Polityka i Społeczeństwo

Dorota Łoboda: Rzetelne wystawienie ocen w obecnej sytuacji jest niemożliwe [Wywiad]

Z Dorotą Łobodą, przewodniczącą Komisji Edukacji w Radzie Warszawy o nauczaniu zdalnym, obecnej sytuacji w systemie edukacji i zbliżających się egzaminach, rozmawiał Michał Ruszczyk.

Michał Ruszczyk: Ostatnio przedłużono naukę zdalną do 24 maja. Czy jest szansa, że uczniowie powrócą do szkoły jeszcze przed wakacjami?

Dorota Łoboda: Moim zdaniem nie ma takiej szansy i raczej trzeba się nastawić na to, że nauka zdalna potrwa do końca tego roku szkolnego, a z wypowiedzi Ministra Edukacji Narodowej oraz Ministra Zdrowia można wnioskować, że taka nauka może być kontynuowana nawet w przyszłym roku szkolnym. Niestety, ministerstwo po raz kolejny nie przedstawiło żadnych konkretnych planów, rozwiązań i dat oprócz 24 maja do którego placówki będą zamknięte. Pojawiły się za to wypowiedzi, że jakaś forma opieki będzie w szkołach i przedszkolach zapewniona już po majówce. 

Jak, Pani zdaniem, nauczyciele i uczniowie radzą sobie ze zdalnym nauczaniem? Jak ocenia Pani tą metodę nauczania?

Różnie, co w konsekwencji powoduje pogłębienie różnic edukacyjnych. Są nauczycielki i nauczyciele, którzy na własną rękę szkolili się z pracy online, mają większy zapał i możliwości technologiczne. Natomiast pamiętajmy, że nie było do tej pory systemowego przeszkolenia. Ministerstwo nigdy nie podjęło tematu nowych technologii w edukacji. Teraz dyrektorzy szkół i samorządy próbują wesprzeć nauczycieli. Niestety nie wszystko działa tak jak powinno z różnych przyczyn. Nie tylko brak kompetencji cyfrowych części nauczycieli jest problemem. Musimy również pamiętać, że nie każdy nauczyciel ma sprzęt do własnej dyspozycji. Często pracują na prywatnych komputerach dzielonych z rodziną. Po drugiej stronie są dzieci, które również mają kłopoty z edukacją zdalną. Nie mają dostępu do internetu lub własnego sprzętu. Rodziny muszą się przecież dzielić komputerami – dorośli pracują zdalnie, naukę zdalną prowadzi też rodzeństwo. Pamiętajmy również, że część dzieci wychowuje się w rodzinach dysfunkcyjnych, gdzie nikt o ich edukację nie zadba.

Kontakt z uczennicami i uczniami często odbywa się przez dziennik elektroniczny, sam minister Piontkowski zalecał korzystanie z portalu Librus. Tylko że Librus nie jest platformą do nauki online. Służy do wysłania zadania, które można potem odesłać, żeby nauczyciel mógł je sprawdzić, ale to, na co słusznie skarżą się rodzice, nie jest edukacją online. To całkowite przerzucenie nauki na dom. A rodzice przecież wykonują pracę zawodową. Do tego należy wziąć pod uwagę fakt, że nie wszyscy potrafią wyjaśnić problemy związane z każdym przedmiotem na każdym poziomie nauczania. Ta nauka jest obarczona poważnym ryzykiem rozwarstwienia edukacyjnego i o ile ona trwała miesiąc to był to problem, ale nie tak duży jak obecnie, kiedy trwa ona przez cały semestr i trzeba będzie wystawić na jej podstawie oceny i dać promocje do następnej klasy. Obawiam się, że w następnym roku szkolnym może się okazać, że pewna część uczennic i uczniów nie ma niezbędnej wiedzy do kontynuowania edukacji na poziomie wynikającym z klasy w której się znajdą.

Wspomniała Pani o transformacji cyfrowej w szkole. Czy Pani zdaniem obecna sytuacja spowoduje, że ten temat zostanie podjęty?     

Na pewno jest to swego rodzaju skok, który był skokiem na głęboką wodę, a jak się okazało nie wszyscy umieliśmy pływać. Pewne umiejętności z pewnością nabędziemy i do pewnego stopnia ta nauka online została w naszym społeczeństwie odczarowana. Dotychczas panowało takie przeświadczenie, że prawdziwa nauka to tylko z książek, a z Internetu to można dowiedzieć się jedynie głupot. Teraz już wiemy, że ten skok w nowoczesność jest niezbędny i to nie tylko dlatego, że taka sytuacja może się nam jeszcze kiedyś przytrafić, ale przede wszystkim dlatego, że świat idzie naprzód i takie zmiany są nieuniknione. Nie wiem, jakie ministerstwo ma plany pod tym względem, ponieważ swoimi zamiarami tradycyjnie z nikim się nie dzieli, ale moim zdaniem nikt tam nie pracuje nad dalekosiężnymi planami. Jest to raczej praca od konferencji do konferencji i próba gaszenia pożaru. Natomiast duże skoki będą na pewno dzięki działaniom samorządowców, przykładem może być Warszawa, która niezależnie od epidemii pracowała nad współpracą z Microsoftem, a w ubiegłym tygodniu podpisała z tą firmą umowę. Już wkrótce wszystkie szkoły będą miały dostęp do narzędzi Microsoftu, a nauczyciele będą szkoleni, a co za tym idzie nie pogłębi się rozwarstwienie technologiczne. Jeżeli chodzi o ministerstwo nie słyszałam o żadnych planach cyfryzacji szkół.

W Hiszpanii w sytuacji spowodowanej epidemią wszyscy uczniowie automatycznie zdali do następnej klasy. Czy u nas nie powinno zastosować się takiego rozwiązania?

Tak, powinno się zastosować to rozwiązanie, ponieważ obecnie nie jesteśmy w stanie ocenić w pełni postępów uczniów oraz stwierdzić z jakich względów nie czynili postępów. Pamiętajmy, że mamy bardzo wiele dzieci, które zniknęły z systemu, nie skontaktowały się ze szkołą i nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Trudno ocenić czyja to wina, co się wydarzyło i nie na miejscu jest obwinianie ucznia, który ma jakieś problemy karać dodatkowo niezdaniem do następnej klasy. W tym momencie rzetelne sprawdzenie i wystawienie ocen jest praktycznie niemożliwe, wobec czego są państwa, które zdecydowały się na taki ruch, który popieram. Powinniśmy uczciwie sobie powiedzieć, że w tych warunkach nie da się zrealizować podstawy programowej, a ocenianie uczniów nie jest teraz najważniejsze. W przyszłym roku szkolnym te zaległości trzeba będzie nadrabiać. Promocje powinni dostać wszyscy, a jako społeczeństwo powinniśmy wziąć na siebie zobowiązanie, że w kolejnym roku będziemy te nierówności wyrównywać.

Egzamin ósmoklasisty i matury mają odbyć się w czerwcu. Na maturach nie będzie części ustnej. Jeśli uwzględni się rozwój epidemii, powstaje pytanie – czy uczniowie w ogóle powinni w tym roku pisać egzaminy?

Od początku byłam zdania, że egzamin ósmoklasisty powinien zostać odwołany, gdyż nie jest niezbędny do przejścia na następny etap edukacyjny. Rekrutacje do szkół średnich można przeprowadzić na podstawie innych przesłanek, chociażby konkursu świadectw, który też nie jest w pełni miarodajny, ale można się pokusić o wzięcie pod uwagę ocen z poprzedniego semestru lub klasy, kiedy nie były one obarczone takim błędem jak w czasie nauki zdalnej. Niepewności związane z egzaminami wywołuje w młodzieży niepotrzebny stres w sytuacji i tak dużego napięcia związanego z epidemią. O odwołaniu egzaminu dowiedzieli się na kilka dni przed planowanym terminem, ale nie poznali dalszych planów rządu. Teraz wiemy, że egzamin jest zaplanowany na 16 czerwca. Czy się odbędzie i czy będzie można przeprowadzić go w bezpiecznym warunkach? Nie wiemy, bo za komunikatem nie poszły, żadne wytyczne, co do tego jak w nowym reżimie sanitarnym miały by te egzaminy wyglądać. Czy uczniowie mieliby je pisać w maseczkach? Jak poradzić sobie z dziećmi z specjalnymi potrzebami edukacyjnymi? Jak nie wykluczyć uczniów i uczennic, które będą wtedy na kwarantannie?

Wiemy, że będzie dodatkowy termin, ale on będzie w lipcu lub sierpniu, co wydłuża rekrutację do szkół średnich. Moim zdaniem niepotrzebnie, gdyż ten egzamin nie jest, aż tak bardzo potrzebny do procesu rekrutacji, ale decyzja nie była konsultowana ze środowiskiem oświatowym. Czekamy na rozwój wypadków. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku matur, bo faktycznie, jeśli chodzi o rekrutację na uczelnie wyższe to ten egzamin jest niezbędnym elementem, bo w tym procesie stykają się młodzi ludzie z różnych roczników. Trudno sobie wyobrazić przeprowadzenie rekrutacji na studia na podstawie innych przesłanek. Te kryteria muszą być jednolite i takie same w każdym roku. Słuszną decyzją, choć nie wiadomo, dlaczego tak późno podaną, jest rezygnacja z matur ustnych, ponieważ nie są potrzebne do rekrutacji, a wydłużają proces egzaminowania. Narażają tylko na dodatkowy kontakt uczniów i nauczycieli, czyli możliwość zarażenia się. Uważam, że te matury należało odważnie przesunąć nawet na koniec sierpnia lub początek września, bo wtedy mielibyśmy większą pewność tego, że odbędą się w bezpieczniejszych warunkach. Uczelnie wyższe już zakomunikowały, że są w stanie przesunąć rekrutację i rozpocząć rok akademicki z opóźnieniem tylko po to, żeby uczniowie pisali matury w jak najbezpieczniejszych warunkach.

W jaki sposób uczniowie, praktycznie pozbawieni  wsparcia nauczycieli i uwięzieni w domach, mają się przygotować do egzaminów, zwłaszcza, że korepetycje są mało możliwe w obliczu obowiązujących przepisów?

To jest problem, który wyklucza uczniów ze słabszym zapleczem społeczno – ekonomicznym oraz tych, którzy nie mają wsparcia w domu jak również uczniów nie posiadających dostępu do nowoczesnych narzędzi. Oczywiście egzamin nie opiera się na wiedzy, którą zdobyli w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Maturzyści przygotowywali się przez wiele lat do tego egzaminu. Nie jest dobrze, że przez ostatnie półtora miesiąca nie mieli normalnych zajęć w szkole, ale są to już dorośli ludzie, którzy potrafią sami się uczyć. Tutaj nie mam aż tak wielkich obaw. Sądzę, że są na tyle odpowiedzialni, żeby nie zostawiać edukacji na ostatnią chwilę i nie polegać wyłącznie na nauczycielach. Jeśli chodzi o maturzystów, to sygnały, które do mnie dochodzą, pokazują, że ta grupa uczniów ma najlepiej zorganizowane przez szkoły zajęcia i najlepsze wsparcie ze strony nauczycieli. Placówki położyły bardzo duży nacisk na kontakt z najstarszymi uczniami, czego jestem też świadkiem, jako matka maturzystki. Dużo trudniejszą sytuację mają ósmoklasiści, którzy nigdy nie zdawali takiego egzaminu. Są młodsi i bardziej obarczeni stresem szkolnym. Do tego zazwyczaj nauka wyglądała w ten sposób, że te dwa miesiące przed egzaminem – wcześniej gimnazjalnym i szóstoklasisty, a teraz ósmoklasisty – były poświęcone na rozwiązywanie testów w celu przygotowania uczniów do egzaminu. Pamiętać należy również, że czternastolatek nie jest tak samodzielny jak osiemnastolatek, żeby samodzielnie planować i prowadzić przygotowania do egzaminu. Dlatego uważam, że można było z niego zrezygnować.

Czy Pani zdaniem w wyniku epidemii może zostać podjęty temat o potrzebie zreformowania systemu edukacji?  

Bardzo bym chciała i czekam od wielu lat na to, że zaczniemy w końcu na poważnie rozmawiać o reformie edukacji, bo oczywiście ta zdalna nauka uwypukliła tylko wady systemu, które mamy. Nieszczęsną przeładowaną podstawę programową, uczenie pod egzaminy, nacisk na oceny, traktowanie w sposób przedmiotowy uczniów, ciągłe kontrolowanie nauczycieli. Obecne działania rządu doskonale się wpisują w ten schemat. Nie ma żadnego wsparcia od ministra Piontkowskiego czy premiera Morawieckiego dla uczniów w obecnej sytuacji, za to jest huśtawka niepewności, którą rząd funduje uczniom, nauczycielom i rodzicom. Dzieci usłyszały od premiera i ministra zdrowia, że roznoszą wirusa i powinny siedzieć w domu. Zakazano im wychodzenia na dwór bez osoby dorosłej, grożono karami zamiast wesprzeć i uspokoić. Młodzi ludzie zostali zamknięci w domach, często w domach przemocowych, pozbawieni wsparcia. Dodatkowo było to działanie kompletnie niezgodne z prawem. Pozbawiono pewną grupę ludzi prawa wychodzenia z domu, mimo, że de facto to prawo mają.

Warto też powiedzieć, że premierka Norwegii robi specjalną konferencję dla norweskich dzieci, podczas której odpowiada na pytania i pokazuje, że traktuje je poważnie. W Polsce na konferencję prasową wychodzi trzech smutnych panów, którzy nie mają żadnego uspokajającego komunikatu dla uczennic i uczniów. To oczywiście nie zaczęło się teraz, tak działa ten system, który lekceważy najmłodszych i narzuca im tylko obowiązki, zapominając o prawach. To wymaga głębokiej reformy. Natomiast czy nasze państwo, które będzie się w wielkich bólach podnosiło się z pandemii i wywołanego nią kryzysu gospodarczego, będzie miało chęć, siłę i środki do tego, żeby reformować system edukacji? Nie wiem i szczerze mówiąc nie mam na to wielkiej nadziei.

Bardzo dziękuję za rozmowę.   

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Michal Ruszczyk

Historyk i dziennikarz współpracujący z portalami informacyjnymi i mediami obywatelskimi. Redaktor Sieciowej Telewizji Obywatelskiej Video Kod. Redaktor miesięcznika “Nasze Czasopismo” od stycznia 2018 do marca 2019. Od października 2018 współpracownik portali internetowych - Crowd Media, wiadomo.co i koduj24. Współzałożyciel i członek zarządu Stowarzyszenia Kluby Liberalne do marca 2019 roku. Od kwietnia 2019 związany z Koalicją Ateistyczną. Były członek warszawskich struktur Nowoczesnej.

Media Tygodnia
Ładowanie