Sprawa byłego sekretarza generalnego Platformy Obywatelskiej, Stanisława Gawłowskiego staje się coraz bardziej bulwersująca. Od samego początku istniało duże podejrzenie, że sprawa ma wymiar przede wszystkim polityczny, tym bardziej że działania prokuratury w jego sprawie wzbudzają bardzo wiele wątpliwości. Dziś portal Onet.pl poinformował, że ma dowody na to, że śledztwo w sprawie polityka PO jeszcze do niedawna prowadziła żona aktywnego polityka Prawa i Sprawiedliwości, w ostatnich wyborach wybranego na radnego sejmiku województwa z listy partii rządzącej. Sama prokurator Julita Dziedzic-Bogucka z pewnością wdzięczna jest obozowi dobrej zmiany, bowiem z nastaniem jej rządów przyszły dla niej zawodowo złote czasy. W 2017 r. została delegowana z Prokuratury Rejonowej od razu do Prokuratury Krajowej, a konkretnie do jej zamiejscowego wydziału ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji w Szczecinie. Trudno tu wierzyć w przypadek.
Portal jest w posiadaniu kopii pisma z 21 grudnia 2017 r., które zawiera listę 24 przedmiotów (głównie dokumentów) znalezionych w trakcie przeszukania biura poselskiego Stanisława Gawłowskiego. Tego dnia CBA i prokuratura weszły też do warszawskiego mieszkania polityka PO, byłego wiceministra środowiska. Pod listą przedmiotów widnieje dyspozycja: “Oddzielnie opisać rzeczy wydane dobrowolnie, oddzielnie rzeczy ujawnione w toku przeszukania; w przypadku znalezienia poszukiwanych rzeczy w miejscu wskazującym na celowe ich ukrycie, opisać szczegółowo to miejsce”. Na dole pisma znajduje się podpis i pieczątka: “Prokurator Prokuratury Rejonowej del. do Prokuratury Krajowej Julita Dziedzic-Bogucka”. Na zarzut ewidentnego konfliktu interesów, rzecznik szczecińskiej prokuratury oświadczył, że Julita Dziedzic-Bogucka wprawdzie przez kilka miesięcy nadzorowała to śledztwo, ale w związku z wyborczymi planami męża już w maju złożyła rezygnację. Sam Zbigniew Bogucki stwierdził natomiast, że nic nie wie o sprawach prowadzonych przez żonę.
W tej sprawie konferencję prasową w Sejmie zwołał poseł Stanisław Gawłowski, który nie ma wątpliwości, że doniesienia Onetu potwierdzają tylko jego zarzuty, że sprawa ma charakter polityczny. Przypomniał także, że wciąż wszystkie dowody, jakimi dysponuje prokuratura, pochodzą od osób, które same mają problemy z prawem i mogą bezkarnie składać fałszywe zeznania w celu polepszenia swojej sytuacji procesowej.
To nie jest przypadek, że ludzie związani z PiS-em zajmują się moją sprawą. To też nie jest przypadek, że osoby, które mnie pomawiają, to wszyscy osoby związane z PiS-em” – mówił w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie. – „Nie ma najmniejszej wątpliwości, że cała ta akcja ma wymiar czysto polityczny. Mnie obciążają wyłącznie osoby, które same stoją pod poważnymi zarzutami. Nie ma tam ani jednego człowieka, który nie ma problemów z prawem” – powiedział Gawłowski.
W tym samym czasie o innym bulwersującym działaniu prokuratury poinformował portal Wirtualna Polska. Jak informuje pełnomocnik posła PO, mecenas Roman Giertych, prokuratura ukrywa przed nim ekspertyzę biegłych, zleconą na wniosek obrony, która może obrócić w proch zarzuty łapówkarskie, jakie śledczy postawili politykowi opozycji. Chodzi o opinię dotyczącą dwóch zegarków Tag Heuer, które widać na zdjęciach osób mających oskarżać Gawłowskiego o korupcję. Kluczowe w tej sprawie miały bowiem być zeznania Łukasza L. (to były podwładny i jednocześnie kochanek byłego szefa Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Mieczysława O., który oskarża Gawłowskiego).
Przypomnijmy, prośba o zakup dwóch zegarków miała zostać wysłana na skrzynkę mailową Łukasza L. (jego adres znał Mieczysław O.), ale do dziś nie ustalono, kto był nadawcą. L. zegarki kupił i wysłał do resortu środowiska. Dodatkowo, CBA przeszukując w grudniu 2017 r. dom i mieszkanie byłego wiceministra, tych zegarków nie znalazła. Obrona Gawłowskiego przedstawiła za to zdjęcia z 2013 r., na których widać byłego szefa IMGW Mieczysława O. z – jak twierdzą poseł Gawłowski oraz jego pełnomocnik Roman Giertych – z zegarkiem… Tag Heuer na ręku. Właśnie takim, jakiego według śledczych miał zażądać polityk PO… w 2011 r. Zdaniem Gawłowskiego i jego obrońcy, to ma być jeden z dowodów na jego niewinność.
Źródło: Onet/Wirtualna Polska
Fot. Flickr/PO
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU