Kanclerzowi II Rzeszy – Ottonowi von Bismarckowi przypisuje się powyższe słowa, które z perspektywy historycznej są apokryfem. „Żelazny Kanclerz” nigdy ich nie wypowiedział, a nawet nie użył takiego sformułowania w swojej korespondencji. Jednak słowa te w kontekście dzisiejszej sytuacji społeczno-politycznej w Polsce można uznać za prawdziwe i gdyby faktycznie padły z ust Bismarcka, za prorocze.
Tkwi w nich pewne ziarno prawdy o nas, które oddaje naszą społeczną, polityczną i kulturową mentalność. Jest w tym zdaniu wyraźne echo „polskiego piekła”, w którym Polacy sami się dopilnują, by żaden nie uciekł z kotła, a zarazem nawiązanie do pogardliwego polnische Wirtschaft, z którego nic pozytywnego wyniknąć nie może.
Przejdźmy jednak do sytuacji politycznej. Po ostatnim posiedzeniu Sejmu i przeforsowaniu „ustawy kagańcowej” wbrew opinii Senatu nasuwa się pewna analogia historyczna. Otóż ustawa ta wyznacza nową jakość polskiej demokracji i nową sytuację sądownictwa, które od tej pory ma być podporządkowane politycznym decydentom. A to, jako żywo, kojarzy się zarówno z III Rzeszą, jak i z komunistycznymi dyktaturami bloku wschodniego. W pewnym sensie podobne „porządki” robiono w nazistowskich Niemczech za czasów Adolfa Hitlera, a w stalinowskim Związku Sowieckim wcielano takie same rozwiązania w wymiarze sprawiedliwości, jak dzisiaj w Polsce.
Najsmutniejsze w tym wszystkim nie jest jednak to, że PiS wygrywa kolejne głosowania w parlamencie i forsuje swoje pomysły za pomocą matematycznego prawa większości. Prawdziwie smutne i zatrważające są pytania, które powinniśmy sobie zadać. Czy jako naród potrafimy jeszcze utrzymać państwo na tyle silne, byśmy nie musieli znów znaleźć się pod zaborami? Czy nadal, pomimo zniesienia w praktyce trójpodziału władzy, niewyobrażalną korupcję sfer związanych z partią rządzącą i państwem już nawet nie z kartonu, ale wręcz z bibułki, będziemy karnie wybierać tę samą opcję polityczną w zamian za mgliste obietnice dobrobytu i czysto fikcyjne transfery socjalne? Czy biorąc pod uwagę dzieje Polski, niektóre analogie historyczne oraz słowa Bismarcka, będziemy w stanie zawalczyć o normalność i odtworzenie, choć to może zabrzmieć nieco patetycznie, jedności (ale nie jednolitości) narodu? Czy nieuchronnie jesteśmy skazani na walkę ze sobą dwóch odrębnych plemion, żyjących w dwóch równoległych światach, tak jak grozi nam życie w dwóch równoległych porządkach prawnych?
Odpowiedź na te pytania z perspektywy pięciu lat nie jest prosta. Z jednej strony można uznać, że za rządów Zjednoczonej Prawicy, która przez wszystkie przypadki odmienia słowo suwerenność, jesteśmy zagrożeni szybką utratą niezależności, zwłaszcza uwzględniając w rachubach nowe otwarcie Rosji na arenie międzynarodowej i jej wyraźnie wrogą wobec naszego kraju politykę historyczną. Nie można też wykluczyć podziału na dwa oddzielne państwa, co w nawet nieodległej historii Europy się zdarzało, choćby w byłej Jugosławii. A przecież nie sposób zapomnieć, że w Polsce po roku 1989 rządził nie tylko PiS, że wcześniej mieliśmy osiągnięcia, z których możemy być dumni i czerpać inspiracje. Doprowadziliśmy do upadku komuny, odbudowaliśmy tak skutecznie polską gospodarkę, że podczas ogólnoświatowego kryzysu staliśmy się „zieloną wyspą”, nasz kraj został członkiem NATO weszliśmy do Unii Europejskiej, w której Polacy do niedawna zajmowali wysokie i prestiżowe stanowiska. Przecież szkoda to wszystko zmarnować w imię „dobrej zmiany”.
Niestety, po przeforsowaniu przez Sejm nowej ustawy sądowniczej, wbrew woli Senatu, do dyktatury brakuje już tylko zapanowania nad niepokornymi mediami.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU