W parlamentarnej kadencji 2015-2019 niemal codziennie czytałem peany publicystów na temat tzw. „młodej lewicy”, czyli tej utożsamianej bardziej z Biedroniem, Gawkowskim i Zandbergiem niż z Czarzastym, Millerem i Kwaśniewskim. Nie rozumiałem tych zachwytów, ale gdy PiS zaczęło „dokręcać śrubę” z prawej strony, stało się dla mnie jasne, że lewica niemal na pewno wróci do Sejmu i Senatu na kadencję 2019-2023.
Tak się stało, a media z tej radości nawet z Włodzimierza Czarzastego próbowały zrobić męża stanu i wzór cnót wszelakich, choć jest cyniczny do szpiku kości i do cna zakłamany. Obecna kadencja naszego parlamentu trwa już pół roku, a nowej jakości w polityce młodej lewicy odnaleźć nie potrafię. Zaczęli kadencję od domagania się żeńskich końcówek w oficjalnych sejmowych dokumentach jakby od tego zależał czyjkolwiek dobrobyt albo ład społeczny, a potem koncentrowali się głównie na atakowaniu Platformy Obywatelskiej.
Po sześciu miesiącach od powrotu lewicy z pozaparlamentarnego marginesu politycznego chciałbym, aby ktoś wytłumaczył mi, po co oni do tego parlamentu wrócili, o co im chodzi, czego chcą i co zamierzają, bo zniszczenie PO raczej im się nie uda, skoro wielu przed nimi próbowało i dziś są już poza polityką. Najpierw nie chcieli rozmawiać z Jarosławem Gowinem i obrzucali go błotem, a gdy zrozumieli, że Borys Budka dobrze rozegrał sytuację bo rozmawiając z filozofem z Krakowa dał mu siłę, aby ten „dowiózł”do końca temat zablokowania wyborów prezydenckich 10 maja, a może i w maju w ogóle, a teraz zaproponowali wszystkim „okrągły stół”, który ma dotyczyć wypracowania politycznego i formalnego wyjścia z wyborczego pata.
Jednocześnie odnoszę wrażenie, że młoda lewica wstydzi się swojej przeszłości i polityków, który tę przeszłość kształtowali. Można nie lubić Aleksandra Kwaśniewskiego, choć jego lubią chyba wszyscy poza Mariuszem Kamińskim, ale jego dorobek jako głowy państwa jest i jeszcze na długo pozostanie imponujący i nie do przelicytowania. To przecież on wprowadzał Polskę do NATO i UE, żeby spróbować to przykryć, należałoby chyba wprowadzić nasz kraj do strefy euro albo anektować Białoruś. Można nie lubić Leszka Millera, ale to jego podpis na zawsze pozostanie pod traktatem akcesyjnym do Unii Europejskiej, na mocy którego Polska na dobre zakotwiczyła po zachodniej stronie Europy i świata. To są epokowe osiągnięcia, o których wielu innych, nawet bardzo sprawnych politycznych graczy może tylko pomarzyć.
Obaj – i Kwaśniewski, i Miller posiadają unikatową wiedzę i bezcenne doświadczenie. Obaj mają intelekt nieosiągalny dla lewicowych polityków, którym dziś wydaje się, że wszystko wiedzą, wszystko widzieli, wszystko potrafią i za chwilę sprawią, ze ogromne rzesze obywateli naszego kraju będą jeść ich z ręki, ich samych wybierając przy tym na prezydentów premierów i prymasów. To bardzo niemądre i szkodliwe. Doświadczonych polityków należy szanować, ponieważ tego co przeżyli nie da się syntetycznie przyswoić z podręczników polityki – zwłaszcza, że takich książek nie ma.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU