Zakaz handlu w niedzielę jest forsowany w środowisku Prawa i Sprawiedliwości od dłuższego czasu. Obecna propozycja, aby objąć nowymi przepisami co drugą niedzielę, jest pokazywana jako kompromis między potrzebami pracowników, a sprzeciwiających się pomysłowi pracodawców. Wiele niestety wskazuje na to, że ustawę przygotowywano głównie pod kątem możliwości medialnego przepchnięcia, a nie zabezpieczenia się przed jej wszystkimi potencjalnymi szkodliwymi efektami. Mimo miesięcy przygotowań ustawa może przynieść zaskakujące i gospodarczo niebezpieczne efekty uboczne.
Zakaz handlu w niedzielę nie uderzy bowiem tylko w supermarkety, ale także w podmioty lecznicze. Szczególne zaniepokojenie wyrażają przedstawiciele środowiska weterynarzy, którzy mają obawy, że nie będą mogli w wyniku nowego prawa nieść należycie pomocy w niedzielę.
Chodzi o definicję handlu detalicznego, która uniemożliwiłaby weterynarzom przepisywania leków, maści, opatrunków i innych niezbędnych akcesoriów. Możliwe byłoby prowadzenie samych procedur np. operacji, ale bez możliwości wykonania powyższych, pomoc byłaby niekompletna. Obawy także budzi kwestia placówek, które zatrudniają weterynarzy, ale są własnością osoby bez uprawnień zawodowych. W myśl nowych przepisów zostałyby one wykluczone ze świadczenia usług. Jest to sprawa ważna nie tylko dla bezpieczeństwa naszych pupili, ale także całej gałęzi gospodarczej hodowli zwierząt, gdzie możliwość szybkiego udzielenia należytej pomocy przekłada się na ekonomiczną sytuację hodowcy.
Powyższa kwestia pokazuje, jak bardzo złożony jest mechanizm rynku i jak działając w sposób nieprzemyślany, można wyrządzić niespodziewane szkody. Jest to lekcja, że regulacje państwowe są obszarem wymagającym dużej ostrożności, ponieważ bardzo łatwo przysłowiowo “wylać dziecko z kąpielą”. Obecny sposób forsowania prawa to metoda walca, a nie dialogu społecznego, co buduje klimat do tworzenia kolejnych szkodliwych społecznie bubli prawnych.
Teoretycznie walka weterynarzy o zażegnanie kryzysu nie jest skazana na klęskę, ale zrozumienie wyrażane przez rządzących przypomina wodzenie za nos. Ministerstwo Rolnictwa wie o problemie od kwietnia, zapowiadało wsparcie postulatów Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej, jednak mamy koniec września, a szkodliwe propozycje nie zostały wycofane. Nie potrzeba jednak do zamknięcia sprawy wiele, ustawa wymagałaby tylko dopisania weterynarzy do listy wyłączeń spod działania planowego prawa. Jak mówi w wywiadzie dla money.pl Marek Mastalerek z Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej, na posiedzeniu sejmowej komisji zgłaszał stosowną poprawkę, jednak w odpowiedzi usłyszał, że z taką zmianą może wystąpić tylko poseł.
Politycy złożyli jednak kolejną obietnicę, ze jeżeli propozycja zmiany wpływają na piśmie do przewodniczącego komisji, to prawdopodobnie zostanie uwzględniona.
Bardzo niezobowiązująco brzmi określenie “prawdopodobnie” z perspektywy obserwacji całego procesu przygotowywania ustawy. Im więcej mediów i obywateli będzie patrzyło na ręce władzy, tym większa szansa, że rządzący będą musieli się ugiąć przed oczekiwaniami społecznymi. Z tego powodu do prawidłowego funkcjonowania demokracji niezbędnym jest nagłaśnianie spraw takich jak ta. W przeciwnym wypadku politycy mogą w swoim lenistwie i arogancji zignorować kolejny ważny problem, za który cenę zapłacą tym razem właściciele zwierzaków. Nie ma jednak wątpliwości, że nie są oni pierwsi i nie będą ostatni.
fot. flickr/Senat RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU