Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska, a potem długo, długo nic. Obserwując trendy polityczne z ostatnich kilku miesięcy można śmiało stwierdzić, że znowu znaleźliśmy się na politycznej pustyni, na której znajdują się wyłącznie dwie oazy. Spragnieni wody obserwatorzy mogą napić się jedynie u Kaczyńskiego lub Schetyny. Reszta to polityczna fatamorgana.
Dla części wyborców ten stan rzeczy jest zupełnie normalny, w końcu zdążyli już do niego przywyknąć. Wszakże od 2005 roku pomiędzy PiS a PO następują jedynie przetasowania, obie partie wymieniają się jedynie palmą pierwszeństwa, monopolizując praktycznie całą scenę polityczną w naszym kraju.
Linię podziału wyznacza tu stosunek do Prawa i Sprawiedliwości. Sympatycy Jarosława Kaczyńskiego nie cierpią Platformy, wszędzie węszą układ. Urzeka ich mocna, bezkompromisowa retoryka prezesa o wstawaniu z kolan i odbudowie pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Z kolei przeciwnicy Kaczyńskiego uważają, że cel uświęca środki, zaś odsunięcie PiS-u od władzy to dla nich wystarczające wytłumaczenie, by przymykać oko na liczne niedociągnięcia PO. W tym ujęciu Platforma jest antyPisem, a PiS antyPlatformą. Partie te potrzebują się wzajemnie, aby funkcjonować. Gdyby jedna z nich zniknęła, druga automatycznie traci rację bytu.
Istnieje jednak spora grupa osób, dla których ten swoisty duopol jest niezdrowy, gdyż oznacza, jak to mawiał klasyk: “wybór między dżumą a cholerą”. Zdaniem sporej części opinii publicznej dwie największe partie dają niewiele od siebie, skupiając się w swoich działaniach i przekazie na zwalczaniu głównego konkurenta. Wyborcy narzekają, że muszą głosować na mniejsze zło, oddając głos przeciw, a nie za jakąś inicjatywną. W rezultacie część z nich się zniechęca i nie bierze w ogóle udziału w wyborach. Przyczynia się to do jeszcze większego zabetonowania i tak mało różnorodnej sceny politycznej w Polsce, zaś głównym beneficjentem spadającej frekwencji są właśnie dwie największe partie. W ten sposób koło się zamyka.
Próbę rozbicia duopolu PO-PiS podejmowano już kilkakrotnie. W 2011 roku próbował Janusz Palikot. Wszedł do Sejmu z dobrym wynikiem, chciał stanowić alternatywę, głównie dla PO, jak się skończyło wszyscy wiedzą.
4 lata później podobnym tropem udał się Ryszard Petru. Jego Nowoczesna przebojem wbiła się do parlamentu, przejmując nawet na jakiś czas sondażową palmę pierwszeństwa w opozycji. Posłanki N swoją świeżością i przebojowością miały położyć kres dominacji Platformy i PiS w krajowej polityce. Niestety potem była Madera. Dziś projekt Nowoczesnej idzie na dno…
Najnowsze sondaże pokazują, że wracamy do złotych lat PO-PiSu, czyli do sytuacji, w której inne formacje praktycznie się nie liczą.
Sondaż IBRiS dla Radio Zet i dziennika Fakt (11.04.2017 r.)
Czy aby na pewno jesteśmy jednak skazani po raz kolejny jedynie na wybór między Prawem i Sprawiedliwością a Platformą? Postanowiłem zastanowić się nad trzema wariantami, które umożliwiłyby rozbicie tego duopolu, tudzież poważne jego osłabienie.
Wariant numer 1 – Kukiz rośnie w siłę.
Paweł Kukiz swoją polityczną tożsamość zbudował na sprzeciwie wobec systemu politycznego w naszym kraju, który nazywa partiokracją. Ugrupowanie znanego muzyka to ruch protestu wobec zabetonowania sceny przez PiS i PO.
Niestety Kukiz ma jednak sporo na sumieniu. Przez to ma całkiem spory szklany sufit. Załóżmy jednak, że muzyk zaczyna stanowić merytoryczną alternatywę wobec PiSu, zrywa alians z narodowcami, stawia na sensownych polityków typu wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka czy Piotr Liroy-Marzec.
Sam Kukiz musiałby usunąć się trochę w cień, przejść szereg szkoleń PR-owych, ocieplić wizerunek. O ile wariant ten wydaje się mało prawdopodobny, to niekoniecznie jest skazany na porażkę. Formacja Kukiz’15 cieszy się stałym elektoratem na poziomie 8-10%. Jej byt polityczny nie jest zatem zagrożony. Poparcie to stanowi potencjalnie świetną bazę, by się wybić. Zdobycie przez muzyka zaufania na poziomie 15-20% elektoratu poważnie ukróciłoby duopol PO-PiSu. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że poparcie dla Kukiza blokuje wzrost notowań partii Kaczyńskiego.
Wariant numer 2 – Powstaje nowa centrolewicowa formacja z ciekawymi twarzami
Wyobraźmy sobie scenariusz, że czarny koń polskiej polityki, Robert Biedroń rusza z nowym projektem politycznym. Prezydent Słupska cieszy się rosnącą popularnością, a spora rzesza wyborców wprost go uwielbia. Biedroń jest szanowanym samorządowcem, nieumoczonym w żadne afery, ale na tyle rozpoznawalnym, że sondaże ujmują jego potencjalną kandydaturę na prezydenta RP w 2020 roku.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że wyborcy lewicowi i centrolewicowi nie są w Sejmie w ogóle reprezentowani. Po lewej stronie sceny politycznej istnieje całkowita pustka.
PiS jest skrajnie na prawo, a i PO zarzuciła ostatnio konserwatywną kotwicę.
Można sobie zatem wyobrazić scenariusz, w którym powstaje nowa centrolewicowa formacja, z takimi liderami jak Robert Biedroń czy Barbara Nowacka. Partia ta byłaby w założeniu lewicowo-liberalna, kierowałaby się progresywnym światopoglądem, ale bez agresywnej postawy wobec kościoła, jak Palikot.
Sondaże dają lewicowym formacjom w sumie nawet 15 % poparcia. Jednakże poparcie dla SLD wynika w dużej mierze z tego, że partia Czarzastego nie ma obecnie realnej konkurencji. Na bezrybiu i rak ryba…
Wariant numer 3 – Sejm w 2019 jest bardzo rozdrobniony
Na miesiąc przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi istniała realna możliwość, że do Sejmu wejdzie aż 7 partii. Ostatecznie zwycięsko na mecie zameldowało się 5 ugrupowań.
Sondaż Millward Brown dla Faktów TVN i TVN 24 (21.09.2015 r.)
Jeżeli w 2019 roku wybory dałyby obraz Sejmu rozdrobnionego, byłoby to w stanie choć na jedną kadencję wstrzymać rządu duopolu PO-PiS.
Jest to szczególnie widoczne w obecnej kadencji. PiS robi co chce, gdyż nie musi oglądać się na koalicjanta. Kaczyński sprawuje władzę niepodzielne w dużej mierze dlatego, że koalicja Zjednoczonej Lewicy znalazła się poza parlamentarną burtą.
Żeby spełnił się ten scenariusz, Polacy muszą przestać bać się oddawać głosy na mniejsze ugrupowania. wbrew pozorom polityczny bufet jest całkiem różnorodny. Wyborcy muszą jednak trochę się rozejrzeć. Jeżeli będą głosować za mniejszym złem lub nie będą głosować wcale sami będą sobie winni. Partie nie wybierają się same…
fot. PO/R. Zambrzycki/flickr
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU