Polityka i Społeczeństwo

Dr Małgorzata Bonikowska: Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej to szersza gra [WYWIAD]

Autor: Jerzy Krupowies
Jerzy Krupowies

– Rosja chętnie wchłonie Białoruś, jeżeli będzie dogodna okazja. A to oznacza utratę władzy przez Łukaszenkę. Paradoksalnie, nie jest on więc zainteresowany skonsumowaniem małżeństwa z Rosją, problem jednak w tym, że obecnie jest całkowicie uzależniony od Putina. Nie wiemy jak to się wszystko skończy, ale to szersza gra. Idzie nie tylko o Białoruś, lecz także o Ukrainę. – Z dr Małgorzatą Bonikowską, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych o kryzysie na polsko-białoruskiej granicy rozmawia Michał Ruszczyk.

Michał Ruszczyk: Alaksandr Łukaszenka stworzył kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Litwą i Polską. Co chce przez to osiągnąć i jakie ma szanse na sukces swoich działań?

Dr Małgorzata Bonikowska: Łukaszenka myśli, że w ten sposób może ugrać swoje cele. Po pierwsze: chce się zemścić na państwach, które pomagają opozycjonistom białoruskim i tych, które go krytykują. Najpierw była to Litwa, która została poddana presji przez Białoruś na początku tego roku, a teraz Polska. U nas ten kryzys jest większy, bo jesteśmy bardziej podzieleni wewnętrznie, co czyni z nas łatwiejszy cel do destabilizacji.

Drugim celem Łukaszenki jest próba zwrócenia na siebie uwagi Unii Europejskiej i wymuszenia rozmów. To legitymizowałoby jego władzę, która od ostatnich sfałszowanych wyborów nie jest uznawana przez Zachód. Reżim w Mińsku ma nadal narzędzia do destabilizowania najbliższego sąsiedztwa, a w kraju mocno się trzyma, bo jest wspierany przez Rosję.

Trzeci wymiar kryzysu to walka Łukaszenki o swoją przyszłość. Zdaje on sobie przecież sprawę, że Rosja chętnie wchłonie Białoruś, jeżeli będzie dogodna okazja. A to oznacza utratę władzy przez Łukaszenkę. Paradoksalnie, nie jest on więc zainteresowany skonsumowaniem małżeństwa z Rosją, problem jednak w tym, że obecnie jest całkowicie uzależniony od Putina. Nie wiemy jak to się wszystko skończy, ale to szersza gra. Idzie nie tylko o Białoruś, lecz także o Ukrainę.

Czy Pani zdaniem Łukaszenka wygrywa z instytucjami europejskimi?     

Szczerze mówiąc wątpię. Może wygrać bitwę, ale nie wojnę, gdyż – jak wspomniałam – jest już całkowicie uzależniony od Kremla. Na Zachodzie nie ma żadnego uznania i nawet jeżeli rozmawia z Angelą Merkel, to jeszcze nie oznacza, że Europa mięknie. Pani Kanclerz oddaje władzę więc Zachód niewiele stracił przez ten telefon, a zapewne zyskał lepsze rozeznanie, jak myśli Łukaszenka. Kolejny, szósty pakiet sankcji jest przygotowywany, piąty już wszedł w życie, uderzając m.in w państwowe firmy białoruskie i linie lotnicze. Jak więc widać, Unia Europejska nie zamierza prowadzić łagodniejszej polityki wobec Białorusi.

Jednocześnie jednak toczone są rozmowy z Rosją. I tu pojawia się pytanie, jakie będą ich konkluzje. Główne stolice europejskie, ale także Stany Zjednoczone, doskonale rozumieją, że klucz do rozwiązania problemu na wschodniej flance UE leży w Moskwie. Nie chcieliby, żeby doszło do aneksji Białorusi, ale sankcje wpychają Łukaszenkę w ręce Putina. Obaj panowie niedawno podpisali 28 nowych obszarów większej integracji obu krajów.

Stworzenie napięcia na wschodniej granicy UE to zapewne efekt podpuszczenia Łukaszenki przez Rosję, bo to tym bardziej uzależnia Mińsk od Moskwy, a jednocześnie daje władzom na Kremlu okazję do przedstawienia się w roli mediatora i rozwiązanie problemu, który sami stworzyli. Oczywiście nie za darmo.

Co Pani sądzi o sugestii pojawiającej się w mediach, że kryzys na granicy polsko-białoruskiej został wywołany w celu odwrócenie uwagi opinii międzynarodowej od działań zbrojnych Rosji na granicy z Ukrainą?

Zgadzam się z tym. Z punktu widzenia interesów Kremla to mistrzowskie posunięcie, bo cudzymi rękami – czyli Łukaszenki – kryzys na granicy destabilizuje nie tylko Polskę, Litwę i Łotwę, ale cała Unia się tym problemem zajmuje, a nawet Stany Zjednoczone. Wszyscy patrzą na to, co robi polski czy litewski rząd i mają różne zdania, jak ten kryzys rozwiązać. Jedni upierają się przy kategorycznym uniemożliwianiu nielegalnego jej przekraczania, na przykład przez budowanie muru i zasieków, inni pomagają zziębniętym migrantom i starają się zapobiec kryzysowi humanitarnemu. Zachód więc ma podwójny problem – wpadliśmy w „pułapkę moralną” zastawioną przez Rosję. Wijemy się między koniecznością uszczelniania granicy, a obowiązkiem niesienia pomocy. Tymczasem Putina i Łukaszenki życie ludzkie niewiele obchodzi.

Ale są też pozytywne strony tej całej sytuacji. Na szczęście nie udało się podzielić europejskich stolic w sprawie interpretacji tego, co się dzieje na wschodniej granicy UE. Politycy doskonale wiedzą, że to nie kryzys migracyjny tylko atak, a ludzie są tu używani przez państwo białoruskie jako „broń demograficzna”. Nie można więc tego porównywać do sytuacji z 2015 czy 2016 roku, wywołanej migrowaniem ludzi w wyniku Arabskiej Wiosny i wojny w Syrii. Wszyscy się zgadzają, że tej granicy trzeba pilnować i nie można dopuścić do jej przekraczania w sposób nielegalny. Ale jednocześnie Unia Europejska cały czas przypomina o prawach człowieka i konieczności udzielania pomocy, jeśli życie czy zdrowie ludzi jest zagrożone.

Co do Ukrainy, intencje Rosji są dość jasne: zatrzymanie jej na drodze ku członkostwu w UE i NATO. Nie oznacza to jednak, że Moskwa planuje teraz inwazję na wschodnią Ukrainę, choć nie można tego wykluczyć w przyszłości. Gromadząc swoje wojska na granicy rosyjsko-ukraińskiej Kreml tworzy atmosferę napięcia chcąc zmusić Zachód do rozmów i „odpuszczenia” tego terytorium. Jeśli się tak stanie, byłby to fatalny scenariusz dla Polski.

Kto Pani zdaniem wygra walkę o Ukrainę?

Zachód nie powinien ustąpić, bo to tylko ośmieli Rosjan. Wkrótce sięgną po więcej. Państwa Unii Europejskiej i Stany Zjednoczone mają mocne karty w ręku i mogą Rosji bardzo skutecznie utrudnić życie. A Rosja nie może sobie pozwolić na odcięcie się od Zachodu z wielu powodów. Potrzebuje go jako rynków zbytu i źródła intratnych interesów. To w Europie elita rosyjska trzyma pieniądze, to na Zachód posyła dzieci na edukację, to tam kupuje nieruchomości.

Rosja jednocześnie gra na zbliżenie z Chinami. Będzie ono krótkotrwałe, ale obecnie opłaca się obu stronom. Chinom gwarantuje ono dostęp do rosyjskiego gazu, ropy i cennych metali, zabezpiecza je także od problemów od północy. Zwiększając skalę sprzedaży do Chin, Rosja zyskuje pieniądze, które przeznacza m.in. na armię. A jednocześnie, powoli zastępuje rynek europejski, który się koncentruje na produkcji energii z alternatywnych źródeł. Wydaje się, że Rosja i Chiny dziś podzieliły między siebie strefy wpływów: Chiny dominują w Afryce, Rosja na Bliskim Wschodzie. Europą zainteresowane są obie strony, ale to Rosja ma bezpośrednią granicę z UE.

Jak Pani zdaniem rozwiązać kryzys humanitarny, ale w taki sposób, żeby nie Rosji udało się zrealizować swoich celów?   

Znaleźć złoty środek między zabezpieczeniem granicy, a zapobieżeniem kryzysowi humanitarnemu. Trzeba zrobić wszystko w krajach pochodzenia imigrantów, aby zniechęcać ludzi do nielegalnego przekraczania granicy, a jednocześnie udrożnić kanały migracji regularnej. Obniżenie liczby osób przylatujących do Mińska z krajów Afryki czy Bliskiego Wschodu minimalizuje ryzyko zachorowań czy śmierci w polsko-białoruskich lasach. Trzeba wyjaśniać potencjalnym chętnym, że to nie jest łatwa droga, a zimą w ogóle nie ma sensu, gdyż można stracić zdrowie a nawet życie. Zamknięcie lotów do Mińska bardzo pomaga.

Warto to podkreślić – osoby, które obecnie chcą przekroczyć wschodnią granicę UE nie są Białorusinami. Członkowie białoruskiej opozycji wyemigrowali w zeszłym roku i już dostali status uchodźcy. Teraz na granicy mamy osoby z państw z Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki, migrantów ekonomicznych.

Napięcie na granicy polsko-białoruskiej coraz bardziej eskaluje. Codziennie jesteśmy bombardowani informacjami o próbach siłowego sforsowania granicy oraz o prowokacjach ze strony służb białoruskich. Czy może dojść do konfliktu zbrojnego?

Na pewno może dojść do jakieś prowokacji. Można sobie wyobrazić, że służby białoruskie dadzą migrantom broń. Ci ludzie nie mają świadomości w czym biorą udział, że są traktowani instrumentalnie przez białoruski reżim. Są zdeterminowani, chcą zmienić swoją życiową sytuację, przedrzeć się na Zachód. Służby białoruskie mogą wykorzystać tę frustrację do stworzenia sytuacji zagrożenia, do eskalacji. Obawiam się, że do aktów przemocy dojdzie, a będą one podsycane przez Białorusinów.

Czy zapowiadane na wiosnę wzniesienie płotu za ponad półtora miliarda złotych rozwiąże kryzys na granicy?

Nie. Ale zmniejszy skalę nielegalnego przekraczania granicy w odcinkach nieosłoniętych. Pamiętajmy jednak, że to działanie doraźne. Zapewne zniechęci wielu ludzi do migrowania akurat przez tę granicę, czyli spełni rolę „straszaka”. Jednocześnie jednak, Polska i cała Unia Europejska powinny przyjąć do wiadomości, że są i będą celem imigracji, więc muszą tym procesem jakoś zarządzić w średniej i dłuższej perspektywie. Ludzie będą migrować nie tylko w poszukiwaniu lepszego życia, czy w obawie przed wojną lub prześladowaniami politycznymi. Przyczyną są także niedobory wody czy zmiany klimatyczne. Trzeba dopracować wspólną unijną politykę migracyjną i dogadać się w sprawie podejścia do tych, którzy już do nas trafili.

W wielu punktach kraju trwają zbiórki społeczne na zapewnienie funkcjonariuszom na granicy ciepłej bielizny, gorących posiłków i napojów czy słodyczy. Jak Pani ocenia szanse na to, że po pewnym czasie w wyniku zbliżającej się zimy i nie najlepszych warunków bytowych, mundurowi (czyli wojsko, pogranicznicy i policja), którzy bronią granicy mogą się zacząć buntować? A może jednak wszystko załatwią odpowiednio wysokie dodatki do pensji?

Osoby, które pracują w służba mundurowych, mają świadomość wyjątkowości swojej pracy, a społeczeństwo powinno je wspierać, bo ryzykują za nas wszystkich. Powinni mieć poczucie sensowności tego co robią, ale także zdawać sobie sprawę, że mają do czynienia z „żywymi tarczami”. Z ludźmi, którym trzeba udzielić pomocy w sytuacji zagrożenia zdrowia czy życia.

Pamiętajmy, że funkcjonariusze też przeżywają swoje moralne dylematy w związku z tą sytuacją. Wysokie dodatki do pensji tego nie zrekompensują.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Michal Ruszczyk

Historyk i dziennikarz współpracujący z portalami informacyjnymi i mediami obywatelskimi. Redaktor Sieciowej Telewizji Obywatelskiej Video Kod. Redaktor miesięcznika “Nasze Czasopismo” od stycznia 2018 do marca 2019. Od października 2018 współpracownik portali internetowych - Crowd Media, wiadomo.co i koduj24. Współzałożyciel i członek zarządu Stowarzyszenia Kluby Liberalne do marca 2019 roku. Od kwietnia 2019 związany z Koalicją Ateistyczną. Były członek warszawskich struktur Nowoczesnej.

Media Tygodnia
Ładowanie