Ministerstwo Obrony Narodowej znalazło się w trudnym międzynarodowym położeniu, ponieważ ponownie pokazało się jako niewiarygodny partner do rozmów dla zagranicznych koncernów. Tak jak w sprawie Caracali kompromitujący przekaz wysłał w świat Antoni Macierewicz, tak obecnie w sprawie okrętów podwodnych analogiczny gest wykonał Mariusz Błaszczak.
Zamówienie nowych okrętów podwodnych jest w MON gorącym tematem, ponieważ wiadomo, że w 2019 roku ze służby zostanie wycofany ostatni sprawny okręt podwodny, a wiemy już, że na zastępstwo do tego czasu marynarka nie ma za bardzo co liczyć. Antoni Macierewicz obiecywał, że do końca zeszłego roku, a potem do końca stycznia uda się wybrać dostawcę nowych okrętów. Jednak po rekonstrukcji rządu Mariusz Błaszczak przeciął plany poprzednika odsuwając w zasadzie bezterminowo sfinalizowanie kontraktu. Nowy minister postanowił bowiem na nowo przyjrzeć się wymaganiom i uszeregowaniu ich istotności. Problem w tym, że na stole w MON leżały już gotowe oferty od francuskich, niemieckich i szwedzkich dostawców. Ruch Mariusza Błaszczaka był zatem klasyczną zmianą reguł w trakcie gry, co było kolejnym dowodem chaosu i braku przewidywalności Polski przy rozmowach o dużych zamówieniach zbrojeniowych.
W rozmowie z money.pl komandor rezerwy Maksymilian Dura komentuje sprawę, że sytuacja jest zła do tego stopnia, że zagraniczni partnerzy są coraz mniej chętni do rozmów, ponieważ “Przestajemy być dla nich cywilizowanym krajem”.
Trzeba jednak przyznać, że Mariusz Błaszczak nie miał tutaj łatwego wyjścia z sytuacji. W resorcie panował bowiem chaos, a kontynuowanie procedur w kierunku jaki narzucił Macierewicz mogło mieć katastrofalne efekty dla MON. Stąd z perspektywy wewnętrznej uporządkowanie spraw i zajęcie się polityką zamówień na nowo było w znacznej mierze koniecznością. Stąd MON zmienił front w sprawie m.in. okrętów podwodnych, deklarując, że ma powstać komisja, która zdecyduje, czy w tej sprawie zostanie ogłoszony przetarg, czy też resort kupi okręty z wolnej ręki, po przeprowadzeniu negocjacji z dostawcami. Takie posunięcie, choć prawdopodobnie nieuniknione, jest równocześnie policzkiem dla parterów już finalizowanych rozmów. Nie można także ukrywać faktu, że opóźni to dostawę nowych okrętów prawdopodobnie nie o miesiące, ale o lata.
Sprawą otwartą jest oczywiście to, czy Polska potrzebuje okrętów podwodnych za 10 mld zł, podczas gdy siły powietrzne i armia lądowa nie jest przygotowana na wymóg dzisiejszego pola walki. Opóźnienie zamówień to szansa dla resortu na przemyślenie na nowo swoich priorytetów, ponieważ Macierewicz obiecywał zbrojenia warte setki miliardów złotych, co już na etapie planów było oderwane od rzeczywistości. Niestety w tak trudnych sytuacjach potrzeba dobrej komunikacji z partnerami, a ta nie jest mocną stroną naszego rządu, co tylko utrudnia zminimalizowanie szkód wynikających z wielkiego sprzątania w MON po Macierewiczu.
Źródło: money.pl
fot. flickr/ P.Tracz
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU