Rząd Prawa i Sprawiedliwości promował przez długi okres narrację o nadwyżce budżetowej i doskonałej kondycji finansów państwa mimo licznych wydatków na obietnice wyborcze dobrej zmiany. Choć sytuacja budżetu dzięki światowej koniunkturze jest relatywnie dobra, to jednak cenę za to zapłacili min. polscy pacjenci. Kilkadziesiąt miliardów zł rocznie wydane na programy plus i koszty obsługi niższego wieku emerytalnego oznacza, że właśnie takiej kwoty nie przekierowano na ochronę zdrowia, edukację i inne niezbędne funkcje państwa, które cierpią od lat na olbrzymie niedofinansowanie. Podczas gdy będące na dorobku państwo było z tektury, to zamiast wzmocnić jego strukturę obecne władze zdecydowały się na rozrzutność na populistyczne cele. Ochrona zdrowia jest tutaj doskonałym przykładem tego, w jak bardzo absurdalnej sytuacji się znaleźliśmy i na co dobrej zmianie zabrakło.
Początek 2019 roku upływa w systemie ochrony zdrowia na kolejnych niepokojących doniesieniach. Najpierw masowa likwidacja łóżek szpitalnych, która stała się nieprzewidzianą wcześniej konsekwencją zaostrzenia norm personelu przypadającego na jedno łóżko. Resort liczył, że cudownym sposobem dyrektorzy szpitali znajdą nowy personel, co jak można było się spodziewać zakończyło się fiaskiem. W całym kraju zniknęło już 3 463 łóżek, w tym aż 859 w województwie śląskim. Wymóg, aby na oddziałach zachowawczych dla dorosłych przypadało na jedno łóżko co najmniej 0,6 etatu pielęgniarskiego, a na oddziałach zabiegowych 0,7, okazał się trudny do udźwignięcia.
Minister zapowiedział równocześnie oszczędności na obsadach dyżurów szpitalnych, chcąc podzielić je na ostre – w pełnej obsadzie, oraz tępe – ze specjalistami pod telefonem. W założeniu położone w pobliżu szpitale miałyby w danej specjalności dyżurować na przemian. Pomysł w realiach braku lekarzy zapewne konieczny, ale pokazujący jak bardzo dramatyczna jest sytuacja kadrowa i finansowa polskich szpitali. Rodzi także poważne ryzyko organizacyjnego chaosu i pozostawienia w stanie dezinformacji samych pacjentów, którzy nie będą wiedzieli gdzie mogą udać się po pomoc. Do tego były już minister zdrowia Konstanty Radziwiłł odpalił bombę sugerując, że ministerstwo powinno finansować tylko rezydentury w specjalizacjach deficytowych, wypychając większość lekarzy z finansowanego przez państwo cyklu kształcenia.
Na tym problemy się nie kończą, ponieważ minister zdrowia znalazł się pod presją szpitali powiatowych, które domagają się zmian wyceny świadczeń, koniecznej, aby zamknąć budżety szpitali po obiecanych umiarkowanych podwyżkach niektórych grup zawodowych.
W efekcie powyższych media obiegła wiadomość, że resort zdrowia w liście do Ministerstwa Finansów skarży się, że zabraknie aż 7 mld zł na wspomniane wyższe wyceny świadczeń oraz podwyżki m.in. dla fizjoterapeutów. Wszystko w efekcie statystycznych manipulacji sposobem wyliczania budżetu NFZ, który dostaje % od PKB nie z roku bieżącego, ale poprzedzającego, co skutkuje właśnie stratą 7 mld zł. Tymczasem Polski system ochrony zdrowia mimo rządowego kompromisu z Porozumieniem Rezydentów wciąż pozostaje jednym z najgorzej finansowych w Europie. 4,86 proc. PKB w 2019 roku to zaledwie połowa tego, co proporcjonalnie wydaje się na zachodzie Europy. Jakby tego było mało kwotowo dysproporcja jest jeszcze większa. Wydatki na opiekę zdrowotną jednego mieszkańca Polski w 2016 r. wyniosły 731 euro, podczas gdy w Niemczech 4253 euro (dane eurostatu). Tymczasem wiele używanych leków i sprzętu ma takie same dla wszystkich międzynarodowe ceny.
Niestety, polityczny priorytet na ochronę zdrowia Polaków nie istnieje, ponieważ to się PiS nie opłaca. W naprawę NFZ można wpompować środki z 500+, poprawią one sytuację, ale nie dadzą porównywalnego splendoru w elektoracie. Różnice w jakości leczenia pojawiają się powoli i nie ma górnej granicy, która tworzy stan społecznej satysfakcji jakością usług. Przyjęło się w elitach politycznych, że w systemie musi być źle i jest to coś niezmiennego, ponadczasowego, z czym nie ma sensu nawet szczególnie walczyć. Stąd właśnie rząd szuka na zdrowiu drakońskich oszczędności. A zegar tyka, z każdym rokiem lekarzy i pielęgniarek jest coraz mniej i z obsadą szpitali będzie coraz trudniej. Równocześnie już dziś z powodu niedoboru np. anestezjologów znaczna część bloków operacyjnych w kraju pracuje znacznie poniżej swoich możliwości i posiadanej obsady chirurgicznej. Takich sytuacji z roku na rok będzie coraz więcej i bez nastawienia na gruntowną reformę czekają nas dramatyczne realia leczenia polskiego starzejącego się społeczeństwa.
Fot. flicr.com/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU