Pierwsze tygodnie prezydentury Donalda Trumpa sprawiły, że elity polityczne na całym świecie wzięły głęboki oddech, czekając w napięciu na dalszy przebieg rewolucji w amerykańskiej polityce zagranicznej. Szczególny strach objął Unię Europejską, niepewną trwałości gwarancji bezpieczeństwa Waszyngtonu oraz obawiającą się o dalsze losy liberalnej demokracji. Jednak w całym zamieszaniu są nieliczne miejsca, gdzie na pożar dotychczasowego porządku politycznego nie patrzy się ze strachem, ale z nadzieją. Takim miejscem stała się obecnie Warszawa.
O różnicy zdań na temat nowego prezydenta świadczyły już stonowane lub pozytywne komentarze środowiska Prawa i Sprawiedliwości w odpowiedzi na wyniki amerykańskich wyborów, które już wówczas stały w kontraście do chłodu i sceptycyzmu liderów zachodu. Największy rozłam nastąpił jednak przy okazji listu Donalda Tuska do przywódców Unii Europejskiej, gdzie Tusk wskazał politykę Trumpa jako zagrożenie dla przyszłości Unii. Słowa te znalazły duże poparcie min. u prezydenta Francji, jednak Beata Szydło i Witold Waszczykowski odcięli się od nich, kategorycznie dając do zrozumienia, że liczą na rozwój współpracy z nową administracją, jak można się domyślać nawet wbrew jej antywspólnotowej polityce.
Skąd takie nastawienie partii Jarosława Kaczyńskiego?
Po pierwsze naturalnym czynnikiem są wspólne poglądy polityków PiS i Trumpa. Prawo i Sprawiedliwość reprezentuje konserwatywną światopoglądowo prawicę, uznaje istotną rolę kościoła (dla porównania Trump chce znieść prawo zakazujące jego ingerencji w politykę), tradycji narodowych, czy sprzeciwia się aborcji oraz legalizacji związków homoseksualnych. Te cechy łączą PiS z samym środowiskiem partii republikańskiej, jednak z samym Trumpem silnie związało partię rządzącą coś zupełnie innego.
Prawo i Sprawiedliwość odniosło zwycięstwo wyborcze na fali sprzeciwu wobec ogarniającego kontynent kryzysu migracyjnego. Obejmując rządy, partia Jarosława Kaczyńskiego poszła ramię w ramię z Victorem Orbanem na wojnę o zamknięcie granic i odrzucenie mechanizmów relokacji uchodźców z resztą Unii Europejskiej, która wciąż preferowała politykę otwartych drzwi. Przyczyniło się to do rozpoczęcia procesu izolowania Polski na mapie politycznej Europy. Prawo i Sprawiedliwość, podobnie jak Trump, w swoich działaniach odwoływał się do walki z systemem, który został ustawiony przeciwko nim, skutecznie wykorzystał manipulacje mediów i przeciwników politycznych, aby przekonać sporą część Polaków, że nowa ideologia zaczęła zagrażać tożsamości i bezpieczeństwu narodu. Tym zagrożeniem stał się promowany przez lewicę multikulturalizm, dążenie do zatarcia znaczenia narodu i przebudowy demograficznej społeczeństwa przez otwarcie drzwi na masową imigrację. Masowa imigracja z krajów muzułmańskich niosła zaś zagrożenie terroryzmem islamskim, którego nie można zlekceważyć. PiS podobnie jak Trump wskazywał na konieczność zrzucenia kajdan poprawności politycznej. Właśnie poprawność polityczna zarówno w Polsce, jak i za oceanem, została uznana za narządzie zamykania ust wszystkim, którzy mają zdanie inne od powszechnie przyjętego za właściwe. Retoryka ta, w tak w wielu miejscach identyczna, w obu przypadkach odniosła oszałamiający sukces. Stało się tak także dlatego, że choć doprowadzona do skrajności, to posiadała w sobie duże ziarno prawdy. Ukrywanie negatywnych wiadomości o uchodźcach, nadużywanie pojęcia rasizmu i ksenofobii wobec krytyków obowiązującej polityki, stworzyły podatny grunt dla Jarosławów Kaczyńskich i Donaldów Trumpów.
Można by pomyśleć, że prawicowe formacje, które głoszą hasła stawiania Ameryki, Francji, Wielkiej Brytanii czy Polski na pierwszy miejscu nie powinny czuć do siebie nawzajem sympatii. W końcu w egoistycznej walce o polityczne łupy wszyscy wokół są tylko konkurentami, zwłaszcza przy braku poczucia wspólnych interesów. Jednak nic nie łączy ludzi tak bardzo jak wspólny wróg.
PiS przez pójście na wojnę totalną ze wszystkimi spalił większość mostów, jakie łączyły Polskę z liberalnymi demokracjami Zachodniej Europy. Elity Unii Europejskiej są Prawu i Sprawiedliwości otwarcie wrogie. Co więcej, partia rządząca uważa Unię jako wyraz niemieckiej dominacji polityczno-gospodarczej na kontynencie. Pomysły zwalczania niemieckich wpływów w mediach, czy budowanie bloku państw w opozycji do Berlina jasno kreślą linię konfliktu. Jednak PiS w swojej polityce zagranicznej działał nieudolnie i złudzeniowo, przez co politycznie Polska stała się osamotniona, medialnie uderzana ze wszystkich stron.
I właśnie w tym miejscu z odsieczą oblężonej nadwiślańskiej twierdzy przychodzi Donald Trump. Prezydent, który otwarcie oskarża Unię Europejską dokładnie o to samo co PiS. Człowiek, który daje jasno do zrozumienia, że lepiej, jeśli wspólnota uległaby rozpadowi. Z Waszyngtonu płyną słowa o ekonomicznym wykorzystaniu Ameryki przez Berlin, za pomocą zwiększania niemieckiej konkurencyjności przy pomocy euro. Trump zapowiedział otwarcie, że Wielka Brytania zyska na Brexicie i wręcz zachęcał inne kraje do pójścia ich śladem. Nowy prezydent mocno uderzył w Niemcy za ich politykę imigracyjną otwartych drzwi, przytaczając niemal słowo w słowo to, co rząd w Warszawie powtarzał przez miesiące.
Prawo i Sprawiedliwość od początku swojego istnienia przejawiało przewagę podejścia proamerykańskiego nad proeuropejskim. W obecnych realiach politycznych okazało się, że Trump jest jedyną opcją dla partii, aby pozostać w grze o wysoką stawkę. Ma to kluczowe znaczenie zarówno na polu krajowym – nie jesteśmy sami, największe mocarstwo się z nami zgadza, oraz międzynarodowym.
Trump oznacza także odwrócenie uwagi od zagrań PiS w Polsce, Bruksela jak i media będą zbyt zaangażowane pożarem w relacjach z nowym prezydentem, aby móc prowadzić skuteczny ostracyzm wobec naszego rządu. Znamienne jest, że o ile Barack Obama otwarcie zwracał uwagę rządowi PiS, a Jarosław Kaczyński mówił nawet w mediach prorządowych o naciskach politycznych poprzedniej administracji, o tyle otoczenie Trumpa otwarcie mówi, że nie zamierza ingerować w sprawy Polski. Takie jasne deklaracje padły podczas wizyty Rudolfa Giulianiego w Polsce.
Marzenia PiS o zwalczaniu układu III RP stają się obecnie realne, ponieważ dzięki Trumpowi, zgodnie z logiką Jarosława Kaczyńskiego, możliwe jest sięgnięcie nawet do mitycznych zagranicznych mocodawców wszystkiego, co robi opozycja nad Wisłą. Możliwe jest także zniszczenie ideologi gender, multikulturalizmu w miejscu jego narodzin. Jest to wizja z punktu widzenia światopoglądu środowiska partii władzy kusząca.
Jednak choć ideowo chaos jaki ogarnia Europę może napawać prawicę satysfakcją, to jednak kryje się w nim wielka pułapka. Jest coraz bardziej prawdopodobne, że dla PiS zwycięstwo jego politycznej wizji może stać się największą porażką. Jeśli faktycznie dojdzie do upadku Unii i załamania siły Berlina, to pojawia się pytanie, co czeka dalej Europę? Czy prawica ma jakikolwiek pomysł na dalsze kroki? Czy sukcesorzy obecnych elit mają cokolwiek do zaoferowania? Nowa Europa może oznaczać nowy sojusz rosyjsko-francuski, który zapowiada Marine Le Pen, czy olbrzymi chaos gospodarczy i destabilizację na wschodzie Europy. Donald Trump może stać się jeszcze pozytywnym impulsem, który zmusi elity Unii do reformy wspólnoty, jednak aby tak się stało, politycy musza odrzucić fascynacje na rzecz realizmu politycznego.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU