Już w przyszłym tygodniu zapadnie decyzja warszawskiej Prokuratury Okręgowej, czy w sprawie zawiadomienia złożonego przez Geralda Birgfellnera zostanie wszczęte śledztwo. Na nic tłumaczenia czy obwinianie zawiadamiającego – wówczas minie nieprzekraczalny termin 30 dni, jaki na rozpatrzenie tego typu wniosków mają śledczy. Wielu polityków partii rządzącej, a także rzecznik ministerstwa sprawiedliwości Jan Kanthak przekonują w mediach, że materiał dowodowy mający uzasadniać prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa oszustwa na 1,2 mln euro przez Jarosława Kaczyńskiego nie jest mocny, dlatego prokuratura rozważa wydanie postanowienia o odmowie wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Jak pisał ponad tydzień temu pełnomocnik austriackiego biznesmena Roman Giertych, taka decyzja automatycznie zostanie zaskarżona do sądu, gdzie jego zdaniem zostanie oceniona negatywnie. Sam pełnomocnik Birgfellnera z pewnością jest żywotnie zainteresowany, by do formalnego wszczęcia śledztwa doszło, bowiem wówczas dojdzie do sytuacji, której prezes PiS bardzo się obawia.
Chodzi mianowicie o to, że jeśli postępowanie sprawdzające stanie się oficjalnym śledztwem, z pewnością dojdzie do przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego na okoliczności opisane w zawiadomieniu. Wówczas, obok prokuratorów (których z uwagi na podległość Zbigniewowi Ziobro zapewne się nie boi), niezliczoną ilość pytań zadawać będą mogli także pełnomocnicy pokrzywdzonego, a pośród nich znienawidzony przecież Roman Giertych. Dziś wydaje się to nie do pomyślenia, by były wicepremier w jego rządzie, z którym przecież współpraca nie układała się zbyt dobrze, a których drogi polityczne całkowicie się rozeszły, mógł przepytywać wielkiego stratega.
– Giertych brałby udział w takim przesłuchaniu jako pełnomocnik Birgfellnera. Już samo to, że mógłby zadawać pytania prezesowi, jest nie do wyobrażenia – powiedział “Gazecie Wyborczej” jeden z warszawskich prokuratorów.
Nie dziwi zatem nagła próba przerzucenia winy za brak decyzji o uruchomieniu śledztwa właśnie na pełnomocników Austriaka. Wczoraj prokuratura wydała kuriozalne oświadczenie, w którym zarzucała im działanie na rzecz spowalniania postępowania czy ukrywanie istotnych faktów przez zawiadamiającego. W odpowiedzi na nie, obaj pełnomocnicy wydali błyskawicznie swoje oświadczenie, rozbijając w pył stawiane im zarzuty. Sam Roman Giertych zwrócił natomiast uwagę, że władza robi wszystko, by sprawę upolitycznić, a przecież istotą przestępstwa jest tu oszustwo gospodarcze, w którym główną rolę odegrał właśnie nieformalny szef spółki Srebrna czyli Jarosław Kaczyński. Wygląda zatem na to, że to prokuratorzy boją się prezesa PiS z uwagi na jego pozycję polityczną, a on sam z kolei jak ognia boi się zmierzenia z trudnymi pytaniami Romana Giertycha. Tłumaczenie się swojemu politycznemu przeciwnikowi sprzed lat byłoby bowiem dla niego olbrzymim upokorzeniem.
Źródło: Gazeta Wyborcza
fot. Shutterstock/Marek Szandurski
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU