Na pozór pozycja Beaty Szydło, byłej premier a obecnie wicepremier rządu Mateusza Morawieckiego jest nieporównywalnie wyższa niż byłego rzecznika MON, szefa gabinetu ministra i polityka PiS Bartłomieja Misiewicza. Jest jednak coś, co niewątpliwie łączy obie te osoby – obie w niezwykle istotnym stopniu przyczyniły się do tego, że wizerunek Prawa i Sprawiedliwości został poważnie nadszarpnięty i to co gorsza, w dużej mierze w elektoracie tej partii.
To za sprawą sagi z przygodami Misiewicza sprzed mniej więcej roku, czyli wyciągniętym z kosmosu medalem za zasługi dla obronności kraju, megalomanii rzecznika i jego arogancji a finalnie na próbie zainstalowania go w spółce Skarbu Państwa z horrendalną pensją, w elektoracie PiS po raz pierwszy zawrzało. Misiewicz błyskawicznie stał się symbolem kolesiostwa i niekompetencji w pisowskiej administracji i państwowych spółkach, co mogło zasiać w elektoracie partii Jarosława Kaczyńskiego nutę niepewności, czy aby na pewno jest to dobra zmiana i koniec patologii na państwowym wikcie. Co ciekawe, w przypadku pupila Antoniego Macierewicza przez długi czas zastanawiano się, dlaczego wobec niego nie zostały zastosowane w błyskawicznym tempie działania dyscyplinujące i dlaczego pozwolono mediom na tak długie grillowanie sprawy Misiewicza ze stratą dla wizerunku Prawa i Sprawiedliwości. Usunięcie go z partii i miażdżący dla niego dokument, stwierdzający brak jakichkolwiek predyspozycji, by pełnić jakiekolwiek państwowe funkcje został odebrany bardzo pozytywnie pośród wyborców praktycznie wszystkich partii.
I tu właśnie dochodzimy do kwestii Beaty Szydło. Jej rozemocjonowane wystąpienie z mównicy sejmowej, w którym totalnie pogrążyła działania premiera Morawieckiego i stanęła w obronie przyznawanych przez siebie horrendalnych nagród niewątpliwie jest dla PiS-u bardzo kosztowne. Daje też przeciwnikom partii paliwo na kolejne tygodnie grillowania spraw nagród i premii w rządzie PiS. Przypomina właśnie to, co usuwając z partii Misiewicza kierownictwo partii chciało wyplenić – butę, arogancję, rozpasanie i przekonanie, że jest się lepszym od przeciętnego Kowalskiego. Beata Szydło w ciągu kilku minut swojego wystąpienia bezpowrotnie zrujnowała nie tylko rządową strategię gaszenia wizerunkowego kryzysu (który notabene sama Szydło wywołała) ale i zniszczyła własny obraz “swojskiej ciotki z ludu”, która niczym się od przeciętnego Nowaka nie wyróżnia. Słowa “nam się te nagrody należały” na wieki trafią do kanonów politycznych goli samobójczych i z pewnością będą napędzać każdą antypisowską kampanię wyborczą.
Dziś nie da się już wrócić do obrazu władzy pracowitej i pokornej, która szczerze i dobrodusznie odbudowuje kraj z ruiny. Nie z Beatą Szydło jako wicepremierem. Z punktu widzenia interesu politycznego, właściwe byłoby dziś pozbycie się byłej premier nie tylko z rządu, ale w ogóle z Prawa i Sprawiedliwości, najlepiej z podobnym do Misiewicza dokumentem stwierdzającym jej nieprzydatność dla dobrej zmiany. To jednak jest niemożliwe i Beata Szydło doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wie, że Jarosław Kaczyński nie jest już do tego zdolny – nie chce bowiem odejść z aktywnej polityki jako sprawca wielkiego rozpadu Zjednoczonej Prawicy. Kto wie, być może woli być jej grabarzem.
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU