W tle obchodów 35. rocznicy wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, toczy się dyskusja o formach bohaterstwa cichych i głośnych bohaterów ówczesnej opozycji. Wszystko to pokłosie ujawnienia postawy posła Prawa i Sprawiedliwości, Stanisława Piotrowicza, który w stanie wojennym był czynnym prokuratorem ówczesnego reżimu, a za swoje zasługi otrzymał nawet medal od Rzeczpospolitej Polski Ludowej. Doniesienia ostatnich dni rzucają jednak więcej światła na heroiczną postawę nowego bohatera polskiej walki z okupantem wewnętrznym i zasługują na rychłą rehabilitację ewidentnego niedopatrzenia systemu III RP, jakim było nie nagrodzenie bohatera Orderem państwowym lub przynajmniej odznaczeniem z rąk samego Prezydenta RP.
Z niewyjaśnionych dotychczas powodów, przez 27 lat wolnej Polski, nie pojawił się ani jeden świadek ujawniający zasługi prokuratora Piotrowicza dla ówczesnej opozycji i nie zgłosił wniosku o przyznanie mu państwowego orderu.
To karygodne niedopatrzenie wynika zapewne ze skromności samego posła Piotrowicza i stopnia zakonspirowania w środowisku działaczy opozycyjnych. Dla niepoznaki, w celu oczywiście szczytnym, zrezygnował z takich doświadczeń opozycjonistów, jak ukrywanie się w podziemiu, szykany w miejscu pracy, przymusową emigrację czy też więzienie lub internowanie. Za otwarte protesty i działalność wywrotową groziły przecież poważne konsekwencje. Nie każdy potrafił, jak Prezes PiS, Jarosław Kaczyński, wybrać bohaterstwo bierne, polegające na umartwianiu się za innych i życie w ciągłym niepokoju. Bohaterowie czynni tamtych czasów poszli na łatwiznę. Bierni, skazani byli na katusze i wewnętrzne rozdarcie. Stanisław Piotrowicz zdecydował się na bohaterstwo czynno-bierne.
Niczym Konrad Wallenrod postanowił zmusić sam siebie do wstąpienia do PZPR, a następnie przyjąć propozycję pełnienia funkcji prokuratora dla systemu, którego w głębi serca nienawidził. Z pełnym obrzydzeniem, wychodził codziennie do pracy wypoczęty i najedzony. W wygodnym płaszczu, z porządną, skórzaną teczką, przyjmując uprzejmie kiwanie głową od mijających go milicjantów. Szedł bronić opozycjonistów, przygotowując akty oskarżenia w sposób niedbały, tak by sąd musiał je odrzucić. Bywał podczas przeszukań mieszkań czy rewizji osobistych działaczy opozycyjnych, jednak nie robił tego z przyjemnością. Wiedział, że musi ponieść pewną ofiarę, by nie zostać zdekonspirowanym. Z ulgą odetchnął, gdy stan wojenny się skończył, a dominacja PZPR zaczęła chylić się ku upadkowi. Upadek systemu musiał go jednak ewidentnie zaskoczyć i z roli prokuratora pomagającego potencjalnym skazanym nie wyszedł jeszcze przez wiele lat. Jak inaczej oceniać sprawę z 2001 r., gdy umorzył sprawę wobec księdza z Tylawy, nie przedstawiając mu aktu oskarżenia. Może dopiero wówczas, gdy Prokuratura Okręgowa jednak decyzję uchyliła i doprowadziła do skazania zboczeńca zdał sobie sprawę, że misja już jest zakończona.
Czyż nie jest to bohaterstwo? Czy Prezydent Andrzej Duda nie powinien docenić niezłomnej postawy posła Piotrowicza, zwłaszcza gdy z obecnej narracji obronnej wynika, że miał więcej bezpośrednich zasług dla obalenia systemu niż Prezes Kaczyński, którego bohaterstwa nikt nie kwestionuje? Kiedy, jak nie teraz, gdy tak wielu z niezłomnych bohaterów walki z komunizmem jest rehabilitowanych. W końcu na takie honory zasłużył.
fot. flickr/Sejm RP/fot. Rafał Zambrzycki
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU