Opozycja nie powinna się zniechęcać, że w danym momencie jakiś temat od razu nie chwycił, tylko powinna być czujna i współpracować ze sobą na tyle, na ile jest to możliwe. Kiedy opozycja mówiła o drożyźnie, zanim się jeszcze pojawiła, nikogo to nie interesowało. Dzisiaj w wyniku inflacji i Polskiego Ładu jest już inaczej. Ponadto nie może zakładać, że wybory zostały już wygrane, bo fakt, że rząd ma problemy, nie przesądza wyników wyborów. – Z dr Mirosławem Oczkosiem, ekspertem do spraw marketingu i wizerunku politycznego o kondycji obozu rządzącego i opozycji rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Zjednoczona Prawica sprawia wrażenie coraz mniej jednolitej. Czy Jarosław Kaczyński traci władzę nad swoim zapleczem politycznym?
Dr Mirosław Oczkoś: Jeżeli weźmie się pod uwagę zewnętrzne czynniki, to można powiedzieć, że prezesowi Kaczyńskiemu wymyka się z rąk kilka sznurków. To jeszcze nie jest utrata kontroli nas swoim obozem, ale pojawiają się coraz częściej nowe elementy – począwszy od głosowania nad Lex-Kaczyński, a skończywszy na działaniach prezydenta. Zebrawszy te elementy, można powiedzieć, że Jarosław Kaczyński jest bliski utraty kontroli.
Ostatnio odbyło się głosowanie w Sejmie nad tzw. Lex-Kaczyński, znanym też jako Lex-Konfident. Projekt tej ustawy został odrzucony w drugim czytaniu. Co się stało z karną drużyną klubu PiS, jeśli ponad siedemdziesięciu jej posłów nie poparło swojego szefa?
Od 2015 nie mieliśmy z tym do czynienia. Można podejrzewać, że obóz rządzący utracił większość. Pytanie: czy jest to chwilowe, czy też ustawa była, aż tak źle przygotowana? Jednak pamiętajmy, że w czasie tego głosowania prezes PiS robił wszystko, żeby ta ustawa przeszła. Co do Pana pytania: sytuacja może pójść w dwóch kierunkach. Mianowicie, nie było dyscypliny partyjnej, bo gdyby była, to w takim przypadku należałoby wyrzucić niezdyscyplinowanych posłów z PiS. A więc można uznać to głosowanie za „ustawkę”. Pytanie tylko, czyją z kim? Być może prezes chciał sprawdzić, kto jest mu jeszcze wierny. Niewykluczone też, że po prostu nie zmobilizował wystarczająco swojego ugrupowania do głosowania „za”. Otwarte pozostaje pytanie: czy jest to przełom?
Przeciwko Lex-Kaczyński głosowało 24 posłów Zjednoczonej Prawicy, 18 w ogóle nie wzięło udziału w głosowaniu, a 37 wstrzymało się od głosu. Czy, Pana zdaniem, może dojść do wcześniejszych wyborów lub rozłamu w Zjednoczonej Prawicy?
Trudno powiedzieć, ale jeżeli weźmie się pod uwagę sytuację w Zjednoczonej Prawicy i czynniki zewnętrzne, o których rozmawiamy, to można powiedzieć, że jest to jakieś wyjście z sytuacji. Jest jeszcze inna możliwość: radykalna rekonstrukcja rządu z premierem włącznie. To mogłoby dać czas do najbliższych wyborów, zwłaszcza, że wygrana opozycji we wcześniejszych wyborach nie jest taka pewna. PiS ma nadal dobry wynik wyborczy w sondażach, mimo, że opozycja jest blisko. Owszem, wcześniejsze wybory pozwoliłyby Kaczyńskiemu na zebranie nowej drużyny, która być może byłaby wierniejsza. To byłaby ucieczka do przodu, zwłaszcza że sytuacja gospodarcza jest nie najlepsza, a odczuwają ją również wyborcy Zjednoczonej Prawicy. Natomiast, którą alternatywę wybierze prezes Kaczyński, trudno powiedzieć. Na pewno półtora roku w obecnej konfiguracji ta władza nie wytrzyma.
W jaki sposób opozycja mogłaby wykorzystać klęskę Jarosława Kaczyńskiego?
Opozycja nie jest jednorodnym tworem, ale moim zdaniem ugrupowania doskonale wyczuwają sytuację. Mam tu na myśli głównie Donalda Tuska, który uprawia politykę w czystej postaci. Jeżeli opozycja będzie punktować bez sztuczek PR, tylko konkretnie, to w zasadzie niczego więcej nie trzeba robić. Owszem, każdy mówi o programie, ale nie oszukujmy się, wyborcy nie kierują się programami wyborczymi. Oprócz tego opozycja często w wypowiedziach mówi, że robi to od sześciu lat, ale pamiętajmy, że okoliczności się zmieniają. Mianowicie, kiedy opozycja mówiła o drożyźnie, zanim się jeszcze pojawiła, nikogo to nie interesowało. Dzisiaj w wyniku inflacji i Polskiego Ładu jest już inaczej. Opozycja nie powinna się zniechęcać, że w danym momencie jakiś temat od razu nie chwycił, tylko powinna być czujna i współpracować ze sobą na tyle na ile jest to możliwe.
Ponadto nie może zakładać, że wybory zostały już wygrane, bo fakt, że rząd ma wewnętrzne problemy, nie przesądza wyników wyborów. Zjednoczona Prawica ma od 7 lat problemy, a ciągle jest na czele sondaży i ma cały aparat państwa do dyspozycji.
Dlaczego właśnie przy tej ustawie tylu posłów wyraziło sprzeciw, choć przez siedem lat nie przeszkadzało im dewastowanie polskiego prawodawstwa?
Kropla drąży skałę i myślę, że jest to kumulacja. To znaczy, po pierwsze, ustawa nie załatwiała niczego – z czego posłowie PiS-u zdawali sobie sprawę i była przygotowana „na kolanie”. Po drugie, w Zjednoczonej Prawicy jest bardzo duża grupa przeciwników szczepień i wszelkiego rodzaju obostrzeń, co trafiło na podatny grunt. Przypomnijmy, że równie absurdalne zapisy były w ustawie Hoca, która zakładała obowiązkowe szczepienie, a tak naprawdę miał się szczepić ten, kto chce. Odpowiadając na Pana pytanie: lex-Kaczyński po prostu nie dałoby rady przegłosować.
W ubiegłym roku Sejm odrzucił inną ustawę, na której również zależało Kaczyńskiemu – “Piątkę dla zwierząt”. Wtedy było zaledwie około dwudziestu buntowników, którzy początkowo zostali ukarani, a następnie przywróceni do łask. Jak tym razem zareaguje prezes Kaczyński? W jaki sposób uda się jeszcze zdyscyplinować swoich posłów?
Trudno powiedzieć, gdyż w tym głosowaniu nie było dyscypliny partyjnej. Dopóki liczba „wyznawców” przekracza liczbę wyborców, to w taki sposób można uprawiać politykę. To znaczy: pokazywać się w oczach swoich współpracowników i wyznawców jako osoba sprawcza. Natomiast, kiedy jest więcej wyborców, a mniej wyznawców, zaczynają pojawiać się problemy, gdyż zwolennicy zaczynają zadawać pytania. Jarosław Kaczyński, który będzie chciał podtrzymać swój mit osoby sprawczej, na pewno będzie musiał „ściąć głowy” w koalicji rządzącej. Moim zdaniem minimum to „ścięcie” głowy premiera i to, o czym wcześniej mówiłem – głęboka rekonstrukcja rządu. Sądzę, że tego rodzaju głosowania na pewno będą się powtarzać, gdyż układ Zjednoczonej Prawicy jest już poobijany i wchodzimy w fazę politycznych igrzysk, gdzie żadne działania już nic nie dadzą.
Afery, dewastacja najważniejszych instytucji państwa czy łamanie praworządności nie są postrzegane jako szkodliwe przez elektorat partii rządzącej. Czy do utraty władzy przez obóz rządzący może przyczynić się Polski Ład i obecna sytuacja gospodarcza?
Balon został napompowany bardzo mocno. Polski Ład miał załatwić następną kadencję. Natomiast zanim to się stało, ruszyła machina propagandowa. Działania te, związane z tym konkretnym programem gospodarczym, są doskonałym przykładem na to, że propaganda, która była natarczywa działa, ale do pewnego momentu. Jeżeli mówiło się społeczeństwu, że Polski Ład odmieni życie ludzi i będziemy mieli do czynienia z prawdziwym cudem gospodarczym, a rzeczywistość zaczyna to weryfikować, to ludzie się pytają: dlaczego jest tak źle, skoro miało być tak pięknie? Myślę, że Polski Ład może być gwoździem do trumny rządzących, zwłaszcza że zaczyna być on przedmiotem kpin i żartów. Należy podkreślić, że władza, która zaczyna śmieszyć, mimo że jest groźna i straszna, prędzej czy później się kończy.
Niedawno ukazał się najnowszy sondaż Kantar, z którego wynika, że różnica między Koalicją Obywatelską, a Zjednoczoną Prawicą wynosi tylko 1%. Jakie wnioski wyciągnąłby Pan z tego badania?
Jest duże zbliżenie między KO a PiS-em, ale nie należy z jednego badania wyciągać pochopnych wniosków. Jednak pozostałe badania pokazują wyraźną tendencję, że różnica między tymi ugrupowaniami się zmniejsza i wynosi od 1%-3%. Jeśli sumujemy wyniki wszystkich ugrupowań opozycyjnych, to widać, że opozycja wygrywa. Natomiast cały problem polega na systemie D’Hondta i 29%, 30% czy 31% to nadal dobry wynik. Nie można zapominać, że rządzący mają żelazny elektorat, który na PiS zagłosuje.
O trzecie miejsce rywalizują Polska2050 i Konfederacja z takim samym wynikiem. Czy Pana zdaniem ewentualny spadek pozycji ruchu Hołowni może doprowadzić do tego, że jego lider stanie się bardziej chętny do współpracy z Koalicją Obywatelską?
Cały kłopot polega na tym, że ugrupowanie Szymona Hołowni powstało na bazie pewnej euforii podczas wyborów prezydenckich, kiedy Koalicja Obywatelska miała problemy z kandydatem. Wtedy wyborcy poszukali osoby, która była im najbliższa. Hołownia uwierzył w to, że ma elektorat i może coś na tej bazie budować. Niestety, przy całym szacunku do niego, nie został jeszcze politykiem i nie rozumie sytuacji, która wokół niego się dzieje. Owszem, jako komentator może powiedzieć wszystko, ale bycie politykiem to kwestia sprawczości, której nie ma. Tak samo było z Kukizem, którego poniosła fala, a teraz został wypluty przez politykę, która wypluwa ludzi, którzy nie są jednoznaczni. Pomimo tego nie należy wykluczać, że Polska 2050 jest nastawiona na długi marsz. Fakt, że rywalizuje w sondażach z Konfederacją, która jest niszową i radykalną partią, niewychodzącą powyżej 10%, powinien dać do myślenia strategom Hołowni, kto jest oponentem i jakie są tendencje społeczne.
Co stanie się z Nową Lewicą, jeśli od Czarzastego ostatnio odeszło sto osób ze struktur warszawskich i przeszli oni do świeżo utworzonego PPS? Czy PPS, może zastąpić Nową Lewicę?
To jest dużo ciekawsze pytanie w kontekście naszej sceny politycznej, bo ludzie, którzy tworzą PPS nie są uwikłani w takie „gierki”, jak kiedy byli w SLD i są progresywni. Myślę, że Czarzasty dał się zwieść władzy. Dobrze się poczuł na stanowisku wicemarszałka Sejmu i zaczął zarządzać partią autorytarnie. Poza tym Nowa Lewica jest sztucznym tworem, gdyż więcej ich dzieli niż łączy. Pamiętajmy też, że Lewica, która kreowała się na najbardziej antyPiS-owskie ugrupowanie na opozycji, ostatecznie poparła Polski Ład, a każde ugrupowanie z tej koalicji grało w swoją grę. Moim zdaniem nie bez powodu młodzi widzą przyszłość Lewicy w Andrzeju Rozenku i PPS, którzy się tam znajdują, gdyż są tam politycy bardziej progresywni.
Czy w tej sytuacji lewica ma szansę w najbliższych wyborach? A może dojdzie do powtórki z roku 2015 i dzięki niesnaskom po lewej stronie PiS znów uzyska pełnię władzy?
Tak, wtedy partia Adriana Zandberga nie dostała się do Sejmu i przez to Jarosław Kaczyński miał pełnię władzy. Należy mieć świadomość tego. Podobnie było w wyborach prezydenckich, że Zandberg nie walczył z Andrzejem Dudą, tylko Bronisławem Komorowskim. W związku z tym, jeżeli Lewica pójdzie do wyborów parlamentarnych w takiej konfiguracji jak dzisiaj, to raczej nie wejdzie do Sejmu. Czy wpłynie to na wynik PiS-u? Niekoniecznie. Jednak nie zmienia to faktu, że Lewica dla swojego dobra będzie musiała się porozumieć.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU