– Szczerze ja bym tego nie wykluczał, zwłaszcza, gdy się spojrzy na metody jakimi wygrał Andrzej Duda. Mam tu na myśli fakt, że prezydent wygrał w takim nie działającym systemie, a każdy taki system, może prowadzić do anarchii. Natomiast jeżeli PiS faktycznie spróbowałby przepchnąć taki pomysł to byłaby to już sowietyzacja. Władimir Putin pokazał jak to się robi w Rosji, ale wówczas nie będzie to miało nic wspólnego z demokracją. To już nie ma nic wspólnego z demokracją taką o jakiej myślimy na styl zachodni – z doktorem Mirosławem Oczkosiem, ekspertem do spraw marketingu i wizerunku politycznego, o zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy na II kadencję i opozycji, rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Prezydent Andrzej Duda został zaprzysiężony. Czy, Pana zdaniem, ta kadencja, może być, jak twierdzą niektórzy publicyści, inna? Mniej zależna od partyjnego poparcia PiS-u?
Dr Mirosław Oczkoś: Pan prezydent dał nam już próbkę swojego zachowania, tego jak postępuje w trudnych sytuacjach i de facto zawsze trzyma się swojego zaplecza. Nie może już powiedzieć jaki będę, ponieważ pokazał już jaki jest. Pięć lat temu jak startował miał czystą kartę, a teraz ta karta została zapisana w niektórych momentach niezbyt korzystnymi słowami dla prezydenta i Polski. Nie spodziewam się żadnej zmiany, gdyż moim zdaniem w pewnym wieku człowiek się nie zmienia. Natomiast orędzie pokazuje, że II kadencja to pudrowanie rzeczywistości w celu pozytywnego komunikatu do swoich wyborców.
Politycy Koalicji Obywatelskiej, po długich dyskusjach i wysyłaniu sprzecznych komunikatów, decyzję o udziale w Zgromadzeniu Narodowym podjęli dzień przed zaprzysiężeniem. Jak to świadczy o kondycji największego ugrupowania opozycyjnego?
Trudno powiedzieć. Oczywiście politycy muszą kalkulować i pytanie jest takie, czy skalkulowali dobrze czy źle? Czytałem różne opinie na temat decyzji opozycji. Począwszy od takich, że świetnie, że opozycja poszła i pokazała, że nie akceptuje wyboru Andrzeja Dudy, ale są też opinie, które krytykują opozycję za wysłanie delegacji. Wygląda to tak, że starano się znaleźć wyjście na zasadzie, żeby mieć ciastko i zjeść ciastko. Dla „radykalnych” wyborców opozycji, wysłanie delegacji jest zdradą, gdyż Andrzej Duda został wybrany w procesie wyborczym do którego jest sporo zastrzeżeń, a w czasie swojej poprzedniej kadencji nie dotrzymał przysięgi, którą złożył po raz drugi. Natomiast dla umiarkowanych było to pokazanie szacunku dla urzędu prezydenta. Żyjemy w czasach, że to historia pokaże, czy ta decyzja była dobra czy też nie. Jedno, co można powiedzieć, to na pewno byłoby lepiej, gdyby przekaz Koalicji Obywatelskiej był od początku jasny i czytelny, a mianowicie bojkotujemy, ale wysyłamy delegację.
Trudno tu też mówić o wizerunku czy marketingu politycznym bo jest te 10 milionów wyborców, które zagłosowało na Rafała Trzaskowskiego, ale nie popiera Koalicji Obywatelskiej. W związku z tym był to przekaz do wyborców koalicji, których jest znacznie mniej.
Rafał Trzaskowski, na bazie wysokiego poparcia wyborczego oraz przy wykorzystaniu struktur KO, usiłuje tworzyć swój ruch społeczny. Czy, Pana zdaniem, w takiej sytuacji w Platformie Obywatelskiej może dojść do rozłamu? A może raczej do przełomu, który da tej partii zastrzyk energii na trudne czasy?
Myślę, że jeżeli PO chce się liczyć w rozdaniu to nie będzie mogła kontestować inicjatywy Rafała Trzaskowskiego. To byłoby samobójstwo polityczne. Platforma Obywatelska nadal jest największą partią opozycyjną, ale musi sobie też zdawać sprawę, że wyborcy, którzy głosowali na Rafała Trzaskowskiego nie należą do niej, częściowo, może tak, ale nie w 100%. Prezydent Warszawy też nie ma wyboru, jeżeli będzie chciał poszerzyć elektorat Koalicji Obywatelskiej. Mianowicie moim zdaniem powinien zrobić coś takiego, co kiedyś zrobił Aleksander Kwaśniewski, który odciął się trochę od SLD, ale nie do końca. Był osobny lider SLD i osobny kandydat na prezydenta. Jeżeli Rafał Trzaskowski myśli o tym, żeby zostać prezydentem za pięć lat to powinien „grać” na dwóch fortepianach, bo postawienie tylko na jeden element nic mu de facto nie da.
To, że nie przyszedł na zaprzysiężenie, moim zdaniem świadczy to o tym, że powoli zaczyna to rozumieć. Wizyta w Pałacu została odebrana przez jego zwolenników jako zdrada, a nie widzę też powodu dla którego prezydent Warszawy miałby być na Zgromadzeniu Narodowym. To jest wytłumaczalne.
PiS za pomocą rozporządzeń i specustaw covidowych faktycznie zmienia konstytucję bez konieczności uzyskania większości konstytucyjnej. Czy można rozważać taką opcję, że ekipa rządząca w podobny sposób będzie próbowała przedłużyć Andrzejowi Dudzie kadencję lub bezprawnie, na wzór białoruski, wystawić go na kolejną?
To jest szalony pomysł, ale szczerze ja bym go nie wykluczał, zwłaszcza, gdy się spojrzy na metody jakimi wygrał Andrzej Duda. Mam tu na myśli fakt, że prezydent wygrał w takim nie działającym systemie, a każdy taki system, może prowadzić do anarchii. Natomiast jeżeli PiS faktycznie spróbowałby przepchnąć taki pomysł to byłaby to już sowietyzacja. Władimir Putin pokazał jak to się robi w Rosji, ale wówczas nie będzie to miało nic wspólnego z demokracją. To już nie ma nic wspólnego z demokracją taką o jakiej myślimy na styl zachodni. Kłopot też polega na tym, że jest ogromne hiperpartyjniactwo, kiedyś jeszcze Kwaśniewski potrafił odciąć się od swojego zaplecza, ale te czasy już nie istnieją.
Jeżeli ktoś wygrał nieczystymi regułami to zaklinanie rzeczywistości nic nie pomoże, a może doprowadzić, że następnym razem złamie kolejne reguły. To po pierwsze. Natomiast, jeśli system przechodzi w tryb awaryjny to nie ma też gwarancji, że następna ekipa, która przyjdzie nie będzie chciała wykorzystać tych narzędzi, które zastanie.
Profesor Migalski niedawno napisał, że PO zachowuje się tak jakby chciała wygrać, a jednocześnie coś ją wstrzymuje. W kontekście hiperpartyjniactwa i nastawienia PO, o którym pisze Marek Migalski nasuwa się pytanie – jak wygrać z PiS-em?
Jak wygrać z PiS-em? Profesor Marek Migalski jest dość przenikliwym komentatorem. Mamy takie czasy, że prawda się nie broni. Moim zdaniem Koalicja Obywatelska musi się w swojej narracji bardziej zradykalizować. To może jest paradoks, bo przez pięć lat PO dostawało po uszach za jedno zdanie Grzegorza Schetyny „Totalna opozycja”. Nawet najbardziej zagorzalsi obrońcy PO z którymi rozmawiam nie widzą, tego, żeby PO była w czymkolwiek totalna, a przylgnęła ta łatka, która dobrze brzmi. Natomiast w marketingu politycznym jest tak jak w piłce nożnej – nogi się nie odstawia. To jest to, co w czasie zaprzysiężenia robił poseł Zjednoczonej Prawicy – Kamil Bortniczuk, który z uśmiechem na ustach do dziennikarzy mówił o budowaniu wspólnoty i o tym jak w Polsce są szanowani ludzie, którzy nie popierają rządu. To, że ktoś jest prześladowany za orientacje seksualną, aresztowany za wywieszanie tęczowych flag czy inne rzeczy to wymysł mediów. Czyli jedna ręka jest wyciągnięta, a w drugiej schowanej za plecami jest nóż i to może jest smutne, ale na społeczeństwo działa.
Moim zdaniem każda opozycja, czy to PO czy inne ugrupowanie musi się nauczyć tej narracji, bo jak pokazało pięć lat poprawnością polityczną i nastawianiem drugiego policzka z PiS-em się nie wygra. Należy po prostu walczyć metodami PiS-u z narracją rządu, czego opozycja jeszcze nie zrobiła. Wiem, że bolą od tego uszy, ale nie namawiam do łamania prawa. Ogólnie nie widać woli walki w Sejmie. Świadczy o tym, że nie ma jakiś inicjatyw – komisji do wyjaśniania afer czy innych spraw. To, że do urn poszło 20 milionów ludzi nie świadczy o tym, że Polacy nagle pokochali demokrację. To jest konsekwencja polaryzacji społeczeństwa.
Powiedział Pan, że opozycja powinna walczyć metodami PiS-u. Czy Pana zdaniem zaostrzenie narracji ze strony opozycji, co doprowadziłoby do jeszcze większej polaryzacji społeczeństwa i debaty politycznej, mogłoby się zakończyć na ulicy?
Lepiej, żeby nie, ale to jest „polska karma”, że nie wiemy, co będzie się działo dalej. Jakkolwiek wybory prezydenckie są emocjonujące, bardzo spersonalizowane i istotne w naszym systemie. Natomiast nie jest to główny rozgrywający, nawet jeżeli powiemy, że jest to głowa państwa czy pierwszy obywatel. Prezydent w Polsce ma bardzo ograniczone uprawnienia, ale dużo zależy od jego cech osobowości. Faktyczna władza jest w rękach rządu i biorąc pod uwagę obecną sytuację związaną z koronawirusem oraz kryzys, który za jakiś czas możemy bardziej odczuć, konflikt rządu z większością państw oraz fakt, że PiS rozdał dużo pieniędzy, których nie ma. Beneficjenci za jakiś czas mogą się o swoje upomnieć, a w wyniku kryzysu pieniądze z transferów socjalnych zaczną tracić swoją wartość. Jest sporo nieprzewidywalnych czynników, a więc to się niestety, może skończyć na ulicy.
Zresztą jak się spojrzy na narrację PiS-u to wyraźnie widać, że mówią „Władzy nie oddamy”. Jeżeli ktoś składa takie deklaracje i jednocześnie od kilku lat majstrują przy systemie, żeby go dewastować, to może się niestety okazać, że to będzie kolejny polski los, gdy ludzie wyjdą na ulicę.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU