Nie wydaje mi się, żeby czekały nas trzy lata spokoju, ponieważ rząd, który został powołany nie jest stabilny. Sytuacja, w której Jarosław Kaczyński zostaje wicepremierem sprawia, że zależność służbowa, staje się co najmniej niejasna. Nie wiadomo, kto w tej chwili rzeczywiście jest szefem rządu. Wziąwszy pod uwagę zależność polityków partii rządzącej od prezesa PiS, premierowi Morawieckiemu trudno będzie udowodnić swoją niezależność i naprawdę stanąć na czele gabinetu – z filozofką, dr Katarzyną Kasią o polityce, polskim społeczeństwie, prawach kobiet i mniejszości rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Mamy Zjednoczoną Prawicę po nowej umowie koalicyjnej i nowy rząd po rekonstrukcji. Czy, Pani zdaniem, walki buldogów pod dywanem już się skończyły i czekają nas trzy lata spokoju i harmonii?
Katarzyna Kasia: Nie wydaje mi się, żeby czekały nas trzy lata spokoju, ponieważ rząd, który został powołany nie jest stabilny. Sytuacja, w której Jarosław Kaczyński zostaje wicepremierem sprawia, że zależność służbowa, staje się co najmniej niejasna. Nie wiadomo, kto w tej chwili rzeczywiście jest szefem rządu. Wziąwszy pod uwagę zależność polityków partii rządzącej od prezesa PiS, premierowi Morawieckiemu trudno będzie udowodnić swoją niezależność i naprawdę stanąć na czele gabinetu. Po drugie, wziąwszy pod uwagę powody rekonstrukcji, to w dużej mierze była ona związana z konfliktem między Mateuszem Morawieckim a Zbigniewem Ziobro. Wiadomo, że wejście Jarosława Kaczyńskiego do rządu jako wicepremiera i kontrolowanie między innymi resortu lidera Solidarnej Polski ma osłabić pozycję Prokuratora Generalnego. Kluczowe jest jednak pytanie – kogo rzeczywiście osłabi prezes PiS?
Na stanowisko Ministra Edukacji został powołany Przemysław Czarnek, polityk o wyrazistych, a zarazem skandalicznych poglądach. Czy Pani zdaniem partia rządząca zmierza do wychowania idealnego wyborcy PiS-u?
Tutaj mamy dwie rzeczy, ponieważ, jak wiadomo, rząd Zjednoczonej Prawicy w ostatnim czasie przeprowadził reformę edukacji, która nie bez powodu była nazywana deformą. Zmiany w systemie oświaty doprowadziły do olbrzymiego chaosu w polskiej szkole – likwidacja gimnazjów czy podwójne roczniki okazały się przede wszystkim wyzwaniami dla samorządów. Z drugiej zaś strony, w tym samym czasie została przeprowadzona także reforma nauki. Opinie o niej były trochę lepsze niż o zmianach minister Anny Zalewskiej, ale de facto reforma nie polepszyła sytuacji uniwersytetów. Po pięciu latach widzimy, że zarówno szkoła jak i uniwersytety nie są w dobrej kondycji. Można dyskutować, na ile zmiany te były sensowne, ale warto zdać sobie sprawę, że Przemysław Czarnek stając na czele dwóch resortów będzie odpowiedzialny zarówno za polską naukę jak i polską szkołę na poziomie podstawowym i średnim.
Co do Pana pytania, odpowiedzią na nie są słowa marszałka Terleckiego, który powiedział, że po świetnie przeprowadzonej reformie organizacyjnej, teraz czas na reformę programową. Jeżeli nowy minister miałby pogłębiać chaos, to jest to bardzo niepokojąca zapowiedź. Czy polska szkoła potrzebuje reformy programowej? Na pewno tak, ale jestem przekonana, że nie są to zmiany, które miałyby iść po myśli Przemysława Czarnka. Niepokojąca jest również zapowiedź reformy programowej na uczelniach wyższych, ponieważ może ona oznaczać ingerencję w niezależność akademicką. Podstawowe pytanie – w jakim stopniu resort będzie ingerował w niezależność uczelni pod pretekstem zmian i wojny ideologicznej? Jestem ciekawa czy nowy minister wprowadzi poprawkę do ustawy 2.0, dotyczącą „wolności akademickiej”, anonsowaną wcześniej przez ministra Gowina. Oczywiście wolność jest fundamentalna dla środowiska uniwersyteckiego. Jednak jej wzorem dla partii rządzącej jest profesor Budzyńska, która w czasie swoich zajęć na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach wygłaszała poglądy, nie mające żadnego uzasadnienia w nauce. Kiedy na wniosek studentów została odsunięta od zajęć, w jej obronie stanęło Ordo Iuris. Ten przykład dowodzi, że kiedy politycy partii rządzącej mówią o wolności akademickiej, to oznacza to zezwolenie na ideologiczną indoktrynację w murach uniwersytetów.
Wziąwszy pod uwagę, że najważniejsze instytucje w państwie, które zostały przejęte przez PiS angażują się w wojnę ideologiczną, jak, Pani zdaniem, zideologizowanie szkół i uniwersytetów może wpłynąć na społeczeństwo i poszczególne grupy społeczne – kobiety, mniejszości seksualne czy obcokrajowców, którzy studiują na polskich uczelniach?
Na pewno mamy do czynienia z nieprzestrzeganiem praw człowieka od jakiegoś czasu. Ogromne podziękowania należą się wszystkim, którzy walczą o to, żeby te prawa były jednak przestrzegane. Mam tu na myśli tych prawników, którzy również przed międzynarodowymi trybunałami niestrudzenie upominają się o wykluczonych. Jeżeli chodzi o prawa grup społecznych, które Pan wymienił, prognozy nie wydają się optymistyczne. Widać to chociażby w fakcie, że w skład nowego rządu weszła zaledwie jedna kobieta. Niepokojącym sygnałem były zapowiedzi ministra Ziobry dotyczące wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej. Tymczasem w Polsce przemoc domowa i przemoc wobec kobiet jest palącym problemem społecznym. Trudno zrozumieć jak w XXI wieku, można nie stworzyć systemu, który miałby jej przeciwdziałać. Nie jest również prawdą, że są akty prawne, które gwarantują Polkom ochronę. Konwencja antyprzemocowa jest potrzebna i nie narusza praw tradycyjnej polskiej rodziny, cokolwiek by to oznaczało.
Zapytał Pan również o prawa mniejszości seksualnych i obcokrajowców. To, co aktualnie dzieje się w Polsce, można uznać za szukanie „kozła ofiarnego. Akceptowanie mowy nienawiści wobec osób nieheteronormatywnych to sankcjonowanie przemocy przez państwo. Było to bardzo wyraźnie widać w kampanii prezydenckiej i nadal jest obecne, zwłaszcza w narracji polityków Solidarnej Polski.
W kontekście tego, co Pani powiedziała, czy Pani zdaniem żyjemy już w państwie faszystowskim?
Faszyzm jest pojęciem historycznym i nie uważam za słuszne nadużywania tego terminu. Natomiast, jeżeli przeanalizuje się pewne aspekty tego, co jest istotne dla faszyzmu to znajdziemy je również w współczesnej Polsce. Chociażby politykę opartą na dyskryminacji, o czym mówiłam przed chwilą, ale też obchodzenie prawa czy nieprzestrzeganie konstytucji.
Jeśli weźmiemy pod uwagę coraz mniejszy sprzeciw ze strony społeczeństwa na łamanie prawa i przejmowanie instytucji państwa, to czy zgodzi się Pani z tezą, że de facto przyzwyczailiśmy się do rządów Kaczyńskiego?
Nie sądzę, żebyśmy się przyzwyczaili. Co do protestów, to niedawno odbyły się na przykład liczne protesty rolników, sprzeciwiających się powołaniu ministra Pudy i „Piątce dla zwierząt”, która godzi w ich interesy. Tak jak wspomniałam nie wydaje mi się, żebyśmy się przyzwyczaili. Obecnie protestowanie jest utrudnione ze względu na pandemię.
Jeśli weźmiemy pod uwagę obecną sytuacją polityczno-społeczną i fakt, że PiS kiedyś wreszcie przestanie rządzić, co Pani zdaniem powinniśmy wynieść z tej lekcji?
Wiem, czego bym nie chciała: czyli strategii niszczenia państwa prawa. Niepokoi mnie również rosnąca siła skrajnej prawicy. Natomiast to, co opozycja, może zrobić w tym momencie, to większa konsolidacja. Moim zdaniem z doświadczenia rządów PiS powinniśmy wynieść między innymi to, że nie należy lekceważyć najczarniejszych scenariuszy, bo potem się okazuje, że one jednak się realizują, a czy to politycy czy społeczeństwo staje się bezradne. To doskonale widać na przykładzie kolejnych ministrów edukacji, gdzie wydawało się za każdym razem, że gorzej być nie może. Zalecałabym wielką czujność, gdyż obawiam się między innymi zmian w prawie wyborczym.
W kontekście tego, o czym Pani powiedziała. Czy Pani zdaniem tak jak kiedyś opinia publiczna lekceważyła PiS tak dzisiaj nie docenia Konfederacji?
To jest inna sytuacja, ponieważ bracia Kaczyńscy od 1989 byli czynni w polityce. Budowali swoją partię i czy się komuś to podoba czy nie, odgrywali dość istotną rolę. Natomiast Konfederacja jest ugrupowaniem młodym, które dobrze sobie radzi w social mediach i tak samo jak PiS potrafi się wsłuchiwać w społeczne potrzeby, mówiąc to, co ludzie chcą usłyszeć. Przykład – pandemia, którą wszyscy jesteśmy zmęczeni. Politycy Konfederacji wspierają tych ludzi, którzy nie wierzą w pandemię czy skuteczność maseczek. Pytanie brzmi, co opozycja z tym zrobi? Czy nie będziemy na to reagować, czy jedynie kiwać głową z politowaniem. A może spróbujemy te pozorne oczywistości takim ludziom wytłumaczyć, bo mam wrażenie, że to jest główny problem opozycji – brak rozmowy z wyborcą, który wierzy w najbardziej absurdalne tezy polityków tej czy innej partii.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU