Przyjęcie przez rząd projektu ustawy formującej sieć szpitali doprowadziło do spięć w gabinecie Beaty Szydło, po raz kolejny pokazując, że nawet tak despotycznie zarządzany obóz partii władzy nie jest monolitem. Z linii wyłamał się Jarosław Gowin, który otwarcie krytykuje sztandarową reformę systemu ochrony zdrowia. Jest to kolejna na przestrzeni ostatniego czasu kontrowersyjna wypowiedź ministra. Tym razem do sprawy odniosła się premier, która stwierdziła, że nie rozumie obaw wicepremiera, ani nie podziela jego zastrzeżeń, jednak starała się zachować dyplomatycznie, wskazując na możliwość zgłaszania poprawek w parlamencie.
Punktem spornym stała się ustawa o sieci szpitali, która zakłada wywrócenie sposobu finansowania systemu ochrony zdrowia do góry nogami. Dotychczasowy system zakładał płatność za wykonane procedury medyczne, tym samym pieniądz szedł za pacjentem, teraz ministerstwo stawia kres takiemu myśleniu. Nowa ustawa zakłada wprowadzenie ryczałtu na działalność placówek, które zakwalifikują się do tytułowej sieci. Stawka będzie wyliczana na podstawie kontraktów za poprzednie lata i zostanie przyznana z góry na okres aż 4 lat, zdaniem ministra zdrowia – by szpitale skupiły się na leczeniu, a nie biurokracji. Problem polega na tym, że warunki przyjęcia promują duże szpitale, które otrzymają 90% środków i wypchną z systemu mniejsze i specjalistyczne placówki. W nowym systemie będziemy mieli podstawową opiekę w szpitalach powiatowych, a zaawansowane procedury będą realizowane w szpitalach wojewódzkich. Los nadliczbowych, nieprzewidzianych w grubo nakreślonych ramach systemu oddziałów specjalistycznych będzie dość jednoznaczny. Ministerstwo Zdrowia, unikając odpowiedzi na pytania o likwidację placówek na szeroką skalę, zastosowało zasłonę dymną w postaci 9% środków przeznaczanych na konkursy dla jednostek spoza sieci. Jest to jednak fikcja, ponieważ reforma nie przewiduje wzrostu nakładów, a jedynie ich przesunięcie, zatem zostawienie co dziesiątej złotówki do podziału na znaczną część obecnie funkcjonujących szpitali oznacza, że pieniędzy nie starczy dla wszystkich. Retoryczne jest pytanie, w jaki sposób zwiększy to dostępność lekarzy?
Wicepremier Gowin podniósł, że jego zdaniem ustawa doprowadzi do pogorszenia dostępu do usług medycznych, a tak radykalna zmiana powinna być przeprowadzona najpierw jako program pilotażowy, w celu oceny konsekwencji i minimalizacji potencjalnych strat.
Jarosław Gowin wskazał za niebezpieczne odejście od systemu finansowania, gdzie pieniądz idzie za pacjentem. Jego punkt widzenia zdają się popierać doświadczenia lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Lekarze rodzinni otrzymują obecnie stawkę ryczałtu na każdego pacjenta, niezależnie czy skorzysta z wizyty, czy nie, skutkiem tego jest notoryczne odsyłanie chorych pacjentów do prowadzenia w ośrodkach specjalistycznych, ponieważ każdy pacjent przy ryczałcie to dla placówki zbędny koszt. Rodzi to wątpliwości, czy w sieci szpitali nie ujrzymy tego samego zjawiska, że ośrodki będą odsyłać do siebie nawzajem najtrudniejszych, wymagających największych nakładów pacjentów. Byłaby to praktyka wysoce niebezpieczna.
Jedynym logicznym wyjaśnieniem takiej reformy jest próba wyparcia z rynku usług zdrowotnych podmiotów prywatnych, które są najczęściej wąsko wyspecjalizowane, co więcej, często w zagranicznych rękach, co wpisuje się w gospodarczą retorykę partii rządzącej. Niestety tracą pacjenci.
W tym kontekście bardzo zastanawiające jest spięcie na linii Jarosław Gowin – Beata Szydło. Mamy bowiem do czynienia z ustawą bardzo kontrowersyjną, która co się rzadko zdarza, jednomyślnie oburza środowiska lekarzy, pracodawców jak i organizacje pacjentów. Możliwe zatem, że wyłom wicepremiera Gowina jest taktycznym ruchem rządzących na zasadzie klasycznego odwrócenia uwagi. Jarosław Gowin gra rolę opozycji w rządzie, przez co media skupiają się na gabinetowych intrygach, zamiast uderzyć w sedno problemu. Co więcej, jeśli wprowadzanie reformy pójdzie nie tak, to Prawo i Sprawiedliwość będzie mogło oskarżyć o niepowodzenie ministra Radziwiłła i wymienić go, cytując klasyka, “na lepszy model”, zaś sumienie partii w oczach wyborców pozostanie nieskalane, ponieważ obóz rządzący był w tym samym czasie za, a nawet przeciw nowej ustawie. Na tej zasadzie Jarosław Kaczyński udaje wewnętrzną opozycję w Prawie i Sprawiedliwości, jako głos rozsądku naprawiając złe posunięcia swoich podwładnych, wymazując ich negatywne wizerunkowe konsekwencje.
Jest to szczególnie istotne w przypadku Jarosława Gowina, który nie jest członkiem PiS, ale jego teoretycznym koalicjantem, dzięki czemu przez udawaną odrębność może utrzymywać przy obozie władzy tych wyborców, którzy mogliby przy braku takiego głosu rozsądku jego szeregi opuścić.
Po raz kolejny okazuje się, że prezes Jarosław Kaczyński jest mistrzem prowadzenia politycznej gry.
fot. flickr/ P.Tracz
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU