Próba zatopienia przez Nowogrodzką projektu ustawy o Instytucie Rodziny i Demografii to kolejna wojenka w obozie władzy.
Prawo i Sprawiedliwość jest znane z tego, że bohatersko potrafi rozwiązywać problemy, które sam namnaża. Tak jest w przypadku Bartłomieja Wróblewskiego i jego projektu ustawy o Instytucie Demografii i Rodziny. Najpierw Wróblewski był wspierany i budowany przez PiS jako kandydat na Rzecznika Praw Obywatelskich, a gdy zaczął za bardzo w partii wyrastać, Nowogrodzka postanowiła go utemperować, ale się nie udało.
Instytut Rodziny i Demografii
Instytut Rodziny i Demografii to jeden z ostatnich pomysłów Prawa i Sprawiedliwości, który pilotowany jest przez Bartłomieja Wróblewskiego. To jeden z PiS-owskich radykałów aborcyjnych, który firmował swoją twarzą wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, na podstawie którego tzw. embriopatologiczna przesłanka aborcji została uznana za niezgodną z konstytucją. Instytut ma rocznie kosztować podatnika 30 mln zł.
Według założeń ustawy, prezes Instytutu – którym zapewne zostanie Wróblewski – dostanie do ręki uprawnienia prokuratorskie i będzie mógł korzystać z materiałów operacyjnych policji. Wróblewski będzie mógł występować w sądach w “sprawach rodziny” albo żądać wszczęcia postępowania w sprawach cywilnych dotyczących rodzin oraz w sprawach rodzinnych – w szczególności w sprawach ze stosunków między rodzicami a dziećmi. Instytut Demografii i Rodziny nie będzie związany przepisami o RODO, czyli może dysponować np. danymi medycznymi obywateli.
Wróblewski za bardzo urósł
W czwartek pod obrady Sejmu trafił rodzinno-demograficzny projekt ustawy, ale, jak się okazuje, nie wszyscy w Prawie i Sprawiedliwości podnieśli w głosowaniu za nim rękę. Według informacji Wirtualnej Polski, Nowogrodzka dała sygnał do cięcia równo z trawą ustawy i odrzucenia jej w pierwszym czytaniu.
Władzom PiS nie podoba się, że Bartłomiej Wróblewski gromadzi wokół siebie coraz liczniejszą grupę radykałów, których nie akceptują nawet partyjni konserwatyści. To nie przypadek, że aż 19 posłów partii rządzącej wstrzymało się od głosu, kiedy Sejm decydował, czy już w pierwszym czytaniu wyrzucić do kosza projekt ustawy o Instytucie Rodziny i Demografii – informuje WP.pl
Portal jako przykład podaje wiceszefa MSWiA Pawła Szefernakera. Wiceminister był obecny na sali plenarnej podczas głosowania, ale nie wziął w nim udziału, chociaż minutę wcześniej głosował za odrzuceniem obywatelskiego projektu całkowicie zakazującego aborcji w Polsce.
Politycy PiS w rozmowie z Wirtualną Polską mówią, że wynik głosowania miał być ostrzeżeniem dla Bartłomieja Wróblewskiego. Projekt przeszedł jednym głosem. Na sali plenarnej nie było wszystkich posłanek i posłów opozycji. Niektórzy są na kwarantannach, jedna posłanka opiekuje się dzieckiem w szpitalu, a jeden z posłów zmaga się z pocovidowymi powikłaniami. Niestety PiS uniemożliwił zdalne głosowania, co akurat w tym przypadku obróciło się przeciwko nim.
Źródło: Wirtualna Polska
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU