W tych wyborach Macron nie ma jeszcze z kim przegrać. Pokazują to wszystkie sondaże. Za to poważne konsekwencje mogą mieć kolejne wybory prezydenckie, bo do tego czasu scena polityczna we Francji będzie wyglądała inaczej – z dr Bartłomiejem Nowakiem, prezesem Grupy Uczelni Vistula o wyborach prezydenckich we Francji rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Wybory prezydenckie we Francji odbędą się 10 i 24 kwietnia. Kto według Pana ma największe szanse na wygraną?
Dr Bartłomiej Nowak: W obecnej chwili największe szanse ma obecnie urzędujący prezydent, Emmanuel Macron.
Dlaczego?
Obecny prezydent Francji był faworytem jeszcze przed inwazją Rosji w Ukrainie, ale jego przewaga topniała i nie wiadomo było, jak to się ostatecznie skończy. Wojna wpłynęła jednak w sposób widoczny na sondaże. Warto jednak powiedzieć, że cała struktura sceny politycznej we Francji sprzyja Macronowi. Jego dwaj główni prawicowi rywale walczą tak naprawdę o prymat między sobą. Kandydatka centroprawicowa, Valérie Pécresse, miała niezły początek, pobiła w prawyborach doświadczonych polityków i w niektórych sondażach nawet wygrywała z Macronem w drugiej turze, zupełnie zawaliła kluczową część kampanii i nie potrafiła pokazać wyborcom, co ją różni od Macrona. Trzeba powiedzieć, że na tej części sceny politycznej jest po prostu zbyt tłoczno, aby ktoś mógł Macronowi realnie zagrozić.
Z kolei centrolewica jest zupełnie niewidoczna, a reprezentujący bardziej radykalną lewicę Jean-Luc Mélanchon, ma oczywiście przyzwoity wynik, ale nie jest żadną konkurencją w tym wyścigu. Macron jest silny słabością rywali. Widać zresztą pewne podobieństwo z sytuacją sprzed pięciu lat. On wtedy trafił na całkowitą dekompozycję sceny politycznej po lewej i po prawej stronie. Ta sytuacja się jakoś zasadniczo nie zmieniła.
Dlaczego większość liczących się kandydatów reprezentuje prawicowo-nacjonalistyczne poglądy? Czy Pana zdaniem jest to sygnał, że społeczeństwo francuskie skręca w prawo?
Ale Mélanchon ma też dobry wynik, a jest to przedstawiciel skrajnej lewicy. Moim zdaniem następuje nie tyle skręt w prawo, ale raczej polaryzacja i radykalizacja francuskiej polityki. To jest proces widoczny w większości państw, także w Polsce. Samego Macrona ciężko przypasować do którejkolwiek ze stron. Jego argumenty i polityki to klasyczne „cherry picking”, czyli wybieranie co ciekawszych wisienek z tortu. Rozkład sympatii i antypatii do Macrona wśród Francuzów wygląda zasadniczo inaczej niż w przypadku innych kandydatów. W tym kontekście jest bardzo ciekawe, jakie wnioski wyciągnie prawica po wyborach. Z jednej strony Le Pen, która od dłuższego czasu próbowała przesunąć się w kierunku centrum, z drugiej radykalny Zemmour i czekająca na swoją szansę Marion Maréchal, młoda siostrzenica Marine Le Pen. Gdyby po tej stronie nastąpiła konsolidacja, w co nie bardzo wierzę, to może nieść bardzo poważne skutki dla Francji i Europy w przyszłości.
Jak na kampanię wpłynęła wojna na Ukrainie?
Po pierwsze, zadziałał tzw. efekt flagi, co dodało Macronowi kilka punktów procentowych i pomogło mu umocnić się na pozycji lidera sondaży. To Macron był przecież w centrum wydarzeń międzynarodowych, wielokrotnie rozmawiał z Władimirem Putinem i poszukiwał jakichś pokojowych rozwiązań. Reszta polityków wyglądała przy nim jak niedoświadczeni teoretycy. Po drugie, nagle główni rywale Macrona w wyborach, Marine Le Pen i Éric Zemmour musieli się tłumaczyć ze swojego wcześniejszego otwartego popierania Putina. Mimo, że Ukraina jest dla Francuzów odległym państwem, to wojna zdominowała debatę publiczną, ukrywając słabości prezydenta Francji, które w przeciwnym wypadku byłyby mocno wykorzystywane przez jego oponentów.
Emmanuel Macron jako jedyny z przywódców świata Zachodu rozmawia z prezydentem Rosji i nie popiera ostrych działań Unii Europejskiej. Czy jest to tylko zabieg wyborczy? A może efekt zauroczenia Putinem?
Francuzi popierają taką politykę. Macron pokazuje się jako człowiek u steru, aktywny, odpowiedzialny, poszukujący jakiegoś rozwiązania. Na forum Unii Europejskiej Francja akurat miała dosyć zdecydowane stanowisko zarówno co do sankcji, czy transferu uzbrojenia do Ukrainy. Osobną sprawą są francuskie firmy, które nie chcą zawiesić swojej działalności w Rosji licząc, że ta zawierucha szybko się skończy, czy też omijająca sankcje wcześniejsza współpraca francuskiego przemysłu zbrojeniowego z Rosją. Ale tutaj ciężko mówić o zauroczeniu Putinem. Raczej jest to twarda gra interesów i chęć odgrywania przez Francuzów czołowej roli po stronie UE. A nie zapominajmy, że przecież Francja sprawuje w tym półroczu prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Taka polityka prezydenta Macrona ma więc swoje uzasadnienie.
Jak ewentualna przegrana prezydenta Macrona może wpłynąć na pozycję Francji w Unii Europejskiej i relacje ze Stanami Zjednoczonymi?
Wykluczam taki scenariusz, w tych wyborach Macron nie ma jeszcze z kim przegrać. Pokazują to wszystkie sondaże. Za to poważne konsekwencje mogą mieć kolejne wybory prezydenckie, bo do tego czasu scena polityczna we Francji będzie wyglądała inaczej.
Czy jest szansa na nowe otwarcie między Paryżem a Warszawą?
Ono już nastąpiło. Niedawno doszło do spotkania Trójkąta Weimarskiego na poziomie przywódców państw. W wyniku obecnej sytuacji międzynarodowej Polska, trochę przez przypadek, wróciła do poważnej ligi. Jeśli będziemy wydawali 3% PKB na armię, to Francji, pomimo fatalnych doświadczeń z Caracalami, będzie mocno zależało na dobrej współpracy.
Co nie oznacza jednak, że kwestia praworządności pójdzie w niepamięć.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU