się, że osoby związane z Mateuszem Morawieckim, które zostały obsadzone w spółkach Skarbu Państwa, wpłacały pieniądze na jego kampanię wyborczą w 2019 roku. W większości demokratycznych państw po ujawnieniu takich rewelacji premier podałby się do dymisji, a u nas sprawa właściwie przeszła bez echa. Co to świadczy o polskiej klasie politycznej i jej wyborcach?

To, co teraz wypłynęło, czyli sposób finansowania kampanii wyborczej i masowość tego zjawiska, to jest wierzchołek góry lodowej. Od dawna nie jesteśmy normalnym państwem, procedury nie działają, a duża część społeczeństwa przyzwyczaiła się do tego.

Poddam kilka przykładów, które są powszechnie znane. Chodzi mi o lekceważący stosunek polityków obozu rządzącego do dziennikarzy. Odwracanie się plecami do mediów czy nierobienie konferencji prasowej przez kilka lat przyzwyczaiło – to nie jest objaw normalności. Teraz ogranicza się dostęp do informacji publicznej poprzez niewpuszczanie mediów na granicę.

Drugi przypadek, również sejmowy, który też jest patologią, to głosowania ustaw o północy. Owszem, to raz może się zdarzyć, ale kiedy zaczyna to być normą i ogranicza się posłom opozycji czas na wypowiedź z mównicy sejmowej, to nie jest to objaw demokratycznego państwa, gdzie przestrzega się procedur. I jeżeli dziennikarze ujawniają kolejne afery, choćby maile Dworczyka, które pokazują jak funkcjonują rządzący, to powiedzmy wprost: taka władza powinna przez opinię publiczną być już dawno zmieciona. Tutaj można zadać pytanie, co jeszcze muszą zrobić rządzący, żeby do tego doszło. Pamiętajmy, że rządzący przebili się z przekazem: kradną tak jak wszyscy, ale się dzielą. Kolejna sprawa – rządzący kłamią i zdają sobie sprawę z tego, że żadne ich kłamstwo nie ściąga na nich konsekwencji. To pokazuje, że sami przyzwyczaili się do swoich kłamstw i sądzą, że nikt i nic ich nie odsunie od władzy. Pamiętajmy też, że władza potrafi odmóżdżyć, a każdy, kto ma jej za dużo, czuje się bezkarny. Jednak wracając do Pana pytania o sondaże – należy pamiętać, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ i warto zadać pytanie: ile jest realnego poparcia dla działań rządzących, a ile dla szeroko rozumianej opozycji?

Jak Pana zdaniem odsunąć Zjednoczoną Prawicę od władzy, skoro społeczeństwo przyzwyczaja się do obecnej sytuacji, a rządzący mają do dyspozycji cały aparat państwa?

Nie ma jednej recepty – a czas na pewno gra na korzyść Donalda Tuska i całej opozycji – ponieważ rządzący nie mają pomysłu, który rozwiązywałby konflikty między Polską a Unią Europejską i na innych frontach. To do ludzi zaczyna docierać, zwłaszcza do elektoratu niezdecydowanego. Natomiast odpowiadając na Pana pytanie: należy czekać na termin wyborów i się do nich przygotowywać od strony organizacyjnej. Zwłaszcza do kontroli procesu wyborczego, bo – jak dobrze pamiętamy – w czasie ostatnich wyborów dochodziło do nieprawidłowości. Poza tym politycy opozycji powinni też się postarać o znalezienie innych kanałów komunikacji z wyborcami niż telewizja. Reasumując: należy mieć konkretny plan, przekaz oraz – co jest najistotniejsze – zdefiniować oś sporu i nie dać sobie narzucić narracji przez obóz rządzący.

Jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że rządzący kolejnym grupom społecznym odbierają prawa, to czy walka o wolność poprzez pokojowe demonstracje ma jeszcze sens? A może już nadeszła pora na rewolucję?

Problem z rewolucją jest taki, że jej nie da się zadekretować. Ona wybucha nagle. Owszem, takie działania można wspierać i przygotowywać, są takie przykłady z historii świata. Natomiast to, co teraz dzieje się w Polsce, to jest maksimum tego, co może być. Wyjście ludzi na ulicę jako poparcie rządzących mierzy się dwiema sprawami: sprawnością organizacyjną i pokazaniem siły. Natomiast w przypadku opozycji, nawet w sytuacjach cięższych, niż ta która ma miejsce w Polsce, stopień wyjścia na ulicę mierzy się tym, co ludzi boli. Zatem: ilu jest demonstrantów na kolejnych manifestacjach, tyle jest bólu codziennego w społeczeństwie i tak bardzo nie podoba się obecna sytuacja polityczna w Polsce. Reasumując, można powiedzieć, że nas chyba jeszcze tak bardzo nie boli, bo mamy rekompensatę w postaci mediów społecznościowych i nie mamy silnej potrzeby wykrzyczenia naszego bólu na ulicy.

Druga sprawa jest taka, że jeszcze dużym grupom nie odebrano czegoś na tyle, żeby one wyszły na ulicę. Co nie oznacza, że to się nie dzieje. Tutaj jako przykładem można posłużyć się manifestacjami Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, które były duże, ale jak się okazało było to przeciw skuteczne, bo po jakimś czasie ludzie stwierdzili, że manifestacjami i tak nic nie zmienią. A więc, żeby ludzie wyszli – tak jak Pan powiedział – masowo na ulicę, to działania obecnej władzy niestety muszą zaboleć bardziej i musi być poczucie totalnej desperacji. Po stronie opozycyjnej ciągle jest poczucie, że wybory można wygrać. Tylko pytanie: jak długo wytrzyma państwo i jaki długo wytrzymają rządzący? No i jeszcze: w jakim stanie po rządach PiS-u kraj zostanie przekazany następcom?

Dlaczego społeczeństwo oraz opozycja sprawiają wrażenie, jakby byli bezradni wobec działań rządzących i nie tylko godzili się z obecną sytuacją, ale nawet próbowali się w niej urządzić?

To nie jest nieuprawniona teza, bo jeżeli sięgniemy do najnowszej historii – to kiedy rozmawia się z opozycjonistami z PRL-u to oni mówią, że ich była garstka. Nie jest tak, że cały naród walczył z władzą, ale w pewnym momencie zaczęła działać psychologia tłumu. Przez 6 lat świat się nie zawalił, więc bardzo dużo ludzi stwierdziło: a dlaczego by nie. Koalicja PO-PSL rządziła, to teraz rządzi Zjednoczona Prawica. Pamiętajmy, że do zobojętnienia przyczynia się też propaganda władzy. Do tego większość społeczeństwa nie interesuje się polityką, co jest dużym błędem, bo jeśli Ty się nie interesujesz polityką, to ona i tak się Tobą w końcu zainteresuje. Należy też dodać, że władza autorytarna po „ukąszeniu”, podobnie jak kleszcz, wpuszcza środek znieczulający. Początkowo „ukąszenie” nie boli, ale skutki ujawniają się po latach. Można powiedzieć, że żyjemy w takiej „boreliozie” politycznej. Nas ten „kleszcz” władzy PiS-owskiej ukąsił, a skutki tego już widzimy: jedni zajmują się tylko swoimi sprawami, a inni uważają, że musi być wróg, stąd radykalizacja. Reasumując, moim zdaniem to jest już końcówka. To znaczy albo władza, która już uwierzyła we własną propagandę wygra i zostaniemy państwem autorytarnym, albo przegra, a wtedy opozycja będzie próbowała budować coś na gruzach tego, co jest. Jest też trzecie rozwiązanie: zawsze może przyjść ktoś bardziej radykalny i zrobić kolejny krok naprzód… Tego wykluczyć nie można.

Bardzo dziękuje za rozmowę.


Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Michal Ruszczyk

Historyk i dziennikarz współpracujący z portalami informacyjnymi i mediami obywatelskimi. Redaktor Sieciowej Telewizji Obywatelskiej Video Kod. Redaktor miesięcznika “Nasze Czasopismo” od stycznia 2018 do marca 2019. Od października 2018 współpracownik portali internetowych - Crowd Media, wiadomo.co i koduj24. Współzałożyciel i członek zarządu Stowarzyszenia Kluby Liberalne do marca 2019 roku. Od kwietnia 2019 związany z Koalicją Ateistyczną. Były członek warszawskich struktur Nowoczesnej.

Media Tygodnia
Ładowanie