Premier Beata Szydło do spółki z Mariuszem Błaszczakiem, ministrem spraw wewnętrznych i administracji ma zwyczaj regularnie podkreślać, że bezpieczeństwo Polaków jest dla nich największą wartością a system władzy, który wprowadziło Prawo i Sprawiedliwość jest jego gwarancją. W tym kontekście, wstrząsające ustalenia reporterów śledczych TVN24 w sprawie śmierci Igora Stachowiaka pokazują, że upolityczniona prokuratura i upolityczniona policja jeśli są gwarancją czegokolwiek, to bezkarności funkcjonariuszy policji, którzy broni nigdy w rękach mieć nie powinni. Tym samym lokalna z pozoru sprawa, nabiera dużo szerszego wymiaru, także w kontekście bezpieczeństwa każdego obywatela.
W czasach, gdy w polskiej polityce istniało jeszcze coś takiego jak odpowiedzialność polityczna, ówczesny minister sprawiedliwości, Zbigniew Ćwiąkalski, podał się do dymisji zaraz po tym, gdy okazało się, że jeden z więźniów w głośnej sprawie śmierci Krzysztofa Olewnika popełnił samobójstwo w celi. Dziś, gdy każdy z nas może zobaczyć, jak w bestialski sposób, z naruszeniem procedur, funkcjonariusze policji doprowadzili do śmierci 25 latka tylko dlatego, że był podobny do osoby, która kilka dni wcześniej ich ośmieszyła na taki gest przyjęcia na siebie odpowiedzialności liczyć nie możemy. Zbigniew Ziobro, który regularnie przedstawia siebie jako najważniejszego szeryfa nie zrobił w tej sprawie absolutnie nic. Mariusz Błaszczak natomiast woli w mediach powtarzać brednie na temat zagrożenia ze strony uchodźców i polityki multi – kulti. Jakież musiało być jego zdumienie, że sprawa, w której rok temu ogłosił “już za kilka dni wszystko będzie wyjaśnione”, z takim natężeniem wróciła w okresie, gdy problemu rządu się piętrzą a planowana rekonstrukcja rządu nieuchronnie się zbliża
Kuriozalne oświadczenie MSWiA i KGP o tym, że “natychmiast” po emisji reportażu uruchomili czynności sprawdzające i czynności Biura Spraw Wewnętrznych jest niczym więcej jak próbą ratowania twarzy przez ministra Błaszczaka i próbą przerzucenia odpowiedzialności na Zbigniewa Ziobrę. Tylko tak należy interpretować fragment mówiący o tym, że policja niezwłocznie po wydarzeniu sprzed roku przekazała do prokuratury materiały, mogące stanowić dowód w tej sprawie.
Wiemy przecież wszyscy, że gdyby zdarzenie to miało miejsce w maju 2015 roku, sprawa byłaby dziś na czołówkach wszystkich prorządowych dzienników i na każdym prorządowym portalu, a minister Ziobro właśnie organizowałby konferencję podkreślającą fakt, że państwo działa tylko teoretycznie. Fakt, że Komenda Główna Policji opublikowała oświadczenie tak szybko oznacza, że w MSWiA już wiedzą, że tego gorącego kartofla ktoś musi przyjąć a czyjeś głowy muszą polecieć. Błyskawiczne wskazanie prokuratury jako winnego opieszałości w wyjaśnianiu sprawy pokazuje, że są świadomi tego, że sprawa jest poważna.
To, że sprawa jest gorącym kartoflem, którym resorty sprawiedliwości i spraw wewnętrznych będą się teraz przerzucać, widać po wydanym właśnie komunikacie prokuratury, która nie widzi w swoich działaniach nic złego. Zapowiada, że śledztwo zostało przedłużone do września 2017 roku ze względu na zlecenie ekspertyz biegłym z laboratorium kryminalistycznego. Co więcej, z oświadczenia wynika, że tak długi czas trwania śledztwa wynika z winy rodziny ofiary, która składała dodatkowe wnioski dowodowe. Z dotychczas pozyskanych ekspertyz wynika bowiem, że trzykrotne użycie paralizatora, wobec osoby skutej kajdankami nie było przyczyną śmierci Igora Stachowiaka. Śmierć nastąpiła bowiem w wyniku niewydolności krążeniowo – oddechowej i arytmii po zażyciu środków psychoaktywnych. Inaczej mówiąc, Igor sam jest sobie winny a policjanci mogą wrócić do pracy.
Należy pamiętać, że zeszłoroczne protesty pod komisariatem na ul. Trzemeskiej we Wrocławiu zgromadziły setki osób, w tym wiele ze środowiska kibolskiego, który przecież otwarcie wspiera władzę Prawa i Sprawiedliwości. Ujawnienie, że ich kolega został zabity, praktycznie bez powodu i w dodatku bezkarnie może doprowadzić do zerwania sojuszu PiS z tym środowiskiem, czego już wówczas, zaraz po samym wydarzeniu bardzo bali się ważni politycy z PiS.
Wygląda na to, że tym razem tak łatwo nie pójdzie, choć oczywiście media publiczne i portale mediów pisowskich agitatorów na ten temat milczą, jakby próbując odwlec burzę, jaka niechybnie spadnie na rządzącą partię. Milczenie tych mediów jeszcze raz daje jednak dowód na to, że PiS przejął media właśnie po to, by funkcja kontrolna mediów nie była spełniana należycie.
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna, wspólnie z ministrem spraw wewnętrznych w gabinecie cieni, Borysem Budką wystąpili dziś na wrocławskim Rynku, domagając się powołania sejmowej komisji śledczej, która wyjaśni sprawę nadmiernej przewlekłości tej sprawy oraz zamiecenia jej pod dywan, czego dowodem jest przywrócenie do pracy funkcjonariusza, który nadużył swoich uprawnień używając paralizatora wobec skutej kajdankami ofiary interwencji. Zdaniem posłów opozycji rok bezczynności prokuratury w tej sprawie jest wystarczającym dowodem klęski systemu sprawiedliwości, w którym kolega partyjny miałby badać zawinienia innego kolegi z rządu. Podobnie jak w przypadku kierowcy Seicento z Oświęcimia okazuje się, że obywatel w starciu z władzą jest całkowicie bezradny i gdyby zbudować państwo na modłę PiS, pozostałby całkowicie samotny. W tym jednak przypadku milczeć nie wolno. Utrzymywanie poczucie bezkarności, jakie do wczoraj musiało panować pośród funkcjonariuszy policji, pośród ich bezpośrednich przełożonych czy w resortach odpowiedzialnych za ich pracę, może doprowadzić do tego, że każdy z nas może zostać zatrzymany z powodu podobieństwa do kogoś i pozbawiony życia za stawianie biernego oporu.
Źródło: Fakt.pl
fot. Flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU