W Niemczech co jakiś czas powraca dyskusja o wycofaniu amerykańskiej broni jądrowej, a ostatnia miała miejsce w maju tego roku. Ambasador Georgette Mosbacher napisała wtedy na Twitterze, że jeżeli Niemcy chcą zmniejszać potencjał nuklearny, to być może Polska byłaby chętna, aby go przyjać do siebie. Do tego właśnie nawiązywał Rafał Trzaskowski.
Kandydat Koalicji Obywatelskiej od początku kampanii wyborczej wysyła komunikaty, że jest gotowy do współpracy z rządem w sprawach ważnych dla Polski, ale w kwestiach kontrowersyjnych nie zawaha się powiedzieć “nie”. W przypadku amerykańskich jednostek, mamy do czynienia z wdrażaniem tego w praktyce, bo tak należy odczytywać słowa o panującej zgodzie. Z drugiej strony Trzaskowski umiejętnie wprowadza do debaty broń nuklearną, która ogólnie kojarzy się z czymś złym i niebezpiecznym. To jest drugi człon przekazu brzmiący “nie”.
Włączenie do obiegu medialnego arsenału nukleranego zmusza prezydenta do odniesienia się do tego. Wizyta przedstawiana przez głowę państwa w różowych kolorach, zacznie nabierać cieni. Cztery lata temu Newsweek przeprowadził badanie w którym zapytał, czy w Polsce powinna by rozmieszczona broń atomowa. Pomysł poparło tylko 26 proc. ankietowanych. Być może po zakończonej wizycie, przekaz o panującej zgodzie odnośnie amerykańskich sił zostanie zmodyfikowany, jeżeli okaże się, że zostaną przerzucone do Polski z terytorium Niemiec. Krótko mówiąc – nie taka straszna ta wizyta prezydenta w USA, ale bardzo duża odpowiedzialność leży na sztabie prezydenta Warszawy.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU