Miasteczko, z którego pochodzę, jest tym, które na Dolnym Śląsku wyludnia się najszybciej. Zgodnie z przytaczanymi przez Gazetę Wrocławską danymi w Dusznikach-Zdroju ponad 5 razy więcej ludzi umiera, niż przychodzi na świat! Dokładnie wskaźnik ten wynosi 4,92 urodzeń, w stosunku do 25,47 śmierci na każde 1000 mieszkańców, plasując miejscowość uzdrowiskową w niechlubnej krajowej czołówce miast umierających.
Jak do tego doszło?
Duszniki-Zdrój, niegdyś kwitnące uzdrowisko umierało powoli – upadek sanatoriów, zatrudniających tysiące ludzi zakładów przemysłowych czy likwidacja szpitala w czasach transformacji, przyczyniły się do odpływu z miasta inteligencji technicznej, personelu medycznego i ich rodzin.
W krótkim okresie przełożyło się to na jakość zarządzania samorządem – poziom wiedzy i wykształcenia radnych oraz kadry urzędniczej, a także rosnącą frustrację tych, którzy w mieście pozostali.
A kto został?
Głównie są to ludzie starsi, spracowani, o niskich dochodach, oraz ich wnuki i dzieci, pozbawione szans na pracę lepszą niż kasa, kuchnia, lub recepcja za płacę minimalną. Najlepszym pracodawcą w krótkim czasie stał się Ratusz oraz zależne od niego jednostki. Tego typu sytuacja wymusza interakcje społeczne oparte o zawiść, przynależność do „lokalnej elity”, drobne interesy, koligacje rodzinne i znajomości. Wymownym apogeum upadku Dusznik-Zdroju stało się zamknięcie Domu Kultury i wystawienie na sprzedaż jego budynku… przez pierwszego w historii miasta nieposiadającego wykształcenia, oczywiście PiSowskiego, burmistrza.
Obraz rozpaczy uzupełniają dziurawe drogi, pękające rury, zapuszczony cmentarz i rozpadająca się infrastruktura. Wszystkie te czynniki sprawiają, że dominującym wśród młodego pokolenia nastrojem stała się niechęć do własnej miejscowości, którą można zamknąć w stwierdzeniu, że „duszniczanie nie lubią Dusznik”. Ambicją większości młodych ludzi stało się, by z tego miasta uciec, gdy nadarzy się ku temu okazja.
I większość ucieka, zakładając swoje rodziny gdzie indziej. Na przykład za granicą, we Wrocławiu, czy nawet w sąsiedniej gminie Szczytna lub wiele bogatszej dzisiaj, lecz dawniej stanowiącej uzdrowiskową konkurencję Kudowie-Zdroju.
Dlaczego?
Kluczem do zrozumienia najistotniejszego czynnika, który spowodował katastrofę Dusznik-Zdroju jest kurcząca się także (jednak wolniej) populacja superatrakcyjnej, sąsiedniej Polanicy-Zdroju. O ile większa od Dusznik, Kudowa-Zdrój posiada spory zasób mieszkaniowy w postaci PRL-owskich, postfabrycznych osiedli, dysponująca mniejszymi zasobami Polanica-Zdrój stała się miejscem weekendowego wypoczynku zamożnego mieszczaństwa.
Duży popyt na lokale, zwłaszcza te szykowane jako apartamenty pod wynajem, sprawia, że młode rodziny zmuszone są szukać tańszych i bardziej dostępnych opcji kupna własnego mieszkania, niekoniecznie w okolicy. Duszniki znalazły się gdzieś pośrodku. Jako ubogi krewny sąsiednich uzdrowisk, gdzie na wynajmie, głównie w sezonie narciarskim lub w wakacje, można zarobić, pod warunkiem, że uda ci się znaleźć odpowiedni lokal – im mniejsze miasto, tym bardziej ograniczony wybór. Wyłapywaniem nielicznych mieszkań po umierających staruszkach oraz upłynnianiem ich na rynku, w takiej sytuacji zajmują się osoby, które mają najlepszy dostęp do informacji — w polskich, prowincjonalnych warunkach — kadra urzędnicza.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU