W 2017 roku samochód służbowy Macierewicza brał udział w groźnej kolizji. Co dodaje pikanterii całej sprawie, to fakt, że ówczesny szef MON wracał właśnie z Torunia, gdzie wziął udział w sympozjum ojca Tadeusza Rydzyka. Auto jechało bardzo szybko. Polityk chciał bowiem zdążyć na warszawską imprezę jednego z prawicowych tygodników, gdzie miano wręczyć nagrodę samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu. Można więc powiedzieć, że minister jechał od jednego do drugiego swojego idola.
Potem doszło to kuriozalnej kraksy na miarę filmów Patryka Vegi. W Lubiczu Dolnym k. Torunia rządowa limuzyna wjechała w samochody stojące na… czerwonym świetle.
Boska aura Rydzyka jednak częściowo pomogła. Macierewiczowi nic się nie stało. Mało tego, zdążył nawet na wspomnianą galę. Niestety, mniej szczęścia mieli pasażerowie pozostałych samochodów. Trzej odnieśli urazy, zaś u jednej zdiagnozowano pęknięcie kręgosłupa.
Pan Kaziu bez uprawnień
Teraz okazuje się, że kierowca ministra Kazimierz Bartosik nie miał uprawnień do kierowania limuzyną. Sprawę pierwotnie badał dział wojskowy Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ursynów. Potem przejęła ją Prokuratura Okręgowa w Warszawie i… umorzyła! Dokonał tego sam szef Prokuratury Okręgowej prok. Paweł Blachowski.
Bartosik jest od lat „człowiekiem Macierewicza”, zaś Blachowiak to zaufana osoba ministra Zbigniewa Ziobry.
Jak dziś donosi Onet, z dokumentów sprawy wynika, że Bartosik nie mógł zgodnie z prawem kierować pojazdami uprzywilejowanymi. Żeby dopełnić kuriozum sytuacji, przyniósł ponoć na przesłuchanie specjalne zezwolenie, ale… wystawione 6 lutego 2017 r. Otrzymał je więc 12 dni po wypadku. Wcześniej stosownego dokumentu nie miał…
To nie koniec czarnego humoru w tej sytuacji. Pan Kazimierz przyznał, że miał braki w dokumentach:
“Świadek zeznał, że w dniu, w którym doszło do zdarzenia, nie posiadał aktualnych badań lekarskich wymaganych do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych”.
Sprawę wytłumaczono równie kuriozalnie. Służba Kontrwywiadu Wojskowego wyjaśniła, że pan Kazimierz otrzymał co prawda do kierowania samochód ministra, ale nie musiał on być wykorzystywany jako pojazd uprzywilejowany. Na tej podstawie sprawę umorzono…
“Samo dysponowanie przez Kazimierza Bartosika samochodem wyposażonym w sygnały świetle i dźwiękowe nie świadczy o używaniu w charakterze pojazdu uprzywilejowanego” – napisał w dokumentach prok. Paweł Blachowski.
Od PRL po IV RP
Pan Kazimierz zaczynał karierę pod koniec lat 70. w wojskowej bezpiece WSW. Ma doświadczenie w wożeniu ważnych osób, bowiem – i tu robi się jeszcze ciekawiej – w stanie wojennym był kierowcą gen. dywizji Michała Janiszewskiego, szefa gabinetu gen. Jaruzelskiego. Macierewicz zatrudnił go jako szofera już na początku lat 90., gdy został szefem MSW w rządzie Olszewskiego. Potem panowie współpracowali za czasów wcześniejszego rządu PiS.
Prokuratura dla swoich?
Wychodzenie takich spraw na jaw na pewno nie przysłuży się PiS w roku wyborczym. Sam Macierewicz w takich okresach od lat chowany jest przez Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ, choć jest jego prawicowym krzyżowcem, raczej ściąga słupki partii w dół. Na jaw wyszły już kontrowersje związane z jego byłym asystentem Bartłomiejem M. Sprawa pana Kazimierza nie poprawia sytuacji.
Te doniesienia mogą też uderzyć w całe ugrupowanie, zwłaszcza Zbigniewa Ziobrę. Okazuje się bowiem, że prawo i sprawiedliwość w Polsce PiS zaczynają funkcjonować dość kuriozalnie.
Źródło: Onet
fot. Shutterstock/Grand Warszawa
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU