– Mimo ekspansjonistycznej polityki, nie tylko aneksja, ale nawet zwasalizowanie Kazachstanu przez Rosję może być nieopłacalne, bo stawia ją na kursie kolizyjnym z Chinami. Chiny graniczą z Kazachstanem i potrzebują surowców naturalnych, ropy i gazu, a to wszystko Kazachstan ma. Nie chcą więc bezpośredniej obecności Rosji w tym państwie, bo same utraciłyby wpływy i możliwość eksploatacji złóż – z dr Małgorzatą Bonikowską, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych o sytuacji w Kazachstanie, Ukrainie i rozmowach rosyjsko-amerykańskich rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Na początku stycznia w Kazachstanie wybuchły gwałtowne protesty, które były początkowo skierowane przeciwko wzrostowi cen paliw i gazu, a potem przybrały charakter polityczny. Dlaczego właśnie teraz doszło do wybuchu rewolty?
Dr Małgorzata Bonikowska: Wygląda na to, że to rzeczywista i powszechną frustracja – podobnie jak to było na Białorusi po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich, które zostały sfałszowane. Ale jednocześnie, protesty w Kazachstanie nie są przypadkowe. Odciągnięcie, nawet na krótko, uwagi Rosji od wschodniej Europy jest dla Zachodu opłacalne, gdyż Rosja wtedy musi działać na dwa fronty, a to zawsze utrudnia sytuację.
Prezydent Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew wezwał państwa Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, której trzon stanowi Rosja o wysłanie do jego kraju sił pokojowych. Co z tego może wyniknąć?
Ingerencja Rosji w Kazachstanie przypomina nam o doktrynie Breżniewa z czasów zimnej wojny. Mówiła ona, że jeżeli w którymś z państw bloku wschodniego coś się dzieje, to państwa sojusznicze muszą pomóc rządowi zaprowadzić porządek. W Kazachstanie interwencja Rosji, wspartej przez kilka innych państw Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB), czyli takiego rosyjskiego NATO, została przeprowadzona na prośbę tamtejszych władz. Nie chodziło więc o pomoc w obronie Kazachstanu przed zewnętrznym atakiem, lecz o uciszenie antyrządowych protestów. A do tego ODKB nie zostało powołane. Władze Kazachstanu próbują więc za wszelką cenę znaleźć przyczyny protestów za granicą, aby przekonać opinię międzynarodową, że akcja była uzasadniona.
Jak całkowita aneksja Kazachstanu przez Rosję wpłynęłaby na sytuację międzynarodową?
Nie sądzę, żeby chodziło o aneksję Kazachstanu. Rosja chce raczej wesprzeć sprzyjający jej rząd i kontrolować sytuację w tym państwie, podobnie jak to robi na Białorusi. Dąży do tego także w innych byłych republikach radzieckich, na przykład na Ukrainie. Inny nieco stosunek ma tylko do trzech państw bałtyckich, które weszły już do Unii Europejskiej i NATO.
Mimo ekspansjonistycznej polityki, nie tylko aneksja, ale nawet zwasalizowanie Kazachstanu przez Rosję może być nieopłacalne, bo stawia ją na kursie kolizyjnym z Chinami. Chiny graniczą z Kazachstanem i potrzebują surowców naturalnych, ropy i gazu, a to wszystko Kazachstan ma. Nie chcą więc bezpośredniej obecności Rosji w tym państwie, bo same utraciłyby wpływy i możliwość eksploatacji złóż. Dlatego najprawdopodobniej Kreml zdecydował o wycofaniu oddziałów. To daje do myślenia, ze musiały być jakieś rozmowy z Chinami na ten temat.
Czy, Pani zdaniem, instytucje europejskie będą bardziej aktywne w przypadku Kazachstanu niż to ma miejsce w przypadku Ukrainy?
Zachód jest aktywny w sprawie Ukrainy, ale nie zawsze aktywna jest Unia Europejska jako całość. W przypadku Kazachstanu jest podobnie. Od lat pojawiają się w tym państwie różne projekty, inwestycje oraz fundusze europejskie. Warto jednak sobie zadać inne pytanie – czy działania te są skuteczne i na ile obecna sytuacja wynika z pewnych zaniechań lub miękkiego kursu wobec Rosji. Unia Europejska nie potrafi się zdecydować na konkretną strategię wobec Rosji. Są zwolennicy dialogu i dogadywania się (pomimo działań Putina), są też ci, którzy postulują twarde negocjacje i odstraszanie.
Imperialnym marzeniem carskiej Rosji było dotarcie do Indii. Czy, Pani zdaniem, Putin będzie szedł w głąb Azji i w tej czy innej formie anektował kolejne byłe republiki radzieckie?
Lepiej nie porównywać epok, bo można wyciągnąć mylne wnioski. Osiemnasty czy dziewiętnasty wiek, kiedy imperializm carski przeżywał swój najlepszy okres, to jednak inne czasy. Dzisiaj nie trzeba robić inwazji, żeby gdzieś zdobyć polityczne wpływy a nawet zarządzać danym państwem. Na mapie może to być nadal niezależny kraj, ale w praktyce zostaje uzależniony. Pamiętajmy, tak wyglądała między innymi sytuacja Polski w bloku wschodnim.
Odpowiadając na Pana pytanie: mniej obawiałabym się aneksji Kazachstanu czy innych państw, a bardziej kontrolowania przez Rosję tego obszaru, co oznacza na przykład wpływ na wybór władz, na politykę gospodarczą i surowcową. Przez ostatnie 30 lat Kazachstan starał się prowadzić politykę lawirowania między potężnymi sąsiadami – Chinami i Rosją – dlatego m.in. otworzył się na wpływy zachodnie. Nie chciał zostać wasalem – ani Moskwy ani Pekinu. Teraz sytuacja Kazachstanu teraz może się zmienić.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU