Ostatnio media zalała fala optymistycznych informacji o wzroście dzietności w polskich miastach, który zdaniem wielu jest zasługą programu 500+. Pojawiły się nagłówki o “baby boomie”, rekordach narodzin w kolejnych ośrodkach. Politycy chcieliby abyśmy wierzyli w ten pozytywny przekaz, który z jednej strony podbudowuje ego partii rządzącej, a z drugiej umacnia zaufanie do obietnic emerytalnych państwa. Jednak rzeczywistość każe ostrożniej spojrzeć na medialne doniesienia, ponieważ sytuacja demograficzna Polski jest dramatyczna i program 500+ jest dalece niewystarczający aby temu zaradzić.
Aby społeczeństwo Polskie mogło utrzymać swoją stabilność, na każdą parę powinno przypadać średnio 2,15 dziecka, wtedy mówimy o zjawisku zastępowalności pokoleń. Obecnie wskaźnik ten w Polsce kształtuje się na poziomie 1,3, co jest jednym z najgorszych wyników nie tylko w skali Europy, ale świata. W Unii Europejskiej wyprzedzamy tylko pojedyncze kraje takie jak Portugalia (1,21) i Hiszpania (1,27). Dla porównania, dzietność we Francji wynosi 2,0 (nawet jeśli uwzględnimy tylko rdzennych Francuzów to 1,7), a w Wielkiej Brytanii 1,92. Obecnie mamy nawet niższą dzietność niż Chiny, które były słynne z restrykcyjnej polityki jednego dziecka.
W 2016 roku liczba urodzeń wzrosła o 7% we Wrocławiu, 10% w Rzeszowie czy 12% w Łodzi . W skali kraju od stycznia do października zanotowano o 14,5 tys więcej urodzeń, co przy utrzymaniu tempa do końca roku daje wzrost rzędu 17,5 tys. Kiedy porównamy to z ogólną liczbą narodzin w 2015 roku, która wyniosła 369 tys. 308, to okaże się, że możemy mówić realnie o wzroście na poziomie 4,7%. Należy wziąć też pod uwagę fakt, że liczba urodzeń rokrocznie ulega wahaniom, w 2015 r. spadła o 5852 w stosunku do 2014r, o czym trzeba pamiętać przy interpretacji tych liczb.
Pod dużą wątpliwość teorię o “baby boom 500+” poddają dane o urodzeniach od stycznia do kwietnia 2016 r, bo w tak krótkim okresie liczba urodzeń wzrosła aż o 5000 dzieci, które zostały poczęte przed wprowadzeniem programu w życie. Biorąc pod uwagę, że tempo zmian w liczbie urodzeń było mniej więcej stałe przez cały rok, to z równie dużym prawdopodobieństwem można zaryzykować tezę, że program 500+ mógł nie mieć wpływu na osiągnięte rezultaty.
Dużą medialną hipokryzją jest natomiast mówienie o jakichkolwiek rekordach, ponieważ liczba urodzeń w naszym kraju od lat spada. W latach 50-tych przy populacji poniżej 30 milionów mieszkańców rodziło się 800 tys dzieci, na początku lat 80-tych jeszcze 700 tys, aby następnie zacząć gwałtownie spaść poniżej 400 tys w latach 90-tych. Już raz media okrzyknęły nastanie “baby boomu”, miało to miejsce po 2007 roku, kiedy to na krótki okres liczba urodzeń przekroczyła 400 tys, zaskakując nieprzygotowaną do takiej sytuacji służbę zdrowia. Jednak tak wtedy, jak i dziś, możemy mówić o baby boomie co najwyżej z niedoboru łóżek, a nie nadmiaru dzieci.
Za przyczynę wzrostu liczby urodzeń można wskazać także opóźnienie wejścia w okres posiadania dzieci przez pokolenie wyżu demograficznego początku lat 80-tych. Z powodu przesunięcia wieku zakładania rodzin, wiele kobiet decyduje się na pierwsze dziecko po 30 roku życia, co właśnie powinno zacząć odzwierciedlać się w statystykach.
Polskie społeczeństwo wykazuje większe przywiązanie do wartości rodzinnych niż analogicznie społeczeństwa zachodnie, a mimo to wskaźnik dzietności pozostaje w naszym kraju daleko w tyle. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie leży w zamożności Polaków. Z jednej strony płace w naszym kraju na tle Unii wypadają blado, jednak tym co szczególnie uderza w dzietność, jest niestabilność zatrudnienia, brak warunków mieszkaniowych oraz trudność pogodzenia pracy z wychowywaniem dziecka.
Obecnie bezrobocie w Polsce jest najniższe od lat, z tego powodu pojawiła się silniejsza konkurencja o pracownika, przez co stabilność wielu rodzin uległa unormowaniu. Proces ten z całą pewnością został wzmocniony przez 500+, które przyczyniło się do znacznego ograniczenia skali ubóstwa w naszym kraju.
Bez zmian pozostaje natomiast sytuacja mieszkaniowa, ponieważ Polacy wciąż dysponują jedną z najmniejszych powierzchni mieszkalnych przypadających na mieszkańca w skali Unii Europejskiej. Co więcej, 40 % Polaków w wieku 24-35 lat wciąż mieszka z rodzicami. Ceny nieruchomości na rynku krajowym są na wysokim poziomie w stosunku do płac, co w połączeniu ze spadkiem dostępności kredytów hipotecznych utrudnia młodym parom zdobyć przestrzeń na założenie rodziny.
Postępy są jednak widoczne na polu dostępności opieki żłobkowej i przedszkolnej, w ciągu ostatnich dziesięciu lat poczyniono wiele starań w celu otwarcia nowych placówek, przez co odsetek dzieci objętych tymi formami opieki stale wzrasta.
Należy zatem z ostrożnością podejść do nacechowanych euforią doniesień. Jest wysoce prawdopodobne, że obserwowana zmiana liczby urodzeń jest wynikiem wielu czynników, od spadku bezrobocia, wzrostu płac, poprzez wzrost dostępności opieki żłobkowej i przedszkolnej, aż po wsparcie państwa z programu 500+. Na podstawie pojedynczych danych ciężko stwierdzić, który czynnik ma wartość decydującą. Nie podlega natomiast wątpliwości, że same transfery socjalne nie są w stanie powstrzymać katastrofy, ponieważ program jest skierowany do ograniczonej części społeczeństwa, a jedynym ratunkiem dla demografii jest wzrost dzietności we wszystkich grupach społecznych Polaków.
fot. KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU