Media w Niemczech od dłuższego czasu biły na alarm, wskazując na katastrofalny stan Bundeswehry. Zaczynając od myśliwców, które są niezdolne do wykonywania zadań bojowych przez transportery opancerzone, śmigłowce, kończąc na okrętach podwodnych. Gdy przez prasę niemiecką przetaczała się fala krytyki i zarazem strachu, Donald Trump od czasu do czasu uderzał w naszego zachodniego sąsiada, wypominając nieprzeznaczanie na obronność wymaganych 2% PKB. Kumulacja takiej retoryki nastąpiła przed i w trakcie ostatniego szczytu NATO, gdzie prezydent USA nie żałował cierpkich słów pod adresem Niemiec.
Kilka dni po szczycie w Brukseli pojawiła się informacja, że niemieckie wojsko – cierpiące na braki kadrowe od momentu zniesienia w 2011 roku obowiązkowej służby wojskowej – wraca do zarzuconego przed laty pomysłu, naboru do armii obywateli z innych państw Unii Europejskiej. “Bundeswehra będzie rosła, dlatego potrzebujemy wykwalifikowanego personelu. Staranne rozpatrujemy wszystkie możliwe opcje” – mówił agencji prasowej DPA, rzecznik federalnego ministerstwa obrony. Opcja dopuszczenia do niemieckich sił zbrojnych cudzoziemców z innych państw UE, znalazła się w Białej Księdze polityki bezpieczeństwa z 2016 r. i “(…) została teraz ujęta w nowo opracowywaną strategię polityki personalnej”.
W tej chwili w Niemczech brakuje około miliona pracowników. Taka liczba wakatów powoduje, że niemiecka armia zaczęła tracić specjalistów na rzecz sektora prywatnego, w którym płace rosną szybciej – “Niemcy nie będą zainteresowani przyjmowaniem do armii zapaleńców, harcerzy czy członków paramilitarnych grup. Im bardziej brakuje specjalistów, których wysysa rynek cywilny” – mówi Michał Likowski, redaktor naczelny miesięcznika “Raport WTO” w rozmowie z Money.pl i dodaje “Jeżeli polski oficer zarabia tyle, co niemiecki szeregowy, to nawet biorąc pod uwagę siłę nabywczą, taki zaciąg do Bundeswehry, może być problemem dla naszej armii”. Zgodnie z prawem każdy Polak z uregulowanym stosunkiem do służby wojskowej może służyć w obcej armii. Potrzebna jest do tego zgoda szefa MSWiA, a w przypadku żołnierzy zawodowych ministra obrony narodowej.
Jeśli spojrzeć na sprawę przez pryzmat olbrzymiej bury jaką Niemcy dostały od Donalda Trumpa oraz planów zwiększania wydatków na obronę, które wiążą się np. z zakupem nowego sprzętu, niemiecka armia automatycznie będzie potrzebowała większych zasobów kadrowych. Nie będą to jednak szeregowcy tylko personel o wysokich kwalifikacjach. To bardzo zły sygnał dla polskiej gospodarki ponieważ Niemcy przygotowują się na poważnie do otwarcia kolejnej gałęzi, mającej na celu wysysanie najbardziej wykształconych pracowników. Problem nie będzie dotyczył tylko Polski, ale praktycznie całego bloku państw Europy Wschodniej, a co za tym idzie armie sojusznicze będą intelektualnie osłabianie na rzecz Niemiec.
Nikt nie mówi, że armia zza Odry nie powinna zwiększać nakładów na obronność i się wzmacniać, ale paradoksalnie raban jaki podniósł Donald Trump, zadziała kontrproduktywnie dla dużej części członków NATO w okresie długoterminowym. Nieświadomie uczestniczymy w osłabianiu własnej armii, popierając twarde stanowisko prezydenta USA. Tu nie było żadnego przypadku, że kilka dni po szczycie NATO, Niemcy chcą wzmacniać struktury w armii specjalistami z UE. Możemy się chwalić na światowych forach przeznaczaniem 2% PKB na wojsko, tylko co z tego jak armia będzie pozbawiona ważnych trybików odpowiedzialnych za sukces na współczesnym polu walki.
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU