Dziś pierwsza niedziela z obowiązującym zakazem handlu. Kontrowersyjne prawo stało się pretekstem dla polityków obozu władzy, aby zademonstrować swoją “ludzką” twarz, kiedy to elity są bliskie ludziom. Jednak już dziś wiemy, po aroganckich wypowiedziach wielu członków PiS, że jest to za mało, aby ukryć fakt, że władza oderwała się całkowicie od rzeczywistości. Brak umiejętności zrozumienia natury kluczowych problemów zwykłych ludzi jest bowiem pochodną stylu życia, w którym funkcjonują parlamentarzyści. Politycy obozu rządzącego pouczając innych w temacie trudów pracy w niedzielę są bowiem hipokrytami, pozornie troszcząc się o los innych, a w rzeczywistości dbając tylko i wyłącznie o utrzymanie status quo swoich rozległych przywilejów.
Warto się zastanowić bowiem, co o pracy w niedzielę tak naprawdę wiedzą posłowie?
Z perspektywy mediów wydaje się, że posłowie są ciągle w pracy, wszakże każdy dzień obfituje w wydarzenia i komentarze polityczne. Jednak jest to piękna fikcja, która jest pokłosiem faktu, że parlamentarzyści znacznie bardziej od pracy nad stanowieniem prawa cenią pracę nad własnym wizerunkiem. Analizując bowiem realny harmonogram polskich obowiązków wyłania się bowiem obraz, który nie licuje z narracją, którą próbują przedstawić politycy. Okazuje się, że posłowie pracują tak naprawdę zaledwie kilka dni w miesiącu. W marcu na posiedzenia Sejmu wypada przykładowo 6 dni roboczych.
Parlamentarzyści zarzekają się, że ich główna praca odbywa się w komisjach, jednak prawda jest o wiele bardziej skomplikowana. Notoryczne jest bowiem łączenie komisji z posiedzeniami Sejmu, czyli spotykanie się w przerwach, co czyści grafik posłów z obowiązków na resztę miesiąca. Taka praktyka sprawia także, że w natłoku informacji w dniach posiedzeń Sejmu wszystko dzieje się na szybko, często bez głębszego zastanowienia ze strony wielu parlamentarzystów, którzy przyjmują role bezwolnych maszynek do głosowania.
Tylko nie mówcie, że ci goście między posiedzeniami Sejmu pracują w komisjach. Nie pracują.
Do 20 marca zbierają się 3 z 30 komisji. Potem się zjadą na 4 dni, odbębnią w tym czasie i Sejm i komisje i znów będą mieli wolne, do kwietnia. https://t.co/w3U8CtLFhD— Tomasz Skory (@TomaszSkory) March 11, 2018
Mamy w końcu dyżury polskie, które jednak w wielu przypadkach mają wymiar raczej teoretyczny, ponieważ znaczną część posłów fizycznie po prostu trudno zastać.
Można zatem powiedzieć, że poseł, któremu nie zależy na czymś więcej niż na odbębnieniu swojej roli, pracuje w warunkach, wobec których pracownicza rzeczywistość może się wydawać wręcz wyrwana z literatury science fiction. Kluczowe staje się zatem indywidualne podejście polityków, z jednej strony mamy takich posłów jak Arkadiusz Mularczyk, który odwiedził media ws. reparacji wojennych niezliczoną ilość razy, a zwołał pierwsze spotkanie swojego zespołu dopiero pół roku od jego powołania. Z drugiej strony mamy takich ludzi jak, słynący z rozliczania sprawy nagród ministrów, poseł Krzysztof Brejza, który bierze na siebie obowiązki wykraczające daleko poza regulaminowe zapisy.
Szczególny wymiar hipokryzji ze strony posłów następuje jednak wtedy, kiedy opowiadają oni z przejęciem o wartości niedzieli w gronie rodziny, aby następnie udać się w tę właśnie niedzielę do mediów. Niedziela nie musi być bowiem wolna od pracy nad własnym wizerunkiem. W tym obszarze posłowie są bowiem bardzo pracowici, jednak często ma to miejsce w oderwaniu od obowiązków, które powinni tak naprawdę wykonywać. Obłuda elity politycznej nie umknęła uwadze internautów:
Najbardziej mnie irytują politycy gardłują o „niedzieli dla Boga, dla rodziny” spędzający niedzielę w mediach. To jest dopiero hipokryzja.
— kataryna (@katarynaaa) March 11, 2018
Ustanawianie prawa przez grupę tak oderwaną od rzeczywistości musiało oczywiście prowadzić do sytuacji odwrotnych do zamierzonych:
Znajoma właścicielka sklepiku, matka dzieciom, musiała dziś sama stanąć za ladą sklepu zamiast spędzić czas z rodziną. Bezdzietne studentki, które dorabiały u niej w niedzielę, odprawiła. Może ktoś mi wyjaśni logikę tej sytuacji, bo sama nie daję rady?
— Beata Górka-Winter (@BeataGWinter) March 11, 2018
Nie ma się zatem co dziwić, że w takich warunkach przez Sejm potrafią przejść nawet największe buble prawne. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w tak zorganizowanym parlamencie uchwala się rocznie 27 tysięcy stron nowych aktów prawnych, to możemy uzmysłowić sobie skalę braku merytorycznej kontroli nad pracami legislacyjnymi w Sejmie.
fot. flickr / Piotr Drabik
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU